W unijnych państwach powoli rozkręca się kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. W kilku z nich nakłada się na kampanie krajowe - prezydenckie i parlamentarne. Prognozy w poszczególnych państwach potwierdzają, że przyszły PE może być bardziej spolaryzowany, z liczącym się udziałem sił eurosceptycznych.
W Niemczech wybory do PE są sprawdzianem dla ugrupowań w jeszcze większym stopniu niż wybory landowe. W tym roku ze względu na kryzys UE, kłopoty partii masowych, rysujące się nowe podziały społeczne, nowe potencjalne konfiguracje koalicyjne i kandydaturę Niemca na szefa Komisji Europejskiej, wybory do PE w RFN będą miały znaczenie przełomowe.
Głosowanie odbędzie się 26 maja (razem z wyborami landowymi w Bremie). Ok. 65 mln obywateli Niemiec i innych państw UE uprawnionych do głosowania wybierze 96 europosłów.
Według ostatniego sondażu zwycięstwo ma zapewnione CDU/CSU, na którą chce głosować 33 proc. badanych, ale nieznacznie traci w porównaniu z 2014 r. (-2,2 pkt. proc). Na drugim miejscu znaleźli się Zieloni z 19 proc. poparciem, odnotowując rekordowy wzrost (+8,3 pkt. proc.). Socjaldemokraci (SPD) mogą liczyć na 18 proc., co oznacza spadek o 9,3 pkt. proc. Narodowo-konserwatywną Alternatywę dla Niemiec (AfD) wybrało 10 proc. ankietowanych; partia poprawiłaby tym samym wynik sprzed 5 lat, kiedy po raz pierwszy wprowadziła swoich przedstawicieli do jakiegokolwiek parlamentu (+3 pkt. proc.). Postkomunistyczna Lewica i liberalna FDP mogą liczyć odpowiednio na 8 proc. i 6 proc. (+0,6 i +2,6). Mandaty zdobędą też zapewne przedstawiciele innych ugrupowań; obecnie w PE zasiadają m.in. deputowani z neonazistowskiej NPD czy z satyrycznego ugrupowania Die PARTEI.
Przed wyborami Niemcy w większości są nastawieni raczej pozytywnie wobec Unii. 56 proc. uważa, że członkostwo w UE daje ich krajowi więcej korzyści niż przynosi strat, 30 proc. - że rachunek zysków i strat jest wyważony, a 12 proc. - że przeważają straty.
Główne czynniki wpływające na przebieg kampanii wyborczej, to rosnący w siłę Zieloni i stabilne poparcie dla AfD. To te dwa ugrupowania – a nie jak w poprzednich latach partie masowe CDU/CSU i SPD - nadają ton walce przed głosowaniem. To do ich pomysłów ustosunkowują się pozostałe partie, a nie na odwrót. CDU/CSU próbuje odzyskać wizerunek partii konserwatywnej i wyostrza elementy antyimigranckie w programie. SPD stara się odzyskać opinię ugrupowania „ludzi pracujących” i obiecuje hojne reformy socjalne.
Dla kanclerz Angeli Merkel gra toczy się o podwójną stawkę. Zależy jej nie tylko na dobrym wyniku Manfreda Webera (CSU), który jest niemieckim kandydatem na szefa KE. Wynik wyborów może również zdecydować o dalszym losie jej rządu.
We Francji kampania przed wyborami do PE de facto trwa już od miesięcy. W końcu października rząd wypuścił spot, wzywający do głosowania. Pokazuje w nim premiera Węgier Viktora Orbana i włoskiego wicepremiera Matteo Salviniego jako symbole „populizmu”, „nacjonalizmu” i „podziału Europy”, czyli zagrożeń, przed którymi przestrzega Emmanuel Macron. Francuski prezydent, ustawiając się w roli wodza „Europy otwartej”, tych polityków nazywał „głównymi nieprzyjaciółmi” i porównywał do Stalina i Mussoliniego.
