„Niebywała sytuacja”, „służby leżą”, „państwo jest z dykty” - grzmią politycy Koalicji Obywatelskiej po włamaniu się na skrzynki mailowe Michała Dworczyka oraz jego żony. Coraz bardziej prawdopodobna staje się teza, że atak pochodzi ze wschodu. Na kanwie hackerskiego skandalu, warto przypomnieć ten sprzed lat, gdy prezesem Rady Ministrów był Donald Tusk.
Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk w nocy w oświadczeniu poinformował o hakerskim ataku na skrzynkę mailową i media społecznościowe jego i jego żony. Jak dodał, o fakcie poinformowane zostały służby.
Podkreślił jednocześnie, że "w skrzynce mailowej będącej przedmiotem ataku hakerskiego nie znajdowały się żadne informacje, które miały charakter niejawny, zastrzeżony, tajny lub ściśle tajny". "Informuję również, że oświadczenie, które zostało opublikowane w mediach społecznościowych na koncie mojej żony jest sfabrykowane i zawiera nieprawdziwe treści" - dodał minister.
„W metadanych opublikowanych plików są rosyjskie symbole”
- twierdzi Nexta.
Portal podkreśla, że jest to kolejny „atak ze strony państwa związkowego (Białorusi i Rosji -red.)”. „Nie ma co do tego wątpliwości, biorąc pod uwagę kampanię dezinformacyjną zorganizowaną przez białoruską propagandę, porwanie samolotu z (białoruskim opozycyjnym dziennikarzem) Ramanem Pratasiewiczem i nieskuteczne próby rozpoczęcia handlu więźniami politycznymi z Zachodem” -ocenia autor kanału Nexta na Telegramie.
Nie wszyscy dziś pamiętają informatyczny blamaż strony rządowej sprzed lat. Na przełomie 2011 i 2012 roku przypadły ogromne protesty przeciw ACTA - sławetnego układu, który miał dotyczyć ochrony własności intelektualnej, również w internecie. Obrońcy swobód w internecie podnosili wówczas, że może prowadzić to do blokowania różnych treści i cenzury w imię walki z piractwem.
"Premier Donald Tusk jest złym człowiekiem! Nie ma się co rozpisywać. Internetu nam cenzurować nie będziecie. Praw człowieka nie odbierzecie! Chyba, że chcecie abyśmy naprawdę pokazali swoją prawdziwą siłę ;-). Polish Underground pozdrawia serdecznie :)"
- taki komunikat wyświetlał się wówczas na stronie premier.gov.pl.
Niedługo przed przejęciem rządowej strony, miejsce miała inna wpadka Donalda Tuska.
„Premier Donald Tusk najwyraźniej nie przejął się zbyt mocno wykradzeniem przez hakerów loginów i haseł do poczty elektronicznej pracowników rządowych. Być może dlatego, że jego własne dane nie są wcale tajemnicą. Fotoreporterzy PAP uwiecznili na zdjęciach ściągawkę, w jaką wyposażony jest laptop szefa rządu. Na przyklejonej do klawiatury nalepce widnieje nazwa użytkownika i hasło”
- pisała w styczniu 2012 roku Wirtualna Polska.
„Trudno się dziwić, że hakerzy nie mają problemów z pokonaniem zabezpieczeń i kradzieżą danych z rządowych stron, skoro hasło dostępu do tak ważnego komputera jak laptop szefa rządu, może zobaczyć praktycznie każdy” - konkludował portal.
(fot. Radek Pietruszka/ PAP)