Zobaczymy, jakie będą sondaże za dwa, trzy tygodnie. Jeśli by się okazało, że nastąpił jakiś drastyczny spadek notowań ugrupowań opozycyjnych, jedna lista może jeszcze powstać. Wówczas liderzy opozycji staną pod ścianą – i może o to chodzi w tej całej grze - zastanawia się w rozmowie z niezalezna.pl prof. Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
W rocznicę częściowo wolnych wyborów z 1989 roku odbył się w Warszawie organizowany przez Platformę Obywatelską i jej lidera Donalda Tuska marsz opozycji. Opozycji, bo finalnie, Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz zjawili się na wydarzeniu. Choć była to obecność nijaka – politycy ani razu publicznie nie zabrali głosu.
Trzecia Droga, Lewica, Nowoczesna, Inicjatywa Polska czy ruch samorządowy TAK! Dla Polski – czy te ugrupowania zyskały choć trochę podmiotowości, biorąc udział w marszu Platformy Obywatelskiej?
- Pozostali liderzy opozycji stracili. Marsz, wszystko, co poprzedziło marsz, było nastawione na marginalizacje mniejszych podmiotów. Było nastawione na jedną osobę – Donalda Tuska – uważa w rozmowie z naszym portalem prof. Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dodaje, że „są obecnie w trudnej sytuacji”, bo – jak tłumaczy – „po tym, jak ustawę o powołaniu komisji nazwano „lex Tusk”, a nie „lex Pawlak” – równie dobrze tak by można ją nazwać – Donald Tusk zyskuje wizerunek jedynego, prawdziwego lidera opozycji”. - Osiąga to, co chciał – podkreśla.
Oczywistym jest dla naszego rozmówcy, że „cała ta gra nie jest skierowana do PiS-u – tu nie ma żadnego przepływu elektoratu; przepływy są między partiami opozycyjnymi”.
Zdaniem prof. Biskupa to, że liderzy Trzeciej Drogi wzięli udział w marszu, było podyktowane tym, że „zostali postawieni pod ścianą”. – Marsz nabrał takiego politycznego znaczenia, że nie mieli innego wyjścia z tej sytuacji – słyszymy.
Pytany, czy Platforma nie mogąc osiągnąć wspólnej listy „po dobroci”, chce obecnie osłabić politycznych rywali po stronie opozycji, by to ci u progu kampanii wyborczej sami o taką listę wystąpili, odpowiada:
„jest to możliwe, choć oczywiście Kosiniak-Kamysz apeluje, by nie wracać już do tego tematu. Zobaczymy, jakie będą sondaże za dwa, trzy tygodnie. Jeśli by się okazało, że nastąpił jakiś drastyczny spadek notowań ugrupowań opozycyjnych, jedna lista może jeszcze powstać. Wówczas liderzy opozycji staną pod ścianą – i może o to chodzi w tej całej grze”.
- Cały czas nie daję jednak temu dużych szans. Z drugiej strony bliżej do tego niż jeszcze trzy tygodnie temu – zauważa.
I dalej: „gra toczy się mobilizację albo demobilizację jakiegoś konkretnego elektoratu. Nie spodziewam się, że ten marsz uszczknie cokolwiek rządzącym. Może zaś dodatkowo zmobilizować jakąś grupę poparcia Platformy Obywatelskiej. Według rozmaitych badań, niezdecydowanych jest między 12 a 20 procent. Widać, że wielu ludzi dalej się waha, nie wie na kogo głosować”.
Dopytywany na koniec o wystąpienie Lecha Wałęsy podczas inauguracji marszu, odpowiada:
„to było typowe wystąpienie Lecha Wałęsy. Pamiętam jego wystąpienia jeszcze z czasów prezydentury i później. Jest bardzo skoncentrowany na sobie, na swoich dokonaniach. Potraktowałbym to jako anegdotę. Wypadało go zaprosić, bo była rocznica 4 czerwca. Nie dało się z niego zrezygnować. Reakcja publiczności jednoznacznie pokazała jednak, jakie to było wystąpienie”.