"Plan Tuska bez pieniędzy UE? Małe szanse na zgodę Berlina" - tak prognozują niemieccy eksperci. Według nich UE nie zamierza zadłużać się i finansować wzmocnienia granic państw UE z Rosją i Białorusią. Berlin nie zrobi tego nawet, jeśli w Niemczech zmieni się rząd.
Jak przypomina niemiecki portal dw.com, w czwartek, 27 czerwca na spotkaniu Rady Europejskiej Donald Tusk i liderzy krajów bałtyckich usłyszeli od kanclerza Olafa Scholza twarde „nein”.
Sprzeciw Berlina dotyczył propozycji finansowania za pomocą zaciąganych przez Unię długów systemu wzmocnienia granic państw UE z Rosją i Białorusią, łączącego polską "Tarczę Wschód" i litewsko-łotewsko-estońską "Bałtycką Linię Obrony". Scholz, jak zaznaczają niemieccy komentatorzy, nie owijał w bawełnę i robił to na kilka dni przed mającymi być "nowym otwarciem" polsko-niemieckimi konsultacjami międzyrządowymi. Tusk musiał zatem przełknąć gorzką pigułkę zaaplikowaną przez jego niemieckich przyjaciół, a potem ostrą krytykę opozycji, gdy przystał na wszystko w sprawie zadośćuczynienia dla ofiar II wojny światowej, z czym przyjechał kanclerz do Warszawy.
Donald Tusk jest jak krowa, która dużo ryczy, a mało mleka daje. Mial go nikt nie ograć w UE, miał załatwić finansowanie na Tarczę Wschód. A usłyszał głośne: NEIN.
— Andrzej Śliwka 🇵🇱 (@SliwkaAndrzej) July 10, 2024
Rząd Tuska na Tarczę Wschód zamiast 40 mld zł, chce przeznaczyć 500 mln zł i to dopiero w przyszłym roku. 🤦♂️ pic.twitter.com/SkvDvztpiD
Zdaniem Minny Ålander z Center for European Policy Analysis (CEPA), to nadchodzące wybory, a nie sam kanclerz Scholz, są głównym powodem różnicy zdań między Berlinem a Warszawą. Jesienią głosować w wyborach do parlamentów krajowych będą mieszkańcy trzech wschodnich landów. A to w praktyce będzie początkiem kampanii do wyborów do Bundestagu w 2025 r.
– Tymczasem obecna koalicja ledwo się trzyma, a każda z trzech partii ma nieprzekraczalne linie negocjacyjne. Więc wspólne zadłużanie się w ramach UE może być bardzo problematyczne. Poza tym niemieckie stanowisko nie jest w UE wyjątkiem – jest tylko najbardziej widocznym przykładem – dodaje Ålander dla DW.
– Kanclerz Scholz nie chce zużywać kapitału politycznego na kwestie obronne ze względu na ich skutki finansowe. Nie chce też ryzykować zadłużania się na kolejne wydatki również w kontekście podziałów w niemieckim społeczeństwie w kwestii podejścia do Rosji i Ukrainy
Z kolei Politico zaznacza, że „Scholz będzie musiał wyjaśnić, jak Berlin planuje zrealizować swoje zobowiązania dotyczące wydatków na obronę, jeśli budżet nie przewidział takiego wzrostu wydatków, na jaki liczono”.
Z tego powodu swojej irytacji nie ukrywał w zeszłym tygodniu niemiecki minister obrony, Boris Pistorius. Nic dziwnego, projekt budżetu przewiduje zaledwie 1,2 mld euro dodatkowych wydatków, zamiast początkowych 6 mld.
Jak pisze w komentator dw.com, Michał Gostkiewicz, Europejczykom zależy na demonstracji jedności na waszyngtońskim szczycie.
- Ale tak, jak różnią się, co do sum przeznaczanych na wojsko, tak różnią się również co do tego, jak powinna wyglądać dalsza pomoc Ukrainie, jej ścieżka do Sojuszu i jaką politykę prowadzić w relacjach z NATO z Trumpem w Białym Domu - przyznaje dw.com, skupiając się na tym, jak uodpornić UE na obecnego faworyta w wyścigu do Białego Domu.
A co z projektem rządu Tuska i krajów bałtyckich? Eksperci sugerują, żeby polski premier poszukał pieniędzy w innym miejscu. – Nic nie zabrania Polsce, aby próbowała przeforsować tę inicjatywę, zbierając wokół niej koalicję chętnych krajów, np. Bałtów czy Skandynawów – mówi Dylan Macchiarini-Crosson z CEPS. Dodaje, że polski premier niekoniecznie musi z tego robić sprawę „Tusk kontra Niemcy”.