Z najnowszego sondażu (Opinia24 na zlecenie TVN24) wynika, że gdyby wybory odbyły się dziś, w Sejmie znalazłyby się tylko cztery partie. Koalicja Obywatelska zaliczyła wzrost o 1,2 pkt proc. wobec sondażu z początku grudnia i może liczyć na poparcie na poziomie 32,9 proc.
Na drugim miejscu znalazło się Prawo i Sprawiedliwość (24,6 proc. ankietowanych – spadek o 0,5 pkt proc.). Trzecie miejsce zajmuje Konfederacja – na partię Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka zagłosować chce 13,2 proc. – o 1,4 pkt proc. mniej niż w miesiąc temu. W Sejmie znalazłaby się też Konfederacja Korony Polskiej z rekordowym wynikiem – wskazało ją 9,6 proc. ankietowanych, co oznacza wzrost o 3,4 proc.
Sondaż oczywiście musi zostać osadzony w pewnym trendzie, jednak i z tego, co widać powyżej, można odczytać pewne tendencje, wcale nie tak jednoznaczne, jak chcą tego specjaliści od propagandy. Przede wszystkim widać, że – mówiąc delikatnie – nie do końca prawdziwa jest powtarzana jak mantra przepowiednia, że to wyłącznie PiS traci na rzecz Konfederacji Korony Polskiej (KKP), a partię Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka miałyby te kłopoty ominąć.
W poszukiwaniu „trzeciej drogi”
Gołym okiem widać, że ten wzrost notowań dla braunowców odbył się tym razem w największym stopniu kosztem właśnie Konfederacji, a w mniejszym stopniu Prawa i Sprawiedliwości, które prawdopodobnie zatrzymuje się powoli na poziomie twardego elektoratu, który nie jest podatny na tego typu fluktuacje. Jednocześnie to właśnie rzekomo odpornej na wdzięki Brauna Konfederacji zaczyna doskwierać coraz większy odpływ poparcia.
Faktem jednak jest, że istotnie – Braun i jego eklektyczna ferajna zabierają elektorat z całej prawicy, a kto wie, może także i pośród niezadowolonych wyborców Szymona Hołowni i PSL, czyli poprzedniej „trzeciej drogi”, a także osób niezainteresowanych dotąd udziałem w wyborach. Dzieje się tak dlatego, że populistyczny program i nieostra merytorycznie narracja KKP są na tyle pojemne, że łatwo się z nimi zidentyfikować.
Jest to typowy model „trzeciej drogi”, przerabiany w III RP wielokrotnie za pomocą m.in.: Ruchu Palikota, Nowoczesnej, Ruchu Kukiza czy Trzeciej Drogi właśnie, tyle że zastosowany po drugiej – nieliberalnej stronie osi politycznej. Tak, dziś, w momencie bardzo poważnej polaryzacji i w obliczu niepokojów politycznych o charakterze globalnym, rolę „chwytaka” na wycofanych i niezdecydowanych odgrywać będą pozujący na prawicę radykałowie.
Cel Tuska na najbliższe miesiące
Co jest interesujące, najbardziej zainteresowani takim rozwojem sytuacji są (oprócz samego Brauna) przedstawiciele koalicji 13 grudnia. To Donald Tusk i jego macherzy od inżynierii politycznej nie ustają w kreowaniu już nie tylko symetrii pomiędzy Kaczyńskim i Braunem, ale wręcz wrażenia, że to ten drugi jest dominującą postacią na prawicy i to przed nim trzeba „bronić Polski” – tym samym promując go skutecznie.
Co ważne, przemycana jest narracja o Konfederacji Mentzena i Bosaka jako „jedynej racjonalnej”, prawdopodobnie na wypadek, gdyby trzeba było szukać koalicjanta. Cel jest oczywiście znany – maksymalna polaryzacja i ustawienie się po rzekomo „jasnej stronie mocy”, a tym samym zabezpieczenie liberałów przed tym, by środowisko Zjednoczonej Prawicy – obozu niepodległościowego – zdobyło większość lub przewagę na tyle poważną, by mogło wygrać wybory samodzielnie lub swobodnie dyktować warunki ewentualnym koalicjantom. Ta operacja, rozpisana na okres przed wyborami 2027 r., właśnie się rozpoczęła.