Spot potępiła prawicowa i lewicowa opozycja, uznając go za „propagandę wyborczą” prezydenckiej partii La Republique en Marche (LREM). Prezydent, zmuszony też przez protest "żółtych kamizelek", zmienił nieco strategię. Ogłosił wielką debatę narodową i stał się jej głównym aktorem, występując na wielogodzinnych spotkaniach. Opozycja widzi jednak w tym „zagarnięciu mediów” kampanię wyborczą i protestuje.
Według sondaży największą reprezentację w PE będzie miało, uznawane za skrajnie prawicowe, Zjednoczenie Narodowe (RN, d. Front Narodowy) Marine Le Pen. Na tę partię zamierza głosować 22 proc. badanych. Za RN sytuuje się prezydencka LREM, z poparciem 20 proc.
Na trzecim miejscu stawiają sondaże prawicową partię Republikanie (LR), z 12 proc. poparcia, a następnie ekologów i skrajnie lewicową Francję Nieujarzmioną (LFI) – po 8 proc. Rządząca do niedawna partia socjalistyczna (PS) pociąga tylko 6 proc. wyborców.
Wciąż wiele mówi się o możliwości wystawienia list przez „żółte kamizelki”, które mogłyby odebrać poważną liczbę głosów tradycyjnym ugrupowaniom. Jednak ten bardzo niejednolity, pozbawiony uznanych liderów ruch jak dotąd tylko ogłasza i wycofuje deklaracje.
Osłabiona lewica stara się o stworzenie wspólnego frontu, ale bezskutecznie. Kandydowania ze wspólnej listy odmówił przywódca ekologicznej EELV (Europa ekologii i Zieloni) Yannick Jadot. Prezydencka LREM, wobec osłabienia tradycyjnej lewicy, na czoło swej listy wysunie przedstawiciela prawicowego skrzydła partii, by przyciągnąć wyborców LR i obniżyć jej wynik. Najczęściej wśród kandydatów wymienia się obecną minister ds. Europy, deklarującą katolicyzm Nathalie Loiseau.
Do wyborów europejskich stanie również Brigitte Bardot. B. gwiazda filmowa, zwolenniczka Frontu Narodowego, a ostatnio „żółtych kamizelek”, którym jak twierdzi pomaga finansowo, stanąć ma na czele partii animalistycznej.
Kampania przed wyborami do PE ma we Włoszech wyjątkowy charakter, gdyż toczy się w pierwszym roku pracy rządu koalicji prawicowej Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd, które są bardzo krytyczne wobec polityki Unii, zwłaszcza Komisji Europejskiej. Ostatnie miesiące minęły pod znakiem ostrej wymiany zdań między rządem Giuseppe Contego a KE wokół projektu budżetu i groźby wszczęcia procedury nadmiernego deficytu.
Choć oba ugrupowania rządowe startują w wyborach osobno i wykluczają sojusz, to ich liderzy, wicepremierzy Matteo Salvini i Luigi Di Maio wyrażają przekonanie, że 26 maja przyniesie koniec polityki UE w obecnym kształcie i doprowadzi do gruntownej zmiany w składzie KE. Obaj postanowili szukać za granicą sojuszników w ugrupowaniach, które uważają za pokrewne sobie.
W styczniu Salvini pojechał do Warszawy, gdzie spotkał się m.in. z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, by porozmawiać o współpracy przed wyborami do PE. Formalne porozumienie nie zostało zawarte, ale do zbliżenia stanowisk doszło - zapewniał potem włoski polityk.
Wyraził nadzieję, że takie formacje, jak PiS czy Liga, rozpoczną „nową wiosnę europejską, nowe marzenie europejskie, które zostało skradzione na rzecz banków czy finansów”. Zapowiedział, że Liga zaoferuje wspólny program innym ruchom ludowym w Europie. Taki ewentualny blok nazywany jest „suwerenistycznym”. Potencjalną sojuszniczką w tym bloku jest Marine Le Pen.
