- Działanie hybrydowe wymierzone w destabilizację sąsiednich krajów są jednym z elementów, które są realizowane w ramach ćwiczeń Zapad 2021. (...) To są jednoznacznie ćwiczenia wymierzone we wschodnią flankę NATO - powiedział dziś na antenie Telewizji Republika wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz. Polityk zaznaczył, że sytuacja na polsko-białoruskiej granicy „jest poważna i wymaga radykalnych działań”.
Sejm w poniedziałek (6 września br.) wieczorem nie uchylił rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym z Białorusią. Za uchyleniem stanu wyjątkowego głosowało większość posłów Koalicji Obywatelskiej, Lewicy oraz całe koło Polska 2050, a także Dobromir Sośnierz z Konfederacji i dwóch posłów niezrzeszonych - Paweł Zalewski i Ryszard Galla.
Przeciwko uchyleniu zagłosował niemal cały klub PiS, Porozumienia, Konfederacji, Kukiz'15 oraz koła Polskie Sprawy. Przeciw byli także posłowie Łukasz Mejza i Zbigniew Ajchler. Od głosu wstrzymało się 20 posłów Koalicji Polskiej.
Goszczący w programie W Punkt przedstawiciele opozycji podtrzymali swoje krytyczne stanowisko dot. wprowadzenia stanu wyjątkowego
Wbrew wynikom sejmowego głosowania, poseł KO Tomasz Kostuś zaprzeczył, że jego klub był „radykalnie przeciwny wprowadzeniu stanu wyjątkowego”. – Od początku konsekwentnie, nasi liderzy, my wszyscy jako parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej mówiliśmy, że jeżeli rząd podczas posiedzenia Sejmu przekona nas do tego, że są przesłanki do wprowadzenia stanu wyjątkowego, zagłosujemy za jego utrzymaniem – tłumaczył.
- Niestety, pomimo burzliwej debaty, ani pan minister Kamiński, ani pan premier, ani odpowiadający na pytania, nie przekonali nas do tego, że są szczególne przesłanki, które są zapisane w konstytucji, żeby taki stan wyjątkowy przeprowadzić
- wyjaśniał Kostuś.
Przypomniał, że „jeżeli byśmy mieli do czynienia ze szczególną sytuacją zagrożenia”, to wówczas „obowiązkiem prezydenta jest zebranie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a to się nie stało” – argumentował.
Michał Gramatyka z Ruchu Polska 2050 ocenił, że „nie ma przesłanek do wprowadzenia stanu wyjątkowego”. – Nie została wypełniona konstytucyjna zasada ostateczności, która wymaga, żeby po stan wyjątkowy sięgać wtedy, kiedy inne konstytucyjne środki zawiodą, nie zostały wypełnione przepisy, które są w ustawie o stanach nadzwyczajnych, a które wymagają, żeby ograniczenia na obszarze na którym wprowadza się stan wyjątkowy były relatywnie mało dotkliwe dla społeczeństwa – wyliczał.
Ubolewał też, że o tym co się dzieje na polsko-białoruskiej granicy „możemy wiedzieć, albo z przekazów Straży Granicznej, czy polskiego wojska, albo z przekazów białoruskich dziennikarzy”.
- Polscy dziennikarze nie mają tam dostępu. Telewizja Republika nie może wysłać tam swojego reportera, żeby patrzył i okazywał obiektywnie co się dzieje na wschodniej granicy UE. Wszyscy jesteśmy zdania, że wschodnia granica UE musi być bardzo dobrze strzeżona, że to jest warunek naszego bezpieczeństwa, ale nie potrzeba w tym celu wyłączać swobód obywatelskich
- ocenił.
Z kolei wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz podkreślił, że sytuacja na polsko-białoruskiej granicy „jest poważna i wymaga radykalnych działań”.
Przypomniał, że w miniony wtorek odbyło się w formule niejawnej posiedzenie Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. – Uczestnicy tego posiedzenia jednoznacznie i niezależnie od barw politycznych powiedzieli, że gdyby mieli wiedzę taką jaka została przekazana na posiedzeniu niejawnym, to by zagłosowali za utrzymaniem stanu wyjątkowego - wyjaśniał.
- Gdyby jak to mówi opozycja było to „lanie wody”, to ani Łotwa, ani Litwa nie zdecydowałyby się na wprowadzenie również podobnych stanów nadzwyczajnych – dodał.
Przywołał sytuację, gdy „kilkunastu białoruskich pograniczników weszło w głąb terytorium Litwy”.
Odnosząc się do zarzutów opozycji dot. współpracy z Frontexem i Nato, Skurkiewicz przypomniał, że „konsultacje w ramach Sojuszy się odbywały”. - Nie przypadkowo w ubiegłą niedzielę popłynął jednoznaczny komunikat z kwatery głównej NATO, że te działania, które są prowadzone na granicy polsko-białoruskiej, litewsko-białoruskiej, są działaniami, noszącymi znamiona działań hybrydowych i grożą naruszeniem integralności państw sąsiednich – wyjaśniał wiceszef MON.
Zapewnił też, że rząd jest w stałym kontakcie z Frontexem.
Oceniając zagrożenia prowokacją ze strony białoruskiej, Skurkiewicz przypomniał, że zarówno kryzys migracyjny wywołany przez Łukaszenkę, jak i odbywające się w bezpośredniej bliskości Polski manewry Zapad 2021 stanowią duże ryzyko.
- Działanie hybrydowe wymierzone w destabilizację sąsiednich krajów są jednym z elementów, które są realizowana w ramach ćwiczeń. (…) One jednoznacznie mają nakreślone działania; to są ćwiczenia, które będą z jednej strony podejmować rywalizację z innymi państwami (…), a z drugiej strony w odpowiedzi będą realizowane tych republik które sąsiadują na zachód. To są jednoznacznie ćwiczenia wymierzone we wschodnią flankę NATO i państwa, które strzegą tej flanki
- wyjaśniał.
Od czwartku (2 września br.) w przygranicznym pasie granicznym z Białorusią, czyli w części województw podlaskiego i lubelskiego, zaczął obowiązywać stan wyjątkowy. Obejmuje on 183 miejscowości. Został wprowadzony na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta, wydanego na wniosek Rady Ministrów. Rząd argumentował to sytuacją na granicy z Białorusią, gdzie reżim Łukaszenki prowadzi "wojnę hybrydową", używając do tego migrantów.