Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Sędzia Trybunału Stanu o operacji władzy. Prof. Majchrowski dla "Gazety Polskiej": Witajcie w kraju bezprawia

Mamy niewątpliwie do czynienia z największą skalą naruszeń prawa przez rządzących w całej historii III RP – mówi „Gazecie Polskiej” prof. Jan Majchrowski, sędzia Trybunału Stanu. Zwraca uwagę nie tylko na metody wykorzystywane w „operacji mającej na celu totalne przejęcie władzy we wszystkich segmentach życia”, lecz także konieczność reakcji: – Nie można tylko przyglądać się, jak polskie państwo prawne tonie w odmętach narastającego bezprawia.

Jan Majchrowski
Jan Majchrowski
fot. - Telewizja Republika

Anarchia, bezprawie, dwuwładza – to opinia części prawników. Druga strona mówi o „przywracaniu praworządności”. A Pan jak ocenia to, co obecnie dzieje się w wymiarze sprawiedliwości za sprawą działań ministra Adama Bodnara?

Po 13 grudnia 2023 roku mamy niewątpliwie do czynienia z największą skalą naruszeń prawa przez rządzących w całej historii III RP. Nie tylko w liczbach bezwzględnych, lecz także z uwagi na tempo – już nie arytmetyczne, lecz wręcz geometryczne. To zaczyna przypominać pierwsze lata powojenne. Wtedy też przygrywką do totalnego zamordyzmu była walka z pozostałościami „faszyzmu”, jak w dekrecie z 1946 roku o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego. Wtedy też z polskiego prawa brano to, co dla rządzących było wygodne, a nie stosowano tego, co niewygodne, czyli to było takie prawo, „jak my je rozumiemy”. Wtedy także totalitaryści przebierali się w szaty demokratów, tworząc na przykład Front Demokratyczny w wyborach do Sejmu, które nota bene sfałszowali. I to wszystko też miało być tylko na okres przejściowy. To nie są przypadki, tylko realizacja z góry powziętego planu, zresztą wprost ogłoszonego przed wyborami. On jest teraz realizowany, jako chyba jedyna ze złożonych obietnic wyborczych. 

Niewątpliwie studenci prawa w przyszłości będą debatować o skutkach, jakie wywołała „bodnaryzacja prawa”. To balansowanie na jego granicy. Czy została ona przekroczona?

Nie wiem, czy będą o tym debatować, czy raczej po cichu rozmawiać, jak w PRL-u, bo ta operacja ma na celu totalne przejęcie władzy we wszystkich segmentach życia. Także na uczelniach. Prawo, a raczej bezprawie, jest tu tylko środkiem do celu. Rządzący zdobyli wprawdzie większość parlamentarną, pozwalającą im utworzyć rząd, ale oni chcą ogarnąć władzę wszędzie, także tam, gdzie mają do czynienia z organami mającymi określone prawem kadencje, jak NBP, KRS, TK itd. Te działania mają czasem jakiś mizerny pozór prawa, opierając się na dwuznacznych uchwałach sejmowych, które wkraczają w materię ustawową, albo na niezgodnych z konstytucją rozporządzeniach, jak skierowana do TK rozporządzeniowa twórczość pana Bodnara. Czasem są to jakieś „opinie prawne” nie bardzo wiadomo kogo, które mają zastępować ustawy, jak w przypadku przejęcia TVP, poparte „silnymi ludźmi”.  Wszystko to pasztet z konia i z zająca: cały jeden koń i jeden zając. Ale zawsze można nazwać to pasztetem z zająca. 

Prawnicy, z którymi rozmawiam, z reguły są zaskoczeni, że to Bodnar „na rympał” ingeruje w sądownictwo, bo mowa o niedawnym Rzeczniku Praw Obywatelskich. Pan również spodziewał się innych standardów?

Nie, nie spodziewałem się innych standardów. Spodziewałem się wszystkiego, co najgorsze, bo przecież wiem, jakie uchwały przyjmowało stowarzyszenie „Iustitia”, wiem, jak od dawna grożono sędziom chcącym wykonywać obowiązki, wiem, co wypisywały takie osoby jak, odznaczony właśnie przez pana Bodnara, Wojciech Sadurski, któremu notabene odmówiono kiedyś wszczęcia przewodu habilitacyjnego na Wydziale Prawa UW, a dziś przedstawiany jest jako „konstytucjonalista”. Od dawna nawoływał wprost, by przepisami prawa się nie przejmować.

Należy Pan do twórców inicjatywy „Przeciw bezprawiu – Archiwum im. mec. Władysława Siły-Nowickiego”. Jaki jest tego cel? 