Ponadnarodowy sojusz przedwyborczy formalnie zawarł Ruch Pięciu Gwiazd. Jednym z jego sojuszników jest ruch Kukiz’15. Podczas prezentacji 15 lutego w Rzymie ogłoszono, że nową grupę w przyszłym PE tworzyć będą także ruch Teraz z Finlandii, partie AKKEL z Grecji i Żywy Mur z Chorwacji.
Do PE kandyduje m.in. były trzykrotny premier Włoch, lider Forza Italia, 82-letni Silvio Berlusconi. Wiceprzewodniczący tej partii, obecny szef PE Antonio Tajani zapowiedział, że będzie ponownie ubiegał się o to stanowisko.
Pod hasłem „walki z populistami” kampanię do PE zamierza prowadzić centrolewicowa opozycyjna Partia Demokratyczna. Bardzo osłabiona po utracie władzy przed rokiem stara się przezwyciężyć wewnętrzny kryzys i szuka sojuszników.
Na Półwyspie Iberyjskim głosowanie do PE niemal zbiega się z wyborami parlamentarnymi. W Hiszpanii odbędą się one 28 kwietnia, a w Portugalii – 6 października. W obu krajach, rządzonych przez mniejszościowe gabinety socjalistyczne, nie oczekuje się znaczących zmian na scenie politycznej.
Kierowana przez premiera Pedro Sancheza Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) przewodzi od grudnia w sondażach, lecz bez szans na zapewnienie swemu rządowi większości w 350-osobowym Kongresie Deputowanych. W następnej kolejności wyborcy deklarują poparcie dla centroprawicowej Partii Ludowej (PP) oraz liberalnych Ciudadanos (Cs).
Niespodzianką, zarówno w wyborach do Kongresu, jak i do PE, może być wynik uważanej za skrajnie prawicową partii Vox. Ugrupowanie Santiago Abascala według sondaży publikowanych przez PE mogłoby wprowadzić do Strasburga aż sześciu deputowanych. Jeszcze na jesieni sondaże w ogóle nie uwzględniały tej partii.
Z badania PE wynika, że PSOE może zapewnić sobie 16 mandatów w europarlamencie, PP – 15, Cs – 12, lewicowy blok Unidos Podemos – 9, a jeden – Rewolucyjna Lewica Katalonii (ERC). Na żaden mandat nie może na razie liczyć inne ugrupowanie z tego regionu – zarejestrowana w styczniu przez byłego premiera Katalonii Carlesa Puigdemonta - Crida Nacional per la Republica (Crida). Jej wyborczy debiut będzie miał miejsce właśnie 26 maja.
Niewielkich zmian należy się spodziewać także w Portugalii, gdzie socjaliści (PS) zdobyliby według sondaży 9 mandatów w PE, czyli o jeden więcej niż mają obecnie. Jednego europosła zyskałby też centroprawicowy blok CDS-PP, który łącznie miałby trzy mandaty w PE.
Wybory nie przyniosłyby zmian w przypadku socjaldemokratów (PSD), komunistów (PCP) i Bloku Lewicy (BE). Ugrupowania te miałyby odpowiednio: sześć, dwa i jeden mandat w PE.
Prowadzący w sondażach socjaliści w kampanii koncentrują się na haśle odbudowy silnej frakcji socjalistycznej w Europie. Deklarują też konieczność walki z nasilającymi się ich zdaniem w UE zjawiskami populizmu i szowinizmu.
Dyskretniej kampanie europejską prowadzą główne partie portugalskiej centroprawicy: PSD oraz CDS-PP. Część elektoratu może im zabrać nowa partia Sojusz (Alianca), kierowana przez byłego premiera i członka PSD Pedro Santanę Lopesa.
Wybory do PE w Belgii zaplanowano na 26 maja, a tego samego dnia będą wybierani także posłowie federalni. Belgia będzie miała w PE, tak jak przed 5 laty, 21 miejsc. Jeden z mandatów jest z mocy prawa przyznany kandydatowi z niemieckojęzycznej część kraju, 12 europosłów zostanie wyłonionych z flamandzkich list wyborczych, a 8 - z walońskich.
Ta federalna struktura kraju i wyborów powoduje, że żadna partia w wyborach nie zdobywa zdecydowanej przewagi.
W poprzednich wyborach najsilniejsza flamandzka partia, Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA), otrzymała 4 mandaty. Flamandzcy Liberałowie i Demokraci (Open Vld) – 3, a Chrześcijańscy Demokraci i Flamandowie (CD-V)- 2. Reszta miejsc w PE przypadła mniejszym ugrupowaniom.
W walońskiej części głosami podzieliły się po równo Ruch Reformatorski (3 mandaty) i Partia Socjalistyczna (również 3 mandaty ).
Według sondaży i tym razem wyniki będą niewiele się różnić od składu obecnej kadencji. We Flandrii dominującą siłą polityczną pozostaje N-VA, na który według sondaży PE głos może oddać prawie 29 proc. wyborców. Na drugim miejscu jest CD-V z poparciem ponad 16 proc., Open Vld i Zieloni mają po 14 proc. Oznacza to, że Zieloni mogą dostać dwa mandaty w nowym PE, a Open Vld może jeden mandat stracić.
Wybory we francuskojęzycznej Walonii według sondaży może wygrać Partia Socjalistyczna, na którą głos chce oddać 25 proc. wyborców. Oznacza to dla niej 3 mandaty, czyli o jeden więcej niż obecnie. Ruch Reformatorski z poparciem 20 proc. ma zachować obecną liczbę miejsc w PE.
Wyborcy mogą głosować tylko na listy flamandzkie lub walońskie, w zależności od tego, w której części federacji mieszkają. W dwujęzycznej stolicy kraju, Brukseli, będą mogli oddać głos na flamandzkiego lub walońskiego kandydata.
Eurosceptyczna partia Szwedzcy Demokraci (SD) może podwoić wynik w wyborach do PE. Według instytutu Sifo SD może liczyć na 18 proc. poparcia i cztery mandaty. W poprzednich wyborach do PE ugrupowanie to uzyskało nieco ponad 9 proc. i zdobyło dwa miejsca. Partia sprzeciwia się "dyktatowi Brukseli" i nie chce, aby Szwecja była płatnikiem netto. Krytykuje także zbyt liberalną jej zdaniem politykę migracyjną UE.
Największym przegranym może okazać się najbardziej prounijna szwedzka partia Liberałowie (L) - poprzednia nazwa Ludowa Partia Liberałów - z której wywodzi się komisarz UE ds. handlu Cecilia Malmstroem. Ugrupowanie to postuluje przyjęcie przez Szwecję euro. Liberałowie, którzy po rezygnacji wieloletniego lidera Jana Bjoerklunda przechodzą kryzys, mają poparcie 3,8 proc., co oznacza, że nie zdobędą żadnego miejsca w PE. Poprzednio 9,9 proc. głosów dało tej partii dwa mandaty.
Jedyny mandat może stracić też radykalna Inicjatywa Feministyczna (F!), która ma poparcie 1,2 proc. (w 2014 roku - 5,49 proc. i jeden mandat). Znaczny spadek popularności notuje Partia Ochrony Środowiska - Zieloni (MP). Z 15,4 proc. głosów i 4 mandatów według sondażu pozostanie jej 6,4 proc., co przełoży się na dwa miejsca w PE.
Pozostałe liczące się partie: konserwatywno-liberalna Umiarkowana Partia Koalicyjna (M), Chrześcijańscy Demokraci (KD), Partia Lewicy (V) oraz Partia Robotnicza-Socjaldemokraci (SAP) mogą uzyskać po jednym mandacie więcej.
Jednak zmiany są możliwe, gdyż według instytutu Sifo, w przypadku wyborów do europarlamentu Szwedzi znacznie później decydują, na kogo oddadzą głos niż w wyborach krajowych.
W szwedzkich wyborach do PE znacznie mniejsza jest też frekwencja - osiąga ok. 50 proc, wobec 80-90 proc. w wyborach parlamentarnych.
W Finlandii, zanim odbędą się wybory do PE, 14 kwietnia przeprowadzone zostaną wybory parlamentarne. Szacuje się, że w PE partie liberalne mogą stracić część miejsc na rzecz ”czerwono-zielonego” bloku.
Uwagę Finów skupiają wybory do Eduskunty. W czasie kampanii do PE trwać będą negocjacje koalicyjne w celu wyłonienia nowego rządu, które odwrócą uwagę od eurowyborów. Większe zainteresowanie przyciągają również przygotowania do objęcia przez Finlandię od lipca przewodnictwa w Radzie UE. Po brexicie Finlandia będzie miała w PE jedno miejsce więcej – 14.
Biorąc pod uwagę sondaże w wyborach do Eduskunty, obecne dwie główne partie rządzące: liberalna Centrum Finlandii (KESK) premiera Juhy Sipili i liberalno-konserwatywna Narodowa Koalicja (KOK) z poparciem 15-17 proc. mogą stracić część mandatów w PE na korzyść obecnej opozycji, przede wszystkim Fińskiej Partii Socjaldemokratycznej (SDP) czy Zielonej Unii (VIHR).
Liderująca sondażom SDP w krajowych wyborach może liczyć na ok. 21 proc. głosów, a Zieloni - na ok. 15 proc. Przy poparciu przeniesionym na wybory europejskiej ”czerwono-zielony” blok, który mógłby utworzyć przyszły fiński rząd, zyskałby też w PE i łącznie miałby przynajmniej 6 miejsc.
Liberalne fińskie partie rządowe zachowałyby po 2 lub 3 miejsca. Jeden mandat mógłby przypaść, jak obecnie, Związkowi Lewicowemu (VAS). Eurosceptyczna i nacjonalistyczna partia Finowie (PS), mogłaby zaś stracić jeden z obecnych dwóch mandatów w PE.
Zainteresowanie startem do PE wyrażali niektórzy politycy trzeciego rządowego koalicjanta – centrowej i eurosceptycznej partii Błękitna Przyszłość (ST), która powstała w 2017 r. po rozłamie w partii Finowie. Tematem kampanii wyborczej ST jest ”wzmocnienie bezpieczeństwa narodowego”, w kontekście powstrzymania terroryzmu czy masowej migracji. Choć główni politycy Błękitnych, obecni ministrowie m.in. obrony narodowej i spraw zagranicznych, mimo minimalnego poparcia dla swojej partii w sondażach (ok. 1-2 proc.), planują wystartować najpierw w krajowych wyborach, to część z nich rozważa późniejszy start w eurowyborach.
Również w Estonii, której przydzielono w PE 7 miejsc (o jedno więcej po brexicie), eurowybory pozostają na drugim planie. 3 marca odbyły się tam wybory parlamentarne do Riigikogu.
Największą popularnością (ok. 26 proc.) cieszy się rządząca partia centrowa o profilu socjalliberalnym - Estońska Partia Centrum (EKK) premiera Juriego Ratasa, która wielu zwolenników ma wśród rosyjskojęzycznej mniejszości. Podobny, ok. 24 proc., wynik, mógłby przypaść opozycyjnej liberalnej Estońskiej Partii Reform (RE). Te dwie liberalne partie należą w PE do Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE). Obie mogą liczyć na więcej mandatów w PE niż dotychczas.
Na wysokie poparcie (ok. 19 proc.) w wyborach może też liczyć opozycyjna Konserwatywna Partia Ludowa Estonii (EKRE), ugrupowanie eurosceptyczne o profilu narodowo-konserwatywnym.
Litwa swych 11 przedstawicieli do PE wybierze 26 maja. Prognozuje się, że najwięcej głosów zdobędą: rządzący Litewski Związek Rolników i Zielonych (LVZS) oraz opozycyjni konserwatyści Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci (TS-LKD) - oba te ugrupowania mogą uzyskać po cztery mandaty. Po jednym mandacie przypadnie Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej (LSDP), Partii Porządek i Sprawiedliwość (TT) oraz Partii Pracy (DP).
Nie wszystkie ugrupowania przedstawiły swych kandydatów. Termin zgłaszania list mija 20 marca i dopiero wówczas oficjalnie rozpocznie się kampania wyborcza.
Litwini 3 marca wybierali organy samorządu terytorialnego, natomiast na 12 maja zaplanowano wybory prezydenckie. Wybory do PE na Litwie odbędą się więc łącznie z ewentualną drugą turą wyborów prezydenckich. Powinno poprawić to frekwencję, jednak kampanię wyborczą zdominują wybory krajowe.
Na Węgrzech koalicja rządząca konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) może nieco zwiększyć stan posiadania w wyborach do PE. Obecnie ma ona 12 z 21 przypadających na Węgry mandatów.
Sondaże wskazują, że należący do Europejskiej Partii Ludowej Fidesz-KDNP może mieć o jeden lub dwa mandaty więcej niż obecnie – zależnie od tego, czy cała opozycja wystawi wspólną listę w wyborach.
Jeśli każda z partii opozycyjnych wystartuje osobno, Fidesz zyska jeden mandat, a Węgierska Partia Socjalistyczna oraz Jobbik, który przemieścił się w ostatnich latach ze skrajnej prawicy ku centrum, tracąc co radykalniejszych polityków, uzyskają po 3 mandaty. Oznacza to dla socjalistów wzbogacenie się o jeden mandat, dla Jobbiku, którego posłowie są w PE niezrzeszeni, utrzymanie stanu posiadania.
Trzecią partią, która weszłaby do PE, byłaby Koalicja Demokratyczna (KD) byłego socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya. KD miałaby tyle samo posłów co obecnie, czyli dwóch. Poza PE znaleźliby się przedstawiciele partii Polityka Może Być Inna, która obecnie ma jednego europosła, należącego do Zielonych.
Jeśli natomiast powstanie szeroka opozycyjna koalicja, zdobędzie ona w sumie według sondaży tylko siedem mandatów, gdyż część głosujących nie zaakceptuje sojuszu wyborczego lewicy i Jobbiku.
Fidesz i premier Viktor Orban przekonują, że w wyborach do PE dojdzie do starcia sił antyimigranckich i proimigracyjnych, przy czym te pierwsze reprezentuje Fidesz-KDNP, a te ostatnie opozycja. Zamiast imigrantów trzeba według premiera wspierać węgierskie rodziny.
21 czeskich europosłów zostanie wybranych 24 i 25 maja. Listy kandydatów mogą być kompletowane do 16 marca.
Większość parlamentarnych partii politycznych wskazała już liderów swoich list - najczęściej są to dotychczasowi eurodeputowani. Sondaże wskazują, że preferencje wyborcze powielają wyniki dotyczące wyborów parlamentarnych. Ruch polityczny Tak (Ano) premiera Andreja Babisza mógłby mieć ośmiu deputowanych, prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS) – czterech; po trzech mieliby Piraci oraz socjaldemokraci, dwa mogłyby przypaść komunistom, a jedno - eurosceptycznej, antyimigranckiej partii Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD). Piraci i SPD nie mieli dotąd reprezentacji w PE.
Nowym ugrupowaniem na scenie politycznej ma być liberalny i proeuropejski Głos (Hlas), zakładany przez dwóch europosłów: Pavla Teliczkę i Petra Jeżka. W 2014 r. weszli oni do PE z listy Ano, a w trakcie kadencji zdystansowali się od macierzystego ruchu, m.in. z powodu poparcia Ano dla wyboru prezydenta Milosza Zemana na drugą kadencję. W sondażach Hlas nie jest jeszcze uwzględniany; obserwatorzy nie wróżą mu sukcesu.
Nie potwierdziły się spekulacje, że może powstać nowe, prawicowe ugrupowanie, którego liderem miałby być poseł ODS Vaclav Klaus młodszy; syn byłego prezydenta Vaclava Klausa jest bardziej zdystansowany wobec projektu europejskiego niż jego partia.
