Boję się, że takich sytuacji będzie więcej. Trzeba jak najszybciej się tym zająć - pod względem prawnym - żeby do takich sytuacji nie dochodziło - tak o tragicznej śmierci 30-latki i jej nienarodzonego dziecka mówi nam poseł Porozumienia Iwona Michałek. Zwrot "pod względem prawnym" prowadzi do ubiegłorocznej zmiany w prawie aborcyjnym. Postawa polityk zdumiewa, wszak Michałek była jedną z sygnatariuszek wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie konstytucyjności przesłanki eugenicznej. O komentarz do jej słów zwróciliśmy się do innych polityków, także podpisanych pod wspomnianym wnioskiem. Ci zdania od tamtego czasu nie zmienili.
Po śmierci 30-letniej ciężarnej pacjentki (u której doszło do wstrząsu septycznego) w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie trwają spekulacje dotyczące zachowania lekarzy. Pojawiły się doniesienia, jakoby medycy - w obawie, że złamią obowiązujące prawo - „czekali na obumarcie płodu”.
Przychylni takiej tezie wskazują na możliwą konsekwencję ubiegłorocznego wyroku Trybunału Konstytucyjnego dot. dopuszczalności aborcji. Nie wspomina się przy tym, że zgodnie z aktualnym stanem prawnym przerwanie ciąży nadal dozwolone jest w dwóch przypadkach - gdy „ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej” lub gdy „zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego”.
Z pierwszej, niezmiennie obowiązującej przesłanki, wynika jednoznacznie, że jeśli lekarze stwierdzą tego typu zagrożenie, mogą zgodnie z prawem dokonać terminacji ciąży, ratując życie matki.
Spośród wspomnianych 119 posłów, jedną z sygnatariuszek wniosku do TK była Iwona Michałek - wtedy wiceminister edukacji narodowej; dziś już poza rządem - poseł wierna Porozumieniu Jarosława Gowina. I to właśnie tej polityk narracja o związku tragedii 30-latki z wyrokiem TK niespodziewanie się udzieliła.
Polityk na Twitterze podała dalej wtorkowy wpis dziennikarza „Rzeczpospolitej” Jacka Nizinkiewicza. W nim czytamy:
„jeżeli kobieta zmarła, bo lekarze czekali bojąc się zareagować po zmianach prawa, to decydenci którzy doprowadzili do zmiany powinni ponieść odpowiedzialność. I wszyscy powinni mieć gwarancję, że do kolejnych tak niepotrzebnych śmierci nie dojdzie”.
Michałek pytana przez nas, czy podanie dalej wpisu dziennikarza oznacza poparcie dla takiej tezy, odpowiada twierdząco, choć zastrzega, że kluczowy jest zwrot „jeśli”.
- Fakt jest faktem, że kobieta nie żyje. Kobieta, którą dało się uratować z tego co słyszę, co mówi się w mediach. Nie chcę mi się wierzyć, że lekarze mogli czekać aż sytuacja sama się rozwiąże. Dla mnie to bardzo niezrozumiałe - mówi nam.
Jest przekonana, że „jeśli faktycznie czekali, to w tym wypadku przepisy prawne, które zostały wprowadzone (wyrok TK ws. prawa aborcyjnego - red.), powstrzymały tych lekarzy przed wcześniejszą interwencją”. - To bardzo zły sygnał. Boję się, że takich sytuacji będzie więcej. Trzeba jak najszybciej się tym zająć - pod względem prawnym - żeby do takich sytuacji nie dochodziło - deklaruje.
Przytacza zasłyszane w mediach tezy, że „lekarze mogą bać się konsekwencji swoich działań, z uwagi na obecny kształt prawa aborcyjnego”.
Proszona przez nas o wytłumaczenie, dlaczego zatem złożyła swój podpis pod wspomnianym wcześniej wnioskiem do TK - czego pokłosiem były realne zmiany w prawie aborcyjnym - odpowiada:
„wtedy podpisałam się pod tym wnioskiem, ponieważ jestem za życiem, jestem osobą wierzącą i praktykującą. Uważam, że życie ma nadrzędną wartość. Sam wyrok Trybunału Konstytucyjnego zapadł jednak w bardzo złym czasie. Czuję po prostu, że mój podpis został wykorzystany politycznie. Ja tego nie chciałam. Gdybym wiedziała, jakie będą konsekwencje, nie zrobiłabym tego drugi raz”.
