Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Opóźnienia, lista rezerwowa i podpis zaufanej Tuska. Jak Bieńkowska zablokowała strategiczną inwestycję

Elżbieta Bieńkowska, była wicepremier w rządzie PO-PSL, jeszcze jako minister rozwoju regionalnego zablokowała budowę polskiego odcinka rurociągu Odessa–Brody–Płock, który miał uniezależnić Polskę od rosyjskiej ropy. Ten strategiczny dla bezpieczeństwa RP projekt osobiście wspierał prezydent Lech Kaczyński.

Elżbieta Bieńkowska to była wicepremier, minister infrastruktury i rozwoju w rządzie PO-PSL. Podobnie jak część innych członków rządu Tuska, była bohaterem afery taśmowej ujawnionej w połowie 2014 roku przez tygodnik „Wprost”. Bieńkowska, podobnie jak m.in. Bartłomiej Sienkiewicz, obecny minister kultury, czy Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, została nagrana w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Treść jej rozmowy z Pawłem Wojtunikiem, byłym szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w maju 2015 roku ujawnił tygodnik „Do Rzeczy” (fragmenty w ramce). W tym czasie Bieńkowska była już komisarzem UE ds. rynku wewnętrznego, a jego patron Donald Tusk – szefem Rady Europejskiej. Z nieoficjalnych informacji wynika, że to właśnie dzięki jego wsparciu była wicepremier we wrześniu ubiegłego roku została szefem belgijskiego think tanku Centrum Studiów nad Polityką Europejską (szczegóły w ramce). Teraz Tusk ponownie chce sięgnąć po swoją zaufaną. Według „Rzeczpospolitej” Bieńkowska jest przymierzana na fotel prezesa Orlenu. W piątek Donald Tusk w wywiadzie dla TVP, TVN i Polsat News stwierdził, że informacja ta jest „nietrafiona”.

Reklama

Faktycznie nominacja Bieńkowskiej może budzić poważne wątpliwości. Powód? To właśnie ona, jeszcze jako minister rozwoju regionalnego, zablokowała projekt budowy polskiej nitki rurociągu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk, który miał uniezależnić Polskę od rosyjskiej ropy naftowej. Kilka dni po podjęciu tej kontrowersyjnej decyzji Bieńkowska objęła stanowisko wicepremiera. „Gazeta Polska” dotarła do dokumentów w tej sprawie. 

Strategiczna inwestycja dla UE

Na początku lat 90., po rozpadzie Związku Sowieckiego, powstał pomysł przesyłu ropy naftowej z regionu Morza Kaspijskiego do Europy Zachodniej.

Projekt ten zakładał uniezależnienie się od rosyjskiego surowca i wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Ukrainy. Jednocześnie miał stać się źródłem fortun rosnących wówczas w siłę ukraińskich oligarchów. Dlatego 15 lutego 1993 roku Leonid Krawczuk, ówczesny prezydent tego kraju, podjął decyzję o budowie terminala naftowego Pivdenny, który był początkiem rurociągu Oddesa–Brody. Projekt został całkowicie sfinansowany przez ukraiński rząd. 5 sierpnia 2002 roku rurociągiem popłynęła pierwsza ropa dostarczona tankowcem przez Morski Terminal Naftowy Pivdenny. W kolejnych latach Unia Europejska uznała projekt za strategiczny dla bezpieczeństwa Starego Kontynentu. Kluczowym elementem było jednak dobudowanie do rurociągu polskiego odcinka do Płocka, a następnie Gdańska. Inwestycję miała zrealizować zarejestrowana w Warszawie spółka Sarmatia, którą w lipcu 2004 roku stworzyły: ukraiński koncern Uktransnafta i polskie przedsiębiorstwo PERN. 

