Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Nawrocki–Trzaskowski 5:0. "Na wyjeździe bramki liczą się podwójnie"

Używając języka piłkarskiego, kandydat obywatelski Karol Nawrocki wygrał pierwszą debatę w Końskich walkowerem z powodu nieobecności przeciwnika. Z drugiej – na wrogim terenie – też wyszedł zwycięstwo, a na wyjeździe bramki liczą się podwójnie.

Piątkowy wieczór był jednym z najbardziej interesujących dni w historii polskich debat przedwyborczych. Wydawało się, że polska polityka osiągnęła rekordowy poziom żenady, bo sztaby najważniejszych kandydatów nie potrafiły dogadać się między sobą i Paweł Szefernaker nie zgodził się na pułapkę zastawioną na Karola Nawrockiego. Groziła nam więc pseudodebata, firmowana przez sztab KO i reżimową TVP w upadłości.

Reklama

Polityczny rollercoaster 

Potem doszło jednak do zaskakującego obrotu sprawy, bo do debatowania zaczęli zgłaszać się kandydaci z mniejszym poparciem, nie chcąc zostać pominięci. O dziwo, na ich udział zgodziły się sztaby Karola Nawrockiego i Rafała Trzaskowskiego, być może pod wpływem zaskakującej opinii politologa prof. Andrzeja Dudka, który stwierdził, że organizacja debaty przez TVP, z wyłączeniem innych kandydatów, jest złamaniem reguł demokracji i w skrajnym przypadku mogłaby służyć jako pretekst do unieważnienia wyborów.

Ostatecznie doszło do dwóch debat. Pierwsza na rynku, otwarta dla publiczności, została zorganizowana przez TV Republika, wPolsce24 oraz TV Trwam. Przypominała ona gorący wiec wyborczy i często publika przekrzykiwała kandydatów. Stawili się na niej, obok Karola Nawrockiego, Krzysztof Stanowski, dziennikarz robiący show z wyborów, marszałek Szymon Hołownia, prawicowy Marek Jakubiak oraz zapomniana gwiazda lewicy prof. Joanna Senyszyn, która w jaskrawych, czerwonych koralach swoim skrzeczącym głosem nadawała spotkaniu kolorytu. Najważniejsze było jednak co innego – miejsce przeznaczone dla Trzaskowskiego pozostawało puste. Prezydent Warszawy myślał, że wspólnie ze służalczą TVP zastawią sidła na Nawrockiego, dlatego stchórzył po raz kolejny, jak pięć lat temu, przed potyczką z Andrzejem Dudą. 

Z debaty na rynku w Końskich zapamiętamy okrzyki publiczności, celowo absurdalne obietnice wyborcze Krzysztofa Stanowskiego, że wybuduje sześć elektrowni jądrowych, mające obnażyć hipokryzję polityków, ale także stonowanego i merytorycznego Karola Nawrockiego. Kandydat obywatelski wykonał gigantyczną pracę od rozpoczęcia kampanii i z niepewnego siebie naukowca stał się sprawnym politykiem. Drugim zwycięzcą tej debaty była ewidentnie TV Republika, która tego wieczoru prowadziła swoją narrację i pokrzyżowała szyki konkurentom. Kandydaci zdecydowali się wygłosić do końca swoje oświadczenia, mimo przedłużającego się czasu debaty. Tym samym Rafał Trzaskowski musiał na nich czekać. Ale najciekawsze miało dopiero nadejść. 

Plan spalił na panewce 

W tym samym momencie na hali sportowej w Końskich, gdzie TVN i TVP wraz ze sztabem Trzaskowskiego przygotowywali się, jak będą grillować kandydata popieranego przez PiS, zapanowała panika. W TVP Info prezenterzy udawali, że w Końskich nie odbywa się właśnie alternatywna debata, na którą nie przyszedł faworyzowany przez nich kandydat koalicji. Nerwowo zaprzeczali też, że media publiczne są współorganizatorami debaty. Z kolei na wizji widać było mocno zirytowanego Trzaskowskiego, który nie wiedział za bardzo, co robić, czy się ostentacyjnie obrazić, czy czekać.