Jako „najbardziej bolesną konsekwencję” określa „możliwość, że kobiety będą umierały, bo lekarze będą się bali zareagować wcześniej”.
- Uważałam, że podpisując ten wniosek, nie zrobię nikomu krzywdy. Po tej sytuacji obawiam się, że może być coraz więcej takich przypadków. Jest mi przykro i trudno z tego powodu - konkluduje.
O komentarz do słów Iwony Michałek z Porozumienia zwróciliśmy się do jednego z autorów wniosku do TK z 2019 roku - posła PiS dr. Bartłomieja Wróblewskiego. Wyraźnie nie zgadza się ze słowami naszej rozmówczyni.
- Informacje które znamy wskazują, że mieliśmy tu do czynienia z zagrożeniem życia matki. To tak zwana przesłanka medyczna, która obowiązywała i nadal obowiązuje, w żaden sposób nie była ograniczana, także wyrokiem TK. Wymaga oczywiście wyjaśnienia, dlaczego obowiązujący przepis nie został zastosowany - mówi o sytuacji z pszczyńskiego szpitala.
Zdaniem posła, „w stanie wiedzy, który mamy, nie widać tu przyczynowego związku między usunięciem niekonstytucyjnej przesłanki eugenicznej a tą sprawą”. - Czy przesłanka by obowiązywała, czy nie, lekarz powinien ratować życie matki - podkreśla w rozmowie z naszym portalem.
Ubolewa, że „wiele osób nie rozróżnia tych dwóch przesłanek, stąd ferowanie wyroków i ocen”.
- Jeszcze inni celowo instrumentalizują tę tragiczną śmierć po to, by powiedzieć, że prawo aborcyjne w Polsce powinno być bardziej liberalne. Zwracam uwagę, że każda liberalizacja prawa aborcyjnego oznacza, że zabija się więcej dzieci. A to, że będzie zabijać się więcej dzieci, samo w sobie jest złe, a jednocześnie przecież nie oznacza wcale lepszych warunków, lepszej opieki medycznej dla matek czy zawsze właściwych reakcji lekarzy
- tłumaczy Wróblewski.
Podkreśla na koniec, że „jeżeli jest zagrożenie życia matki, trzeba to życie ratować”. - Tak było przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego i tak jest teraz - tutaj nic się nie zmieniło - konkluduje.
Z postawą poseł Michałek nie zgadza się kolejna z sygnatariuszek wniosku do TK - Anna Milczanowska (PiS). Deklaruje od razu, że ponownie złożyłaby podpis pod dokumentem.
- W dalszym ciągu mamy zapisane, że ratujemy życie kobiety. Trybunał się na ten temat nie wypowiadał; ten zapis został nienaruszony - przypomina także Milczanowska o obowiązującej przesłance w prawie aborcyjnym.
Polityk, odnosząc się do środowisk nieprzychylnych wyrokowi TK ws. aborcji, zarzuca, że „wygodnie jest przerzucać odpowiedzialność na wyrok Trybunału”. - Nie powinno się tego robić. Warto raz jeszcze zajrzeć do tego orzeczenia i zastanowić się nad tym, co się mówi - wskazuje.
Pytana przez nas, czy podziela pogląd, jakoby wyrok TK może powodować kolejne tragedie, jak ta z pszczyńskiego szpitala, odpowiada:
„nie mam takiej obawy. Wierzę w mądrość lekarzy, całej służby medycznej, a przede wszystkim w mądrość matek, kobiet”.
- Minął rok od tego orzeczenia i nie zdarzały się tak tragiczne sprawy jak ta w Pszczynie. Wiem jedno - w dalszym ciągu musimy robić wszystko, by pomagać kobietom w każdej sytuacji, kiedy dzieje się coś złego z dzieckiem, które noszą pod swoim sercem. Opieka medyczna powinna być jak najbardziej rozbudowana. Jako państwo, musimy zdać ten egzamin, by nie pozostawiać kobiet samych sobie - podsumowuje w rozmowie z niezalezna.pl.