Wczoraj podczas konferencji prasowej, Donald Tusk zaatakował przewodniczącego Państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022 - prof. Sławomira Cenckiewicza. Dziś do sprawy tej odniósł się w Republice Arkadiusz Puławski, były członek komisji, oceniając, że Tusk zwyczajnie "boi się rzetelności pracy" organu kierowanego przez Cenckiewicza.
Jak przypominamy - w 2023 r. rząd PiS powołał Państwową komisję do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022. Przewodniczył jej prof. Sławomir Cenckiewicz, jeden z twórców serialu dokumentalnego "Reset", ukazującego powiązania polskiej władzy z władzami panującymi na Kremlu.
Komisja od początku była solą w oku ówczesnej opozycji... 29 listopada - już w nowej kadencji Sejmu - komisja pod wodzą prof. Cenckiewicza ogłosiła raport cząstkowy i przedstawiła rekomendacje, by Donaldowi Tuskowi, Jackowi Cichockiemu, Bogdanowi Klichowi, Tomaszowi Siemoniakowi, Bartłomiejowi Sienkiewiczowi nie były powierzane stanowiska publiczne odpowiadające za bezpieczeństwo państwa w związku z uznaniem w latach 2010-2014 r. rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa za służbę partnerską. W dniu ogłoszenia raportu Sejm odwołał wszystkich członków komisji, co wstrzymało jej działalność.
Wczoraj podczas konferencji prasowej, stary-nowy szef rządu przedstawił niespełna 1,5-stronicowy "efekt" pracy rządowej komisji ds. wpływów rosyjskich i białoruskich, która rozpoczęła swoje prace 5 czerwca.
Uderzył także w przewodniczącego poprzedniej - państwowej - komisji ds. badania rosyjskich wpływów w Polsce.
"Ówczesny szef komisji ds. wpływów rosyjskich Sławomir Cenckiewicz 17 października 2023 r., dwa dni po wyborach, zwrócił się do Służby Kontrwywiadu Wojskowego o teczki akt żołnierzy i funkcjonariuszy w celu wyeliminowania ich z życia publicznego"
Zapytany o to, czy z umowy tej wynikało, że "polska strona miała przekazywać informacje o naszych sojusznikach NATO", odparł: "tak, względem Federacji Rosyjskiej - tak".
"Zobowiązywała polską służbę kontrwywiadowczą, aby donosiła Rosji, jeśli któreś z państw NATO prowadziłby działa wywiadowcze albo działania aktywne wobec służb Federacji Rosyjskiej"
I kontynuował: "wczoraj dokładnie wysłuchałem konferencji premiera Tuska, a potem zobaczyłem, jaka była reakcja mediów mainstreamowych na tę konferencję. Jedyna rzecz, jaką te media wyłuskały z konferencji, było to, że prof. Cenckiewicz zagarnął jakieś dokumenty czy poprosił o dokumenty z zamiarem ich pozyskania dla siebie, żeby szukać haków na kilka wymienionych osób. Przewijają się tam również nazwiska gen. Gocuła, gen. Cieniucha i gen. Różańskiego. To nie było tak".
"Donald Tusk, chciał chyba stworzyć takie wrażenie. To było pismo skierowane przez Sławomira Cenckiewicza, jako przewodniczącego komisji, do udostępnienia, do prac komisji, konkretnych zasobów znajdujących się w zasobach archiwalnych SKW. To nie była żadna prywata. To było na potrzeby działań komisji ds. badania wpływów rosyjskich. Widnieje tam jednak podpis prof. Cenckiewicza, ale to dlatego, że był on jej przewodniczącym. Zgodnie ze sztuką - takie pisma przygotowywałem często sam, na podpis przewodniczącego tego gremium"
Odniósł się również do "raportu" przygotowanego przez komisję pod wodzą Stróżyka.
"A to jest tzw. raport, który w ogóle nie jest raportem, komisji Stróżyka. Nie państwowej, tylko rządowej. Nad którymi przez 2,5 miesiąca pracowała grupa kilkunastu osób. Około 10 czy 11, którzy tworzą krąg tej grupy,. To nawet nie jest 1,5 strony. Wiecie państwo ile to kosztuje? Ile to kosztowało podatników? Skoro miesięczna łączna kwota utrzymania rządowej komisji Stróżyka to jest 200 tys. złotych, to znaczy, że po 2,5 miesiąca - za kwotę ponad 400 tys. złotych mamy stronę i kawałek - o niczym"