W końcu z dużym opóźnieniem kandydaci zaczęli zajmować miejsca. Przed budynkiem odbył się szturm, udało się wejść Markowi Jakubiakowi, choć początkowo nie chciano go wpuścić. Zablokowano jednak udział dziennikarzy TV Republika. Zaatakowany i wyrzucony został redaktor Michał Gwardyński. W końcu jednak debata ruszyła. Trwała ok. 3 godz. i wzięło w niej udział ośmiu kandydatów. Oprócz wymienionej piątki był to Rafał Trzaskowski, Magda Biejat oraz nikomu nieznany Maciej Maciak, którego Stanowski zapytał wprost: „Kim pan jest?”. Maciak okazał się „ruską onucą” w najlepszym wydaniu, mitomanem i zakompleksionym chłoptasiem z prowincji, który od lat, nieudanie, próbuje zaistnieć w polityce. Chyba, aby ograniczyć wypowiedzi takich ludzi, należałoby zwiększyć wymagania dla kandydatów, podnosząc na przykład liczbę koniecznych do zebrania głosów poparcia. 

Debata zaczęła się od mocnego sierpowego w stronę prezydenta Warszawy. Karol Nawrocki stwierdził bowiem wprost, że „tchórz nie może być zwierzchnikiem sił zbrojnych”. Trzaskowski wyglądał na zirytowanego, zmęczonego. Widać było wyraźnie, że jego plan na osaczenie największego konkurenta się nie udał. Nawrocki odważnie wszedł na plan debaty jak na ring i wytrwale boksował do końca.

Szymon Hołownia próbował odpytywać kandydata popieranego przez PiS ze szczegółów planowania floty wojennej czy nazwisk prezydentów państw Europy Środkowo-Wschodniej, które przed debatą wykuł na pamięć. Nawrocki nie dał się wyprowadzić z równowagi. Zaatakował po raz kolejny kandydata KO, stawiając na pulpicie biało-czerwoną flagę, a Trzaskowskiemu wręczając tęczowy sztandar LGBT, który zaskoczony polityk natychmiast ukrył.

Trzaskowski jak na swoich wiecach wyborczych – uśmiechał się i nawijał słuchającym makaron na uszy. Mydlił oczy – chyba z cztery razy powtórzył, że Unia Europejska mówi językiem Polski, jakby Donald Tusk miał jakąś magiczną sprawczość, w którą przecież nikt nie wierzy. W kwestii bezpieczeństwa mówił zaś językiem PiS, co wytknęli mu jego przeciwnicy, wskazując na hipokryzję i przypominając, że to PO krytykowała mur na granicy i zachęcała do wpuszczania migrantów. 

Porażka Trzaskowskiego

Prezydent Warszawy nie potrafił wiarygodnie wybrnąć z krytycznych pytań kierowanych także przez Jakubiaka i Stanowskiego. Tłumaczył, że dla Warszawy kupował drzewa w Niemczech, bo w polskich szkółkach nie ma wystarczająco wysokich. Zachęcał też Jakubiaka, rodowitego warszawiaka, do przejazdu „telekomunikacją miejską”. Trzaskowski tę debatę po prostu przegrał.  

Bardzo dobrze wypadł natomiast Szymon Hołownia, który podjął rękawicę i przeszedł do medialnej ofensywy. Nie przestraszył się konkurentów i zwietrzył swoją szansę pod nieobecność kandydata Konfederacji Sławomira Mentzena. Mentzen zignorował debaty w Końskich i może to być jego największy błąd w tej kampanii. Dla szerszej publiczności nieobecny po prostu nie istnieje. 

Stanowski natomiast celnie obnażał hipokryzję zawodowych polityków, których usta są pełne obietnic wyborczych i którzy potem nie mają najmniejszego zamiaru ich realizować. Chyba najbardziej wiarygodnie wypadły te słowa przy debacie o służbie zdrowia, którą, jak twierdził Trzaskowski, rząd Tuska reformuje, podczas gdy każdy Polak wie, w jakiej formie jest nasze lecznictwo i że coraz większe nakłady na szpitale lądują w kieszeniach pielęgniarek i lekarzy, tymczasem pacjenci latami czekają na wizyty i zabiegi u specjalistów. Debatę wygrali z pewnością kandydaci, których miało nie być. Pojedynek liderów okazał się starciem dla najodważniejszych. Obie debaty trwały ponad cztery godziny, przez które nie sposób było się nudzić. 

Karol Nawrocki pokazał, że dobrze znosi takie maratony. Prezentował się stanowczo i pewnie, czym zaskoczył Rafała Trzaskowskiego. Nawrocki zaznaczył swój patriotyzm, przywiązanie do Kościoła katolickiego, dobrze zagrał na emocjach. Trzaskowski nie wyszedł poza swój elektorat, ale mieszkańcy dużych miast sami nie wybierają prezydenta. Może się czuć przegranym tego starcia. Być może liczył, że Nawrocki ostatecznie nie przyjdzie na debatę. Dlatego łapał się insynuacji, sugerując, że jego główny rywal uprawia putinowską propagandę. Jednak takimi tanimi chwytami nie pozyskał nowych wyborców.  
 

Reklama