Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Tusk będzie miał neoprezydenta. Katarzyna Gójska o coraz bardziej antydemokratycznych planach szefa PO

W połówkowym exposé premier był po prostu sobą. Ani lepszym, ani gorszym, tylko tym samym, jakim go widzimy od lat. Zapiekłym, prymitywnym, zakłamanym i pustym politykiem-hejterem.

Patrzę ze zdziwieniem na kolejne wynurzenia różnej maści komentatorów, którzy „roznoszą na strzępy” nowe exposé premiera, punktując brak treści, oderwanie od rzeczywistości, zwykłe kłamstwa i zaciekłą nienawiść wobec nawet potencjalnych krytyków. I nie mogę zrozumieć, czego ci ludzie po przewodniczącym Platformy oczekiwali? Czy liczyli, że pierwszy raz od dwóch dekad objawi się jako polityk z wizją rozwoju państwa? Że wyjdzie na sejmową mównicę i zapeszy opozycję precyzyjnym planem działań na resztę kadencji? Że jego pełne rzeczowych propozycji wystąpienie da do myślenia wyborcom, którzy do tej pory nie łączyli z nim żadnych nadziei na lepszą przyszłość Polski, a wręcz widzieli w nim zagrożenie dla niej? Mogę ironicznie, Hemarem, skwitować to tylko: wam od Tuska wara. W tym połówkowym exposé premier był po prostu sobą. Ani lepszym, ani gorszym, tylko tym samym, jakim go widzimy od lat. Zapiekłym, prymitywnym, zakłamanym i pustym politykiem-hejterem. Odmieniał „PiS” przez wszystkie przypadki, a każde swe nieszczęście przypisywał „pisowcom”, o których myśli zdają się go bardzo dotkliwie prześladować. Można oczywiście cieszyć się z tego, iż pojawili się nowi odkrywcy prawdziwego oblicza szefa rządu, jednak nie można ich ocknięcia się przedstawiać jako nieprawdopodobnego wyczynu. Ale skoro już nawet nieliczni publicyści mediów tzw. propagandowego kordonu lidera PO zaczynają dostrzegać jego – użyjmy delikatnego określenia – mankamenty, to czas zapytać, dlaczego nie widzieli ich na przestrzeni ostatnich lat? Tusk był w Sejmie sobą. Posługiwał się kłamstwem w podobnej skali co rok czy dwa lata temu, siał nienawiść i pogardę tak jak zwykle, snuł gołosłowne wizje politycznych działań dokładnie tak jak zawsze. W jednej sprawie poszedł jednak dalej – zapowiedział wręcz terror. Wygłosił zamiar uwięzienia, a co najmniej represjonowania całej największej partii opozycyjnej – największego klubu parlamentarnego w Sejmie. To rzeczywiście nowość – jego plany antydemokratyczne nabrały rozmachu. Sęk w tym, iż akurat za to nie jest poddawany krytyce. Choć w demokracji po takich zapowiedziach powinien zostać zdyskwalifikowany. Jednak plany szefa rządu sięgają dalej. Z wypowiedzi w kolejnych dniach można wnioskować, że przygotowuje grunt pod ogłoszenie prezydenta elekta „neoprezydentem” – co w jego języku oznacza, że będzie podważał status głowy państwa i być może sabotował jego działalność. Po wyborczej klęsce najwyraźniej postanowił zająć swoich wyborców walką z Karolem Nawrockim. Z kolei zapowiedzi lepszej komunikacji należy odczytać jako plan frontalnego ataku na niezależne od jego władzy media. Zatem nie ma co liczyć na uspokojenie nastrojów po wyborach – przodownik „demokracji walczącej” zaostrza kurs.

Reklama

Źródło: Gazeta Polska
Reklama