"W ostatnim czasie do Sądu Najwyższego wpłynęło, według szacunków opierających się z biura podawczego, blisko 50 000 spraw. Liczba ta stanowi w przybliżeniu odpowiednik 2-3 letniego wpływu wszystkich spraw do Sądu Najwyższego. Z tego względu, czynności administracyjne związane z rejestracją spraw wymagają nadzwyczajnego zaangażowania wszystkich pracowników Sądu Najwyższego" - czytamy w najnowszym komunikacie instytucji.
Małgorzata Manowska, prezes SN w rozmowie w Radiu Zet przyznała, że większość protestów to tzw. giertychówki. - Indywidualnych protestów jest kilkaset sztuk. Ponad 90 proc. to są protesty powielane, których wzór został udostępniony przez posła Giertycha. Pracownicy SN nazywają je "giertychówkami". Kilka tysięcy protestów to wzór udostępniony przez pana Wawrykiewicza - powiedziała.
Sąd Najwyższy nie zwalnia tempa. Przez cały tydzień sędziowie i pracownicy SN intensywnie pracowali nad protestami wyborczymi.
— Sąd Najwyższy (@SN_RP_) June 22, 2025
💪💪💪 pic.twitter.com/fAHCkWUakH
Manowska podkreśliła, że każda taka korespondencja podlega procedurze. - Trzeba każdą z przesyłek otworzyć, przeczytać, ostemplować, zarejestrować w systemie i puścić dalej do oceny - tłumaczyła.
Wychodzi na to, że mamy ok. 902 protesty. Reszta to śmieci od Giertycha‼️😡
— Olanta ‼️☝️ (@alojjola) June 23, 2025
Pierwsza Prezes SN Małgorzata Manowska pic.twitter.com/F0sLuStWNG
"Nieodpowiedzialna akcja, lekkomyślność"
Dodała, że parę tysięcy "giertychówek" mimo całej koniecznej procedury nie zostanie rozpatrzona, bo zawiera numer PESEL Romana Giertycha. - Ludzie nie potrafili nawet wpisać swojego PESEL-u. Protest, który jest dotknięty tego typu wadami będzie pozostawiony bez rozpoznania - podkreśliła prezes SN.
Przyznała, że ta "nieodpowiedzialna akcja, lekkomyślność" dokuczyła głównie pracownikom SN, którzy winiony "długi weekend" spędzili w pracy zamiast odpocząć ze swoimi rodzinami.
Sąd Najwyższy ma czas do 2 lipca na rozpatrzenie protestów wyborczych.