"W tym generalnym obrazie ważne jest to, jakie są źródła systemowego naruszania prawa w Unii Europejskiej i na ile polityka UE może utrzymać wiarygodność, jeżeli będzie realizowana przez takich ludzi i w takim kształcie" - mówił na antenie Republiki Jacek Saryusz-Wolski, w kontekście afery wokół Didiera Reyndersa.
Proceder prania brudnych pieniędzy przez Didiera Reyndersa, byłego komisarza ds. sprawiedliwości według informacji medialnych miał trwać co najmniej 10 lat. Jest podejrzany o to, że od lat kupował tzw. e-bilety z National lottery, by w ten sposób prać pieniądze. Według ustaleń przez niemal dekadę polityk miał kupować losy o wartości od 1 do 100 euro, a następnie przelewać ich równowartość na swoje konto w Loterii. Z każdego wrzuconego euro miał wybierać 65 eurocentów.
Wielu komentatorów zastanawia się, jak to możliwe, że taki człowiek mógł zostać w 2019 r. komisarzem ds. sprawiedliwości? Na pytanie, czy już wtedy istniały podejrzenia, nikt jednak nie odpowiada. Faktem jest, że przez ostatnich pięć lat Reynders był całkowicie dyspozycyjny wobec władz w UE, a merytorycznie nigdy niczego nie rozstrzygał. I tak właśnie był postrzegany przez prawą stronę polskich eurodeputowanych.
Jako komisarz ds. sprawiedliwości odgrywał jednak kluczową rolę przy tzw. sporze o praworządność w Polsce. A raczej w procesie bezpardonowego ataku na nasz kraj. Dobrze wiemy, że wszystko działo się w czasie, gdy Polska była krajem frontowym i wspierała Ukrainę.
Temat problemów Didiera Reydersa został dziś poruszony w programie "Polityczna Kawa" na antenie Republiki.
Tomasz Sakiewicz zapytał swojego rozmówcę, Jacka Saryusza-Wolskiego, czy afera wokół Reyndersa będzie miała realny wpływ na funkcjonowanie Unii Europejskiej?
"Ten aspekt kryminalno-finansowy, bo jest to kolejny kamyczek. Była już afera Kaili, była sprawa dotycząca i TSUE i komisarzy i Trybunały Audytowego... To jest fragment większej całości. Ale nie to jest najważniejsze..."
Jak tłumaczył: "zarzuty korupcyjno-finansowe wobec Reyndersa były znane od lat. Pierwszy raz postawione zostały w 2019 roku".
"Najważniejsze są tutaj jednak dwie rzeczy. Po pierwsze - ten przypadek stawia ogromny znak zapytania, w zasadzie podważa całą linię Komisji Europejskiej fałszywych oskarżeń o domniemane, rzekome naruszenia rządów prawa w Polsce. To pozwala zadać pytanie: dlaczego jeden człowiek skorumpowany, jak można sądzić, mógł prowadzić taką politykę z błogosławieniem całej KE? Pytanie dla Polski o znaczeniu fundamentalnym"
I kontynuował: "druga kwestia, ważniejsza niż aspekt kryminalny - mianowicie, tam jest coś, co mnie kojarzy się z polskim kazusem. W kwietniu, w maju, UE przyjęła regulację wzmacniającą walkę z praniem pieniędzy. Dziwnym trafem, z tej listy podmiotów zwalczanych czy tam, gdzie miało być zwalczane pranie pieniędzy, zniknęły, wyłączono, loterie krajowe".
Czytaj więcej: Pranie brudnych pieniędzy. KE zrobiła wyjątek "dla Reyndersa"?
W jego ocenie - "aż z daleka pachnie to zmową, która miała ten proceder ukryć".
"Sądzę, że to jest ten wątek rozwojowy i najbardziej ważny w sensie systemowym Wydaje mi się, że na to trzeba patrzeć z lotu ptaka - z tej perspektywy UE, która sama skorumpowana, zarzuca fałszywie naruszanie prawa. Zresztą, czynione było to bez podstawy prawnej. Widać również, że jest coś nie tak w związku z systemem legislacyjnym, skoro można takie rzeczy tolerować i pokazywać"
"W tym generalnym obrazie ważne jest to, jakie są źródła systemowego naruszania prawa w Unii Europejskiej i na ile polityka UE może utrzymać wiarygodność, jeżeli będzie realizowana przez takich ludzi i w takim kształcie"