W majowych wyborach oczekuje się frekwencji ok. 25 proc. W 2014 r. głosowało 18 proc. uprawnionych, ale według analityków na ten przedostatni w UE wynik wpłynęło to, że w tym samym roku odbywały się wybory prezydenckie i parlamentarne.
Na Słowacji frekwencja w poprzednich wyborach do PE była najniższa w całej Unii - wyniosła 14 proc. Premier Peter Pellegrini obiecuje, że „zrobi wszystko, aby ten negatywny rekord się nie powtórzył”. O udział w głosowaniu apeluje prezydent Andrej Kiska, który podkreśla, że wybory mają charakter historyczny, określają kierunek, w którym będzie podążać słowackie społeczeństwo, i są egzaminem z demokracji.
Słowacy będą głosowali 25 maja i wyłonią 14 posłów (jednego zyskują po brexicie). Liderami list wyborczych są głównie aktualni posłowie, rzadziej eurodeputowani.
Według prognoz PE pierwsze miejsce zajmie partia Kierunek-Socjaldemokracja (Smer-SD) byłego premiera Roberta Fico, która zdobędzie ponad 21 proc. głosów i trzy mandaty, a za nią uplasuje się najsilniejsza partia opozycyjna Wolność i Solidarność (SaS) z wynikiem ok. 12 proc., co da jej dwa miejsca. Podobny wynik, czyli dwa mandaty (ok. 10 proc. poparcia), mogą uzyskać skrajna i eurosceptyczna Partia Ludowa-Nasza Słowacja (LSNS) Mariana Kotleby oraz antyestablishmentowa Jesteśmy Rodziną (Sme Rodina).
Analitycy uważają, że w sprawie frekwencji nie należy spodziewać się zmiany na lepsze, bo w połowie marca odbędą się wybory prezydenckich, z ewentualną drugą turą po dwóch tygodniach. Wybór szefa państwa zapewne przyćmi wyłanianie deputowanych do odległego PE i może wpłynąć na majowe decyzje przy urnach. Jeden z kandydatów, plasujący się na trzecim miejscu b. minister sprawiedliwości i b. sędzia Sądu Najwyższego Stefan Harabin, krytykuje projekt europejski, chociaż nie wzywa do wyprowadzenia kraju z UE. Jego wynik może przełożyć się na udział w głosowaniu podobnie myślących wyborców.
W Bułgarii kampania wyborcza przebiega w atmosferze skandali. Najgłośniejszy związany jest ze stanowiskiem centroprawicowej partii GERB premiera Bojko Borisowa, która sprzeciwiła się wyborowi nowej Centralnej Komisji Wyborczej. Jej kadencja kończy się w marcu i posłowie GERB argumentowali, że do majowych wyborów nowa CKW nie nabierze doświadczenia. Spotkało się to krytyką opozycji, a prezydent Rumen Radew oznajmił, że GERB dąży do zwycięstwa bez walki. Ostatecznie GERB zgodził się na wybór nowej CKW, odstąpił również od niektórych kontrowersyjnych punktów ordynacji wyborczej. Dla Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) to za mało, lewica żąda dalszych zmian w ordynacji, grożąc zablokowaniem pracy parlamentu.
Sondaże wskazują na minimalną (1–1,5 pkt. proc.) przewagę centroprawicy w wyborach do PE. Poparcie dla niej według większości sondaży wynosi 22–24 proc., a dla lewicy 22-23,5 proc.
Walka toczy się o 17 miejsc w PE, a głównym pytaniem jest, która z dwóch wiodących partii wyłoni siedmiu europosłów, a która sześciu. Obecnie GERB ma 7 mandatów, BSP - 6. Pozostałe trzy miejsca prawdopodobnie będą podzielone między partię tureckiej mniejszości DPS i nacjonalistów.
Wynik wyborów do PE pokaże układ sił przed ważniejszymi dla miejscowych polityków wyborami samorządowymi na jesieni i prognozowanymi przez większość analityków przedterminowymi wyborami parlamentarnymi.