Żyjemy w świecie, w którym co i rusz doznajemy poczucia rozszczepiania się rzeczywistości na jakieś dziwne bańki i przestrzenie. Jednym z naczelnych haseł postępowych środowisk jest walka z tak zwaną „mową nienawiści”.
Od lat już walczy się z mową nienawiści za pomocą okrzyków „wyp…ć” czy „j… PiS”. To drugie hasło zyskało przecież słynną formę ośmiu gwiazdek, co i graficznie, i w sensach, nawiązywało do włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd. Sam ów włoski ruch, notabene, także wyewoluował z włoskiego wulgaryzmu zaczynającego się od litery „v” – co znowuż wyglądało, jak rzymska cyfra „V”, a tu już było blisko do Ruchu Pięciu Gwiazd.
Mowa nienawiści, wszelkie przejawy dyskryminacji i nietolerancji, mają być w bliskiej przyszłości karane – poprzez narzędzia prawne umocowane w nowych ustawach. Za „mowę nienawiści” – do pudła? Oczywiście zasadniczym pytaniem jest: kto będzie arbitralnie ustalał, co mową nienawiści jest, a co już nie? Czy stwierdzenie „pracować na czarno” jest taką mową, czy też nie? Czy użycie słowa „pedał” na określenie części rowerowej będzie taką mową, czy też nie? Czy wolno mówić „serek homogenizowany”? Czy wypada stwierdzić, że „jesteśmy sto lat za Murzynami”, czy jednak za to już będzie więzienie?
Przy tak wielu wątpliwościach warto chyba pomyśleć o jakimś autorytecie, o wyroczni, o jakimś „sądzie najwyższym”, ostatecznej instancji, do której wszyscy obywatele, pragnący dowiedzieć się, czy mówią treścią nienawistną, czy też nie, mogliby się zwrócić, zapytać i dowiedzieć, czy hejtują, czy też nie hejtują.
Proponuję, aby takim polskim „sędzią pokoju”, sędzią języka miłości, został pan Pablo Morales – ekspert opłacany od wielu lat przez Platformę Obywatelską. Pan Morales bowiem, jak wszyscy wiemy, nie za jakiś tam „hejt” w mediach społecznościowych był wynagradzany, lecz za „ekspertyzy”. Z „hejtem” nie miał nic wspólnego, a wszystkie słówka typu „kretyn”, „idiota” etc. pisywał jedynie w celach badawczych – czyli po to, aby wciągać wnioski i móc tworzyć analizy. A ponieważ Platforma Obywatelska jest partią walczącą z mową nienawiści, jasnym jest, że już choćby z tego względu, nie mogłaby płacić komukolwiek za rozsiewanie nienawiści. Tym bardziej w formie internetowego hejtu.