- To jest przedziwna sytuacja, nigdy się z czymś takim nie spotkałem. To byłaby najdziwniejsza łapówka w historii wszystkich procederów korupcyjnych. Jeśli w istocie ten człowiek, jak twierdzi, przez prawie 4 lata, coś komuś miał obiecywać, deklarować, ale nic się nie wydarzyło, to cóż to jest za łapówka, skoro nic nie miało miejsca? - powiedział w programie "Michał Rachoń". Paweł Jabłoński, poseł PiS, odnosząc się do treści zeznań Pawła Szopy ujawnionych przez TV Republika.
Jak wynika z ustaleń Telewizji Republika, już dzień po przetransportowaniu go z Dominikany do Polski, Paweł Szopa poszedł na współpracę ze śledczymi. Z zeznań, do których dotarł Piotr Nisztor wynika, że Szopa uzbierał ponad trzy miliony złotych na łapówki, jednak pieniędzy nikomu nie przekazał.
- Po realizacji dwóch pierwszych, trzech kontraktów zgłosił się do mnie w imieniu Kuczmierowskiego Paweł K. On też był w tym Zespole, oni się znali, działali razem. Wiedziałem, że są kolegami, byli kumplami, znali się z harcerstwa lub skądś. Z propozycją abym od każdego zamówienia część pieniędzy jakby odkładał na ich rzecz. To był jeden grosz od jednej sztuki. A że produkty szły w miliony sztuk, to kwota była duża - zeznał śledczym.
Te doniesienia skomentował w programie "Michał Rachoń" na antenie TV Republika Paweł Jabłoński, poseł PiS.
"To jest przedziwna sytuacja, nigdy się z czymś takim nie spotkałem. To byłaby najdziwniejsza łapówka w historii wszystkich procederów korupcyjnych. Jeśli w istocie ten człowiek, jak twierdzi, przez prawie 4 lata, coś komuś miał obiecywać, deklarować, ale nic się nie wydarzyło, to cóż to jest za łapówka, skoro nic nie miało miejsca? Te zeznania tak wyglądają, jakby ktoś ewidentnie na pana Szopę naciskał, aby cokolwiek zeznał na Kuczmierowskiego i inne osoby związane z poprzednim rządem. Przede wszystkim jest to atak atak na Mateusza Morawieckiego. Starali się go dociskać. Chełpili się tym, że wykorzystali fakt, że on ma klaustrofobię. Pan Stankiewicz z Onetu mówił, że ma takie informacje. Zakładam, że ktoś mu się pochwalił, że wykorzystali do nacisku na pana Szopę. To rodzi też pytania o wiarygodność takich zeznań"
- ocenił.
Przypomniał, że "zgodnie z prawem, rolą prokuratora nie jest to, aby kogoś za wszelką cenę zamknąć i wsadzić, tylko ocenić cały materiał dowodowy".
"Jeśli pojawiają się zeznania, ze łapówki nie było, to ta sprawa rozsypuje się jak domek z kart. Ta sprawa zaczyna przeradzać się w gigantyczną kompromitację prokuratury Adama Bodnara i ludzi, którzy tą aferę montowali. Na tej podstawie siedzą ludzie w więzieniach. Siedzi kobieta, matka dziecka, która potrzebuje terapii. Dziś pani Anna jest odcięta od dziecka"
– podkreślił.
Jabłoński wspomniał też, że "Szopa w tym śledztwie ma status osoby podejrzanej i nie ma obowiązku mówienia prawdy".
"Tu jest zasadniczy problem służb Tuska, które próbują dziś tą opowieść kontynuować. Słyszeliśmy o gigantycznej aferze RARS. Jest też fragment, który mówi, że w RARS nie było żadnego układu. To kolejny dowód na to, że cała ta afera opisywana w mediach to najprawdopodobniej mistyfikacja. Że ktoś opiera się na gołosłownych oskarżeniach. Nie wiemy, czy coś takiego w ogóle miało miejsce. Być może on ma mówić rzeczy nieweryfikowalne"
– ocenił.
Poseł PiS zwrócił uwagę na anaologie związane ze sprawą dotyczącą senatora Grodzkiego.
"To można porównać z innymi sprawami, na przykład sprawą dotyczącą senatora Tomasza Grodzkiego. Tam toczy się postępowanie sądowe, kilkadziesiąt osób jest oskarżonych. Świadkowie zeznawali, że Tomasz Grodzki przyjmował pieniądze w kopertach. On sam w jednym wywiadzie powiedział, że ludzie wpłacali pieniądze na fundacje. Tam dochodziło do płatności. Pan Grodzki mówi, że to na fundację, inni świadkowie mówią, że niekoniecznie na fundację"
– powiedział.
Jabłoński odniósł się także do słów Andrzeja Stankiewicza z Onetu, który powiedział: "Szopa ma klaustrofobię, generalnie niefajna rzecz jak się siedzi. Drugi element – panicznie boi się, że zamkną mu matkę, która była we władzach kilku spółek, przez które przepływał korupcyjne interesy z RARS, co oznacza, że bardzo dużo mówi. Trzymamy kciuki, żeby to wszystko się działo".
"Jest podstawowa zasada we wszystkich postępowaniach, że jeżeli jakakolwiek osoba z powodów zdrowotnych ma trudność, by wziąć udział w czynnościach procesowych – przesłuchaniu, albo ten stan zdrowia może wpływać na ten przebieg czynności procesowej, to albo powinno się to odbyć pod nadzorem lekarza, albo czynność powinna być przeprowadzona w inny sposób. To jest standard elementarny. Tutaj też powinny być takie działania. Być może powinno się odbywać pod nadzorem przesłuchanie. Tymczasem wynika ze słów Stankiewicza, że oni postanowili wykorzystać to do nacisku na podejrzanego może mówiąc: „Jak powiesz, co chcemy usłyszeć, to wyjdziesz i Twoja klaustrofobia będzie dla ciebie mniej dotkliwa”. To rodzi wątpliwości co do wiarygodności całych zeznań"
– oświadczył polityk.