Nie można tylko przyglądać się, jak polskie państwo prawne tonie w odmętach narastającego bezprawia, jak ludzie wyrzucani są z pracy tylko z powodów politycznych, jak dokonuje się czystki wśród dziennikarzy radiowych. Każdy powinien zrobić to, co może, bo ma taki obywatelski obowiązek, a nie chować głowę w piasek, bo go to jeszcze nie dotyczy. Zaproponowałem przedstawicielom organizacji prawniczych zorganizowanie podmiotu, który dokumentowałby te akty bezprawia, by nic nie zostało zapomniane. W rezultacie to archiwum już działa, a każdy obywatel jest zaproszony, by za pośrednictwem strony internetowej archiwumprzeciwbezprawiu.pl zgłaszał wszelkie akty naruszeń prawa po 13 grudnia 2023 roku. Te dotyczące spraw ustrojowych i krzywdy wyrządzanej poszczególnym osobom. Nie ma bowiem nieważnych krzywd ani nieważnych ludzi. Musimy brać nasze sprawy w nasze ręce, na nikogo się nie oglądać.    

Bodnar otacza się ludźmi z Iustitii i Themis, realizuje ich postulaty, wśród których dominuje chęć odwetu. Równocześnie częstym zarzutem wobec na przykład odwoływanych prezesów sądów jest przynależność do innych stowarzyszeń. Selekcja według legitymacji?

Konstytucja wprost zabrania sędziom przynależności do partii. W praktyce pewne stowarzyszenia sędziowskie stały się organizacjami parapolitycznymi. Dziś nikt się z tym już nie kryje, jak dobrze zorganizowane grupy interesu prowadzą w synergii z partiami akcje obrony „swoich” i nagonki  na „obcych”. Za określone postawy, w tym orzecznicze, pewni sędziowie byli z tych organizacji usuwani i piętnowani. Jak się to ma do szacunku dla zasady niezawisłości sędziowskiej? Nijak. Jedna z sędzi-aktywistek wyraziła publicznie dążenia tej grupy: „Ja chcę zemsty!”. Zemsty za to, że ktoś usiłował rozbić wewnętrznie skonsolidowany układ sędziowski w Polsce. Zauważmy, że zaraz po wojnie komuniści wyczyścili wymiar sprawiedliwości, obsadzili go swoimi ludźmi, często bez wykształcenia prawniczego, na przykład po osławionej „Duraczówce”. W stanie wojennym pozbyto się grupy sędziów związanych z Solidarnością. A w III RP wszystko to zakonserwowano, gdy gen. Jaruzelski, jako prezydent RP, powołał cały skład osobowy SN. Tym razem dożywotni, nieusuwalny. Powołany wówczas Józef Iwulski, jeden z najbardziej wpływowych ludzi w SN, dopiero w tych dniach przeszedł sobie w stan spoczynku. Sądził do samego końca, mimo że wskutek orzeczenia tegoż SN w sprawie immunitetowej powinien być zawieszony. To już idzie na konto obecnego kierownictwa SN. Wybrany przez Sejm „kontraktowy” i powołany przez tegoż Jaruzelskiego Pierwszy Prezes SN Adam Strzembosz latami mamił opinię publiczną, że sądownictwo samo się oczyści. No i mamy! Bodnar wespół z Iustitią i Themis właśnie piszą ostatni akt tego „oczyszczenia”.          

Obecnie prawnicy, ale i dziennikarze, znając nazwisko sędziego mającego orzekać w jakiejś sprawie, najpierw sprawdzają, do którego stowarzyszenia należy albo kiedy otrzymał nominację. Na tej podstawie snują różne scenariusze, nawet co do treści wyroku. To ruina autorytetu wymiaru sprawiedliwości.

Niestety tak. I to do tego stopnia, że coraz trudniej mówić tu o wymiarze „sprawiedliwości”. W państwie, w którym niemal każda sprawa może mieć swój finał w sądzie, może mieć to skutki katastrofalne, zwłaszcza że niektórzy sędziowie czują się bardzo luźno związani przepisami ustaw i czasami orzekają, jak im się podoba. Bulwersujących wyroków jest już mnóstwo, a odkąd zablokowano, a następnie zlikwidowano Izbę Dyscyplinarną SN, wytworzył się stan, który można określić zdaniem: „Hulaj dusza, piekła nie ma!”.    

*Nie sposób nie zapytać Pana o wydarzenia z grudnia 2021 roku. Wtedy, będąc sędzią Sądu Najwyższego, zrzekł się Pan urzędu, co było ogromnym zaskoczeniem. Więc dlaczego? I czy teraz, z perspektywy czasu, podjąłby Pan inną decyzję?

Z perspektywy czasu, a więc faktu, że Sejm poprzedniej kadencji ulegając naciskom UE i mamiony miliardami euro pożyczki na KPO, już po mojej rezygnacji zlikwidował Izbę Dyscyplinarną, a jej sędziom dał możliwość przejścia w lukratywny stan spoczynku – tym bardziej uważam, że moja ówczesna decyzja była właściwa. Poszedłem do SN, żeby naprawiać wymiar sprawiedliwości, żeby sądzić sędziów. W tym celu zrezygnowałem z szeregu innych zajęć i funkcji, zresztą dochodowych. W pewnym momencie przestraszono się UE, nacisków formalnych ze strony TSUE i tych nieformalnych, idących z nimi w parze. Cofnięto się. To był błąd. Mnie bezprawnie uniemożliwiono sądzenie sędziów, do czego zostałem powołany. Nie mogłem zgodzić się na udawanie. To byłoby oszukiwaniem ludzi i siebie. Po wielu ostrzegawczych oświadczeniach zrezygnowałem z urzędu sędziego SN i ze wszelkich apanaży z tym związanych. Zaprotestowałem najmocniej, jak mogłem. Niektórzy mówią: „frajer”. Ale dziś mogę każdemu spojrzeć prosto w oczy. Nie wszyscy mogą to o sobie powiedzieć.  

