"Mamy do czynienia z ogromną frekwencją wyborczą, a jednocześnie z niewystarczającą, bo 42-procentową frekwencją referendalną" - mówi wiceszef MSWiA Maciej Wąsik. I komentuje ustalenia naszego portalu o możliwym powtórzeniu referendum, które Sąd Najwyższy może uznać za wadliwe. Z uwagi na mnogość złożonych skarg wyborczych: "W mojej ocenie na pewno miało to jakiś wpływ na finalną frekwencję referendalną. Niech Sąd Najwyższy to oceni".
W niedzielę 15 października odbyły się wybory posłów do Sejmu i senatorów o Senatu, ale równocześnie Polacy głosowali w ogólnokrajowym referendum.
Tego samego dnia Państwowa Komisja Wyborcza wydała komunikat zwracając uwagę na bardzo poważny problem:
"(…) należy wskazać komisjom, że to wyborca ma prawo odmówić przyjęcia którejś z kart do głosowania, natomiast komisja obwodowa nie może pytać, które karty wydać".
Jak ustalił portal Niezalezna.pl, waga zarzutów zawarta w protestach powoduje, że bardzo prawdopodobny jest scenariusz o unieważnieniu referendum przez Sąd Najwyższy. Jeśli takie orzeczenie zostanie ogłoszone będzie to oznaczało konieczność powtórzenia ogólnokrajowego referendum z tymi samymi pytaniami.
Dopytywany, czy większość parlamentarna rozpisałaby referendum ponownie - po takiej ewentualnej decyzji Sądu Najwyższego - odpowiada:
„wszystko zależy od postawy klasy politycznej. Zdajemy sobie sprawę, że duża część klasy politycznej nawoływała do niebrania udziału w referendum. Mówię tu o Donaldzie Tusku, Szymonie Hołowni, Władysławie Kosiniak-Kamyszu czy już w ogóle całej Lewicy. Niestety posłuchali tego niektórzy członkowie komisji wyborczych, którzy rzeczywiście – i to trzeba uznać za nieprawidłowość, zresztą PKW jeszcze w dniu wyborów się w tej sprawie wypowiadała – pytali, czy ktoś chce odebrać kartę referendalną czy nie. Tymczasem musiała zaistnieć wola wyborcy, że nie chce tej karty odbierać, bez żadnych podprogowych sygnałów”.
Podkreśla, że „mamy do czynienia z ogromną frekwencją wyborczą, a jednocześnie z niewystarczającą, bo 42-procentową frekwencją referendalną”.
I dalej:
„w mojej ocenie na pewno miało to jakiś wpływ na finalną frekwencję referendalną. Niech Sąd Najwyższy to oceni”.
Wąsik potwierdza, że gdyby referendum zarządzono raz jeszcze, ponownie uda się do lokalu wyborczego.