Tusk i jego ludzie wiedzą bowiem, że nie cieszą się sympatią większości Polaków, więc będą czynić wszystko, by zradykalizować sobie niechętnych do tego stopnia, by ci w jak największej liczbie zaczęli popierać populistów spod znaku KKP. Wzrosty tych ostatnich mają w strategii Tuska obudzić uśpiony elektorat niezdecydowanych liberałów i – niczym w 2023 r. – wywołać efekt Jagodna.
O tym, na czym polega fenomen Konfederacji Korony Polskiej i jej lidera, pisaliśmy na łamach „Gazety Polskiej” przed wyborami prezydenckimi w tym roku. Warto przytoczyć tę charakterystykę, bo względem maja br. nic się nie zmieniło: „Wyborcy Grzegorza Brauna to ludzie jeszcze bardziej »na prawo« niż twardzi wyborcy Krzysztofa Bosaka czy Przemysława Czarnka. Osoby bardzo zmęczone III RP, oczekujące silnego państwa narodowego, zorientowane suwerenistycznie i jednocześnie radykalne w swoim podejściu do polityki zagranicznej. Jednocześnie niezwykle wyczulone na punkcie wolności osobistej, pokrzywdzone m.in. pandemicznymi obostrzeniami i niezrozumiałą dla nich polityką uległości wobec ówczesnego globalnego strachu. (…) Oburzające wielu ekscesy Brauna traktują jako kamienie bezsilnie rzucane w czołgi prące na ich wolność. Identyfikują się z hasłem Brauna: »nie idą po mnie, idą po was, ja tylko stoję im na drodze«” – pisaliśmy i zauważyliśmy, że Braun celowo zwraca się do tego typu środowisk, świadomie kalkulując, że zebrane z całej Polski, pozwolą mu na osiągnięcie zaskakującego niektórych wyniku.
Tak też się dzieje, a dodatkowy rozgłos, który KKP zyskuje za sprawą wywoływanej przez Tuska i media III RP polaryzacji, służy pogłębieniu tego wrażenia. Niestety, dzieje się tak także za sprawą politycznej indolencji środowiska Zjednoczonej Prawicy, w której z niewiadomych przyczyn wydaje się triumfować przeświadczenie, że receptą na wyjście z dołka jest… licytowanie się ze środowiskiem Brauna na radykalizm.
PiS wpada w pułapkę
Jest to optyka tzw. frakcji maślarzy, a więc osób związanych z Przemysławem Czarnkiem, Patrykiem Jakim, Jackiem Sasinem i Tobiaszem Bocheńskim. Ci nie ukrywają, że są za ostrą zmianą kursu, przekonując, że zmiany społeczne zaszły tak daleko i że jest to koniecznością, i nie wykluczają nawet… koalicji z Braunem. Taka deklaracja padła w tym tygodniu (w TVN24) ze strony Jacka Sasina i została przywitana przez koalicję 13 grudnia wybuchem radości. Nic dziwnego – zastawione przez Tuska wnyki okazują się skuteczne.
Tymczasem już ze wspomnianego na początku sondażu widać, że to droga donikąd. I ten sondaż, i inne sygnały pokazują, że jeśli skądś biorą się „nowi” wyborcy KKP, to coraz częściej z partii Mentzena i Bosaka oraz ze zwabionych radykalizmem i medialnym szumem niezdecydowanych. Jednocześnie rezerwuar wyborców Zjednoczonej Prawicy gotowych do przejścia pod skrzydła Brauna wyborców się wyczerpuje i nie są oni skłonni do „zmiany flagi”, bardziej oczekując na konkretne decyzje programowe i personalne i kontrofensywę, których można oczekiwać od partii chcącej ponownie przejąć władzę.
Tak, można się domyślać, że wyborcy oczekują tego bardziej niż populizmu i licytacji na radykalizm. Trudno sobie poza wszystkim wyobrazić, by Patryk Jaki stawał do debaty z sympatyzującymi z Braunem prorosyjskimi „braćmi kamratami”, a prof. Przemysław Czarnek przekomarzał się np. z dzierżącym sztandar zoologicznej antyukraińskości Włodzimierzem Skalikiem.
Tego tymczasem chcą Tusk i media III RP, które z chęcią pokażą to jako „naturalną ewolucję PiS”. Ewolucję odwróconą, bo skończyłaby się ona dla tej partii tragicznie, czego chyba mówić nikomu nie trzeba. O konsekwencjach dla Polski rozdartej między Tuskiem a Braunem strach nawet pomyśleć.