W latach 90. w polskie społeczeństwo intensywnie pchano ideologię wolnorynkową. Uważano, że państwo nie powinno mieć własności i każdego majątku powinno się pozbyć. Polacy zbiorowo temu ulegali.
Często sprzedawaliśmy więc przedsiębiorstwa, które zachodnie korporacje kupowały za bezcen tylko po to, aby je zamknąć. Szczerze mówiąc, myślałem, że ten etap już za nami i więcej społeczeństwo nie da się ogłupić. Ale jednak nadal daje się mamić ideologią, by pozbywać się własnych dóbr.
Jednym z takich nielicznych, które nam pozostały, są lasy – zarządzane przez przedsiębiorstwo państwowe, niewyciągające ręki po pieniądze z budżetu i zapewniające stabilność między funkcjami gospodarczymi i społecznymi. Teraz jednak Polacy chcą koniecznie ten działający system zmienić. Popsuć. Wprowadzić w drżenie. Wierzą w ideologię ekologiczną, która mówi, że od polskich lasów zależy kondycja ziemi. Będą poprawiać.
Obawiam się, że skończy się to rozwaleniem obecnego systemu (który działa, choć, jak każdy, ma swoje wady) i zastąpienia go nowym, który nie wiadomo na czym dokładnie ma polegać. Ideolodzy każą nam zamknąć oczy. Oni się wszystkim zajmą, bo są fachowcami. Jeśli się na to zgodzimy, to finał jest do przewidzenia. Gdy je znów otworzymy, nie będziemy mieli już lasów i pozostanie nam prosić się o pozwolenia na wstęp. Znamy to z historii.