Prezydent Kaczyński reaktywuje projekt

W tym czasie prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin rozpoczął proces uzależniania Europy od rosyjskich surowców. Realizacja projektu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk była poważnym zagrożeniem dla tych planów. Dlatego Kreml w 2003 roku rozpoczął działania mające nie dopuścić do powstania inwestycji. Kluczowym ich elementem było wbicie klina w relacje polsko-ukraińskie. Pretekstem do tego stał się incydent z udziałem Ołeksandra Nykonenki, ówczesnego ambasadora Ukrainy w Polsce, który został zatrzymany przez policję, gdy pod wpływem alkoholu prowadził auto.

Po przewiezieniu na policję miał być agresywny i zniszczyć drzwi w komisariacie. Śledztwo w tej sprawie prowadziła warszawska prokuratura, która oficjalnie poinformowała, że nie wyklucza uchylenia ambasadorowi Nykonence immunitetu. Tę sytuację wykorzystały prorosyjskie media związane z Andrijem Derkaczem, jednym z najbogatszych ludzi na Ukrainie. Jego ojciec Leonid był wieloletnim funkcjonariuszem sowieckiego KGB, a potem już po powstaniu niepodległej Ukrainy przez kilka lat stał na czele Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Media Derkacza nie tylko nagłośniły skandal z ambasadorem, lecz także stały się platformą do prowadzenia rosyjskich działań dezinformacyjnych wymierzonych w polsko-ukraińskie relacje oraz w sam projekt rurociągu. Ostatecznie Kremlowi na kilka lat udało się skutecznie zablokować projekt. Reaktywował go prezydent RP Lech Kaczyński, któremu udało się przekonać do współpracy przywódców kilku krajów, budując w ten sposób koalicję mającą ograniczyć wpływy Kremla w Europie. 

Historyczne przemówienie w Tbilisi

Jest 11 maja 2007 roku. Tego dnia odbył się w Krakowie I Szczyt Energetyczny, którego gospodarzem był prezydent Lech Kaczyński. Wzięli w nim udział również prezydenci Azerbejdżanu, Gruzji, Litwy oraz przedstawiciel specjalny prezydenta Kazachstanu. Wszyscy wyrazili pełne poparcie dla Projektu Euro-Azjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, czyli niezależnego od rosyjskiego surowca sytemu dostaw ropy opartego na rurociągu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk. Już pięć miesięcy później, podczas II Szczytu Energetycznego, który odbył się w Wilnie, podpisano umowę, na mocy której do spółki Sarmatia przystąpiły spółki naftowe z Litwy, Gruzji i Azerbejdżanu. Współpracę pogłębiano podczas spotkań przy okazji kolejnych szczytów energetycznych, które odbyły się w 2008 i 2009 roku, odpowiednio w Kijowie i Baku. Liderem projektu był prezydent Lech Kaczyński, który w tym czasie wydatnie wspierał Gruzję, która w sierpniu 2008 roku została zaatakowana przez Rosję. To właśnie on zdecydował m.in. o dozbrojeniu tego kraju polskim hitem eksportowym – rakietami GROM, które podczas walk siały spustoszenie wśród rosyjskiego lotnictwa. Już wówczas prezydent Kaczyński ostrzegał Europę przed imperialistyczną polityką Kremla, przewidując, że Rosja zaatakuje w przyszłości Ukrainę. „I my też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!” – mówił prezydent Kaczyński w Tbilisi, w czasie wystąpienia 12 sierpnia 2008 roku.

Ekspert od energetyki torpedujący projekt

Jeszcze w styczniu 2010 roku podpisano wstępną umowę na przygotowanie projektu odcinka rurociągu Brody–Adamowo, z założeniem przedłużenia go do Gdańska. Inwestycja, ze względu na istotne znaczenia dla bezpieczeństwa energetycznego Europy, miała być współfinansowana przez Unię Europejską, która przeznaczyła na ten cel blisko pół miliarda złotych. W tym czasie przygotowano też odpowiednie zmiany w planach zagospodarowania na trasie, którą miała biec rura. Rząd Donalda Tuska, po katastrofie smoleńskiej, zdecydował jednak o resecie relacji z Rosją.

Niewygodny dla Kremla projekt polskiego odcinka rurociągu Odessa–Brody zaczął być torpedowany. Realizacja poszczególnych punktów zaczęła się opóźniać, a w mediach pojawiły się opinie podważające sens inwestycji. Pierwsze skrzypce w tej kampanii grał Andrzej Szcześniak, ekspert energetyczny. W 2012 roku, gdy należało podjąć kluczowe decyzje, aby kaspijska ropa popłynęła nową rurą w 2016 roku, przekonywał, że projekt jest nieopłacalny i niepotrzebny. Według Szcześniaka dużo korzystniejsze byłoby kupowanie azerskiej ropy przez Białoruś rządzoną przez Alaksandra Łukaszenkę, najbardziej zaufanego sojusznika Putina. „[Projekt] jest poprawny politycznie, ale już nieaktualny. Po uruchomieniu przez Rosjan ropociągu BTS-2, którym Rosjanie transportują ropę nad wybrzeże Morza Bałtyckiego, skąd trafia ona na statki, ropociąg pomiędzy Brodami i Adamowem jest niepotrzebny. Obecnie można do Polski przesyłać ropę azerską istniejącą infrastrukturą – z Odessy na Białoruś, a następnie ropociągiem »Przyjaźń« do Polski. To jest znacznie korzystniejsze ekonomicznie, niż realizacja projektu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk” – mówił Polskiej Agencji Prasowej Szcześniak pod koniec lipca 2012 roku.

Decyzja, która zablokowała budowę rurociągu

Wątpliwości co do opłacalności budowy rurociągu uniezależniającego Polskę od rosyjskiej ropy miało również Ministerstwo Gospodarki. Po przejęciu władzy przez rząd Donalda Tuska na czele tego resortu stanął ówczesny lider PSL Waldemar Pawlak. Ten sam, który zawarł budzącą kontrowersje umowę gazową z Rosją, uzależniającą nasz kraj na lata od rosyjskiego błękitnego surowca. W listopadzie 2012 roku na fotelu ministra gospodarki zastąpił Pawlaka jego partyjny kolega Janusz Piechociński. Wówczas resort zaczął oficjalnie wskazywać, że ze względu na opóźnienia projekt Odessa–Brody–Płock–Gdańsk należy zamrozić. 18 listopada 2013 roku Ilona Antoniszyn-Klik, wiceminister gospodarki, zasiadająca wówczas we władzach PSL, zarekomendowała wykreślenie tej strategicznej inwestycji z listy projektów finansowanych ze środków unijnych i przeniesienie jej na listę rezerwową. Już trzy dni później, 21 listopada 2013 roku, decyzję w tej sprawie podjęła osobiście Elżbieta Bieńkowska, wówczas minister rozwoju regionalnego. Sześć dni później została ona powołana na fotel wicepremiera, obejmując stanowisko ministra infrastruktury i rozwoju. Oficjalnie Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, pytane o sprawę w kwietniu ubiegłego roku, tłumaczyło, że uzasadnieniem przeniesienia projektu na listę rezerwową były znaczne opóźnienia w jego realizacji. „(…) uniemożliwiały [one] zakończenie rzeczowej realizacji projektu w ramach perspektywy finansowej 2007–2013. To z kolei wiązałoby się z utratą przez Polskę środków przeznaczonych na projekty dot. zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego kraju. W związku z tym, mając na uwadze potrzebę pełnego i efektywnego wykorzystania środków UE na lata 2007–2013, kierownictwo Ministerstwa Gospodarki, w oparciu o postanowienia Międzyresortowego Zespołu do spraw Realizacji »Polityki energetycznej Polski do 2030 r.«, zarekomendowało przesunięcie – realizowanego przez MPR Sarmatia Sp. z o.o. – projektu na listę rezerwową” – wynika z odpowiedzi resortu. 

Reklama