Orzekał Pan w Izbie Dyscyplinarnej SN, która była głównym celem ataków „obrońców praworządności”. Dlaczego jej powstanie aż tak bardzo ich rozjuszyło?

Mimo że nie była to struktura idealna, to była podstawowym, realnym instrumentem hamowania samowoli sędziowskiej, hamowania łamania praw obywateli przez działania i zaniechania tych sędziów, którzy naruszali prawo i etykę. Środowisko tzw. kasty sędziowskiej widać tak właśnie ją postrzegało, skoro tak silnie została ona zaatakowana. 

Ten bałagan kreuje patologię. Sędzia Robert W. kradł w markecie, za co został prawomocnie skazany, czyli stwierdzono, że jest złodziejem. Ale pozostaje sędzią, pobiera sowite wynagrodzenie za nicnierobienie, bo od lat nie zdołano sfinalizować postępowania dyscyplinarnego i wyrzucić go z zawodu.

To była właśnie sprawa, obok kwestii zawieszenia Józefa Iwulskiego, która bezpośrednio popchnęła mnie do złożenia urzędu sędziego SN. Wbrew nieuprawnionym żądaniom TSUE, a zgodnie z literą polskiej ustawy i konstytucji, popartą orzecznictwem polskiego Trybunału Konstytucyjnego, sprawę sędziego Roberta W. wpisałem na wokandę i chciałem osądzić w postępowaniu dyscyplinarnym. To była jedyna droga, która mogła zakończyć się jego wydaleniem ze stanu sędziowskiego. Jeden z dzienników opatrzył to działanie, wynikające z moich obowiązków sędziowskich, tytułem: „Sędzia Izby Dyscyplinarnej Jan Majchrowski rzuca wyzwanie TSUE. Wyznaczył termin rozprawy”. Na reakcję nie musiałem długo czekać. Najpierw na rozmaite sposoby chciał to zablokować sędzia sprawozdawca. Potem prezes Izby Dyscyplinarnej p. Przesławski, pisząc do mnie kuriozalne pismo. Nie ugiąłem się. Następnie zmieniono regulamin całego SN i na podstawie tego nowego regulaminu sędzia sprawozdawca zarządził zdjęcie tej sprawy z wokandy.

Zrobił to jednak nieskutecznie, niezgodnie z przepisami nawet tego nowego regulaminu. Zatem zarządziłem przywrócenie sprawy na wokandę. Mojego zarządzenia sekretariat sądu jednak nie wykonał „na ustne polecenie” prezesa Izby Dyscyplinarnej p. Przesławskiego, jak to mogłem przeczytać w notatce służbowej wpiętej do akt sprawy. Tam się działo znacznie więcej skandalicznych rzeczy w tej sprawie. Zrozumiałem, że „siła złego na jednego”.

Upubliczniłem sprawę. Był skandal. Nic to nie pomogło. Cóż innego mi pozostało jak rezygnacja? Jeszcze złożyłem w Prokuraturze Krajowej stosowne zawiadomienie w sprawie związanej z zawieszeniem Józefa Iwulskiego. Z tego co wiem, przez ponad dwa lata nic istotnego w tej sprawie nie zrobiono.

To też zastanawiające. 

Niedawno opublikowano apel do prokuratora generalnego o umorzenie licznych – jak to określono – „politycznych śledztw”. Co zdumiewa, podpisała się pod nim także grupa sędziów. Przekroczenie granic?

No to pewnie na kanwie tego apelu umorzą też i tę powyższą sprawę i w ten sposób pójdzie to na rachunek nowej ekipy, a nie starej. Wygodne dla obu.

A co do przekroczenia granic, to spytam retorycznie: a to są jeszcze jakieś granice? Przecież likwidacja tej Izby Dyscyplinarnej i czystka w prokuraturze, dokonywana zresztą także z naruszeniem przepisów prawa, to likwidacja „systemu immunologicznego” wymiaru sprawiedliwości. Jak dojdzie do tego przejęcie TK i KRS albo ich paraliż, to będzie to oznaczało likwidację „systemu odpornościowego” państwa prawnego w ogóle. I o to chodzi. Wtedy nikt już nie zatrzyma nowej władzy przed realizacją jej podstawowego dalekosiężnego celu: włączenia Polski w nową federację europejską, czyli po prostu likwidację Polski jako odrębnego, suwerennego bytu państwowego, i pozbawienia Polaków możliwości niezależnego decydowania o sobie we wszystkich obszarach życia politycznego, gospodarczego, społecznego i kulturalnego.    

 



Źródło: Gazeta Polska

Grzegorz Broński