Od 6 listopada trwa protest na przejściach granicznych z Ukrainą w Dorohusku i Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie). Przewoźnicy przepuszczają dosłownie kilka samochodów na godzinę - z pomocą wojskową lub humanitarną dla Ukrainy. Protestujący domagają się m.in. wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego, zawieszenia licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenia ich kontroli. Jest też postulat dotyczący likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej. Strajk przewoźników i rolników z "Oszukanej wsi", którzy zapowiedzieli blokadę przejścia w Medyce do 3 stycznia 2024 r. włącznie, popierają liderzy Konfederacji.
Chaos jest na rękę Rosji
- To, co się dzieje na granicy z Ukrainą tworzy straszny chaos. W tym wszystkim chodzi o to, aby wytworzyć ogromny kryzys, który będzie nie tyle uniemożliwiał, co utrudniał przekazywanie pomocy Ukrainie – zauważa Jan Piekło. - Trzeba ten problem rozwiązać natychmiast. Ciągle mamy rząd premiera Mateusza Morawieckiego, więc należałoby oczekiwać dość stanowczego kroku ze strony polskiego gabinetu. Morawiecki mógłby w tej chwili wykonać taki ruch. Niepokojące natomiast jest to, że w wspieranie tego protestu zaangażowani są przedstawiciele Konfederacji. Ugrupowanie to znane jest z nieprzychylności w stosunku do Ukraińców i sympatii w stosunku do Rosjan - ocenia Piekło w rozmowie z Niezalezna.pl.
Nie tylko Konfederacja popiera postulaty przewoźników i rolników na granicy. - Pojawiła się jeszcze inna ciekawa postać, która mocno zagrzewa protestujących. Tą osobą jest Michał Kołodziejczak, który jednak jest jednak z innego obozu, a mianowicie Koalicji Obywatelskiej. Można odnieść wrażenie, że zaangażowane są różne strony polityczne w to, żeby otrzymywać ten protest i żeby on trwał - zauważa były ambasador Polski na Ukrainie.
"Unia Europejska nie zdaje egzaminu"
Jan Piekło zwraca również uwagę na słabość decyzyjną Unii Europejskiej, która w tej kwestii niewiele zrobiła, mimo że mogła podjąć pewne działania, aby zapobiec zarówno protestom przewoźników, a wcześniej strajkowi rolników. - Rezultatem braku stanowczych działań Brukseli jest to, co obecnie mamy na granicy polsko-ukraińskiej. UE jest współwinna temu kryzysowi, ponieważ nie była w stanie uregulować tych kwestii, a zrobiła to wcześniej z korzyścią dla krajów takich, jak Polska. Bruksela nie zrobiła praktycznie nic i tiry przepuszczano po prostu na żywioł. To stawia rolników i przewoźników nie tylko z Polski w złej sytuacji - komentuje były dyplomata.
- Jeżeli myślimy ewentualnie o rozmowach akcesyjnych i przyszłym członkowskie Ukrainy w UE, to te kwestie będą najbardziej gorące. Potężne lobby rolnicze jest również we Francji. Każdy będzie chronił swój rynek, w tym Polska, a Unia Europejska powinna być regulatorem tego rynku, tymczasem obecnie nie wywiązuje się z tej roli - zaznacza Piekło. Jak wyjaśnia rozmówca "Niezależnej", ukraińscy przewoźnicy są w lepszej pozycji, ponieważ Ukraińców nie obowiązują przepisy unijne.