Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Rubcow hojnie obdarowany wiedzą. Katarzyna Gójska o tym, jak reżim Tuska pomógł agentowi GRU

W lipcu ubiegłego roku rosyjski żołnierz GRU, który udając hiszpańskiego dziennikarza, prowadził zakrojoną na szeroką skalę akcję wywiadowczą w Polsce, otrzymał od instytucji naszego państwa dostęp do akt sprawy jego samego dotyczącej - pisze Katarzyna Gójska w "Gazecie Polskiej".

Pablo Gonzalez vel Paweł Rubcow
Pablo Gonzalez vel Paweł Rubcow
arch. - Twitter

Przez kilka tygodni ten wyszkolony przez rosyjskie służby niebezpieczny dla nas człowiek zaczytywał się częścią jawną oraz niejawną, a ABW stworzyła mu warunki do tej lektury w kancelarii tajnej. Konia z rzędem temu, kto wskaże podobny znany cywilizowanemu światu przypadek – schwytany przez polskie służby agent, po miesiącach odsiadki otrzymuje akta swojej sprawy sporządzone przez tych, którzy tropili jego antypolską aktywność, a potem wyjeżdża z naszego kraju i triumfalnie wraca do swojej centrali, witany na lotnisku kwiatami przez samego prezydenta. Idę o zakład, że gdyby na czele polskiego państwa stał uczeń z ostatnich klas podstawówki, to miałby tyle rozumu w głowie i obeznania, że nie dałby agentowi dostępu do wiedzy, na podstawie której mógłby on odtworzyć i skojarzyć prowadzone przeciwko niemu działania. To dlaczego instytucje RP kierowane przez ludzi premiera Tuska okazały się tak bardzo naiwne i infantylne? Przypomnijmy, że gdy sprawa wyposażenia Rubcowa w wiedzę o działaniach polskich służb ujrzała światło dzienne, słyszeliśmy zapewnienia, iż żołnierz rosyjskiego wywiadu wojskowego w zasadzie niczego nie mógł się z tych dokumentów dowiedzieć. 

Później zaczęto suflować opowieść, że nie można mu było odmówić, bo taka odmowa godziłaby w jego prawa jako oskarżonego. Jak widać, praworządność w traktowaniu osób z zarzutami w nielegalnej prokuraturze zmierza ku perfekcji, gdy dotyczy obywatela Federacji Rosyjskiej, bo w przypadku obywateli RP, szczególnie tych rozpoznanych jako wrogowie polityczni, obowiązują zgoła odmienne standardy. Ale zostawmy ten problem na boku. Ważne jest to, iż Rubcow otrzymał wiedzę, której nigdy nie powinien dostać – szczególnie wówczas, gdy negocjowano już jego przekazanie stronie rosyjskiej. „Gazeta Polska” dotarła do jego aktu oskarżenia. To jedynie niewielki fragment wiedzy, z którą Rosjanin mógł się zapoznać. Na podstawie lektury dokumentu wiemy, iż wszystkie zarzuty kierowane pod adresem instytucji RP w tej sprawie były w pełni uzasadnione. Nie ma wątpliwości, iż Rubcow wyczytał z akt swojej sprawy, co zrobili funkcjonariusze ABW, jakie mają możliwości i czego się dowiedzieli. Żołnierz GRU nie wracał do Moskwy z pustymi rękami. Dzięki ludziom Bodnara i służbom przywiózł Putinowi prezent w postaci szczegółowych informacji na temat funkcjonowania Agencji Bezpieczeństwa  Wewnętrznego, zapewne wykorzystywanych dziś przeciwko naszemu państwu. Na łamach tego numeru naszego tygodnika opisuje to Piotr Nisztor. Trzeba jednak postawić pytanie, czy okazanie Rubcowowi dokumentów, których nigdy nie powinien zobaczyć – a już na pewno nie wówczas, gdy szykował się do wyjazdu z Polski – było tylko nieprawdopodobną głupotą, czy też sposobem na dostarczenie Rosjanom tej wiedzy w taki sposób, by można go było zalegendować jako akt realizacji polskich przepisów prawa karnego. Stawiam to pytanie, mając w pamięci zapisy umowy SKW–FSB, która zobowiązywała polskie służby do przekazywania Rosjanom wiedzy na temat prowadzonych przeciwko nim działań. To na takie warunki zgodził się przed laty premier Donald Tusk. Ta sprawa „zgody” nigdy nie została należycie wyjaśniona. Komisja prof. Cenckiewicza opisała ją dokładnie, wskazała zagrożenia i ukazała prawdę o konsekwencjach, ale nasze państwo nie odpowiedziało na zasadnicze pytanie: dlaczego do takiej umowy doszło? 

Śledztwo w tej sprawie zakończyło się niczym – tak jakby ta sprawa była nic nieznaczącym tematem pobocznym – a przecież to nieprawda. Sprawa zaznajomienia Rubcowa z aktami śledztwa również wymaga dogłębnego wyjaśnienia, bo wszystko, co na ten temat powiedzieli przedstawiciele naszego państwa, nie wytrzymuje konfrontacji z dokumentami, które opisujemy. Dlaczego zatem wprowadzali opinię publiczną w błąd? Dlaczego instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo Polski nie powstrzymały tej szaleńczej akcji? Dziś niestety nie ma szans na wyjaśnienie i odpowiedzi. Trzeba mieć nadzieję, iż kiedykolwiek się pojawią. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska