Gdy ktoś brał udział w takiej zabawie salonowej i wpadał na pomysł zabawnej riposty, ale już po owej zabawie, już będąc „na schodach”, zmierzając ku wyjściu, i próbował zabłysnąć w towarzystwie, tekst już nie działał. Mam nieodparte wrażenie, że takim właśnie klasycznym „l’esprit d’escalier” było odwołanie przez minister Cienkowską Krzysztofa Ruchniewicza z funkcji dyrektora Instytutu Pileckiego.
Bo stało się już zbyt wiele. Bo cała sprawa z przekazywaniem listu sygnalistki Hanny Radziejowskiej jej przełożonemu, jej zwolnienie, jak i potem zwolnienie Mateusza Fałkowskiego, ze wszystkimi podwątkami tej afery, stanowią jedno, wielkie bajoro nieprawości, braku kompetencji i politycznej złośliwości ze strony i ministerstwa, i zwolnionego właśnie dyrektora. Afera była nie tylko punktowana i krytykowana przez dziennikarzy, ale jeszcze weszła w sferę sądową i prawną dotyczącą Niemiec i prawa niemieckiego. Jednym słowem – katastrofa.
Katastrofa państwa polskiego na jednym z najbardziej wrażliwych obszarów: polityki historycznej związanej z II wojną światową, cierpieniami obywateli polskich pod okupacją niemiecką, niemieckimi obozami koncentracyjnymi, a także z postawami społeczeństwa polskiego wobec najeźdźcy i wobec ludobójczych działań Niemców, a także Sowietów. Rotmistrz Pilecki jest symbolem nie tylko postawy oporu wobec zła (tego płynącego ze strony Niemiec i tego, które przyszło z ZSRS), honoru, odwagi i niezłomności, ale też z drugiej strony jego historia niesie ze sobą opowieść o tym, jak takich Polaków jak rotmistrz, traktowali zarówno Niemcy i Sowieci, ale też wysługujący się Sowietom Polacy w okresie od 1944 roku. W tej mierze seria działań dyrektora Ruchniewicza i jego pracowników (przykładami wybielanie sylwetki pułkownika Maksymiliana Sznepfa, czy chęć zorganizowania konferencji na temat zwrotu dóbr kultury przez Polskę Niemcom) była dla funkcjonowania Instytutu Pileckiego niszcząca i haniebna. Trzeba było działać zdecydowanie i o wiele wcześniej.
Owszem, dobrze się stało, że Ruchniewicza w końcu zwolniono. Owszem, dobrze wygląda wybór na nowego dyrektora Karola Madaja. Problem w tym, że minister Cienkowska wykonała coś, co jest klasycznym przykładem „l’esprit d’escalier” – następuje wtedy, gdy już cała „salonowa dyskusja” się wypaliła, a szkody nie będą łatwe do naprawienia. Należy teraz ufać, że pan Karol Madaj poprowadzi Instytut w dobrą stronę.
Naprawdę trzymajmy za to kciuki, bo misja Instytutu nie powinna być zakłócana przez wojny polityczne i zmiany ekip będących u steru władzy.
 
                        
        
        
        
         
            
            
           
                         
                         
                        ![Kosiniak-Kamysz odtrąbił swój wielki "sukces". Otrzymał ripostę od Błaszczaka [ZOBACZ]](https://files.niezalezna.tech/images/upload/2025/10/31/n_2200cc10d9139cf7554b76f63b8a0c5a007f833b81b96e42f9a1bd525b10cc89_c.jpg?r=1,1) 
             
            ![Skandal z Jońskim w roli głównej. "Kierujemy zawiadomienie do prokuratury" - zapowiadają politycy PiS [WIDEO]](https://files.niezalezna.tech/images/upload/2025/10/31/n_594ab7700fd8ff082cc03e6151460b2002bdbbec62e2283ead2ecff0959725f7_c.jpg?r=1,1) 
             
             
             
             
            