„Agresja Rosji na Ukrainę, kryzys humanitarny z tym związany, globalny szok cenowy postpandemiczny i wojenny” - to zagrożenia, jakie w apelu wymienia część sędziów Sądu Najwyższego. By ustrzec się bolesnych konsekwencji, proponują wyjście z sytuacji. Rozwiązaniem mają być „zmiany w sądownictwie”. Diagnozie sprzeciwia się poseł PiS Kazimierz Smoliński. - Idzie to nieco w poprzek do dotychczasowej narracji - punktuje polityk w rozmowie z niezalezna.pl.
"My, sędziowie Sądu Najwyższego, w poczuciu odpowiedzialności za dobro Rzeczypospolitej Polskiej oświadczamy: agresja Rosji na Ukrainę, kryzys humanitarny z tym związany, globalny szok cenowy postpandemiczny i wojenny, stanowią realne i poważne zagrożenie dla stabilności państwa i ładu międzynarodowego" - czytamy w apelu, pod którym podpisało się 16 sędziów SN.
Autorzy apelu podkreślili, że w tej trudnej sytuacji interes wspólnoty i pomyślność obywateli zapewnić może zacieśnienie szczególnych więzi łączących państwa europejskie. "Jedną z kluczowych przyczyn powodujących w ostatnich latach osłabienie zarówno państwa, jak i relacji europejskich jest konflikt odnoszący się do wymiaru sprawiedliwości, w tym Sądu Najwyższego" - czytamy.
"Apelujemy do wszystkich organów uprawnionych do działania w tym zakresie, w szczególności Sejmu, Senatu i Prezydenta RP o podjęcie pilnych kroków ustawodawczych zmierzających do zakończenia tego niszczącego procesu i dokonania — w zgodzie z Konstytucją RP i traktatami międzynarodowymi — koniecznych zmian w sądownictwie w celu zapewniania wzajemnego zaufania i uznawalności orzeczeń sądowych"
- napisali sędziowie SN podpisani pod apelem.
Apel komentuje dla niezalezna.pl poseł Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Smoliński, przewodniczący podkomisji, która wkrótce zajmie się prezydenckim projektem dot. sądownictwa.
- To niewielka część sędziów, stąd trudno nazwać to „apelem Sądu Najwyższego”. Idzie to nieco w poprzek do dotychczasowej narracji, że mamy „neo-KRS”, że mamy „neo-sędziów”, że to wszystko jest upolitycznione. Tymczasem nagle część sędziów - jak to opozycja nazywa, zarówno starych jak i nowych - ma jednolite zdanie. To dowodzi, że upolitycznienia w powoływaniu sędziów nie ma - interpretuje Smoliński.
- Wczytując się w ten apel można dojść do wniosku, że jedynym zagrożeniem dla stabilności państwa i relacji z Unią Europejską jest kwestia braku reformy sądownictwa - czy konkretniej - Sądu Najwyższego - mówi nam i dodaje, że z taką diagnozą fundamentalnie się nie zgadza.
- Dziś widać, że to zagrożenie zewnętrzne jest największym osłabieniem państwa, a nie problemy z sądownictwem
- podkreśla.
- Spoglądając na instytucje europejskie, tylko Parlament Europejski podnosi ciągle kwestię praworządności. Pozostałe - Komisja Europejska, Rada Europejska, Międzynarodowy Trybunał Obrachunkowy czy Europejski urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych OLAF - patrzą bardziej pragmatycznie na tę kwestię. Mają świadomość sensu restrykcji tylko wtedy, kiedy jest realne i bezpośrednie zagrożenie dla wydatkowania środków unijnych. Te instytucje w Polsce tego nie widzą. Nie widzą, bo takiego zagrożenia nie ma - przekonuje dalej.
Wytyka autorom apelu, że zabrakło informacji o „kilku ustawach dotyczących Sądu Najwyższego”. - Pani marszałek Elżbieta Witek podjęła decyzję, że wszystkie będą procedowane. Za chwilę przystępujemy do prac - wskazuje.
Odnosząc się do sporu wokół sądownictwa na linii Warszawa-Bruksela tłumaczy, że „brak porozumienia w pewnych kwestiach nie oznacza jeszcze, że rządzący chcą dokonać sławetnego już polexitu”. - Sędziowie Sądu Najwyższego powinni jednak wiedzieć, że sądownictwo w krajach członkowskich nie jest kompetencją Unii Europejskiej - dodaje Smolińśki.
Polityk przypomina też niedawne słowa byłej ambasador USA w Polsce:
„Polska ma problemy z sądami, ale wierzę, że to etap przejściowy. Gdyby było tak źle, jak to przedstawiają w Brukseli, amerykańskie firmy nie inwestowałyby nad Wisłą miliardów dolarów. Uważam, że Polsce należą się przeprosiny. Ze strony Unii i USA. W wielu rzeczach byliście od nas mądrzejsi”
- cytuje Gergette Mosbacher.
Mówi nam też, że „żadne z orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie mówi wprost, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego czy Krajowa Rada Sądownictwa są upolitycznione”.
- W nich wskazuje się na „zagrożenie upolitycznienia”. Przez ostatnie cztery lata nikt nie podał nam żadnego przypadku, żeby któryś z sędziów - rekomendowanych przez KRS - wydał politycznie motywowane orzeczenie czy podjął się czynu o charakterze politycznym. To jest dowód na to, że te zarzuty nie mają związku z rzeczywistością
- podsumowuje.