Podsumowując wczorajszy protest, który odbywał się pod hasłem „Obudźmy sumienia naszych zachodnich sąsiadów”, Miśkiewicz podziękował jego uczestnikom, podkreślając znaczący udział związkowców ze śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, na czele z jej przewodniczącym Dominikiem Kolorzem.
Przyznał, że jeżeli polityka niemiecka (wobec sankcji wymierzonych w Rosję) się nie zmieni, „to trzeba będzie zrobić kolejną potężną demonstrację z udziałem „Solidarności”, a także związkowców z Niemiec”. - Ich udział może znacząco wpłynąć na tamtejsze media i co za tym idzie – na polityków – dodał.
- Mam zamiar w tej sprawie rozmawiać z przewodniczącym „Solidarności”, z regionem śląsko-dąbrowskim i innymi zainteresowanymi środowiskami, bo widzę, że jest tu ogromny potencjał
- zadeklarował szef „Pokolenia”, przypominając, że „na Ukrainę cały czas lecą bomby i giną ludzie”. - Byliśmy pod ambasadą Niemiec, żeby Rosja tę wojnę przegrała. Jeżeli chcemy, żeby Polski nie spotkał ten sam los, to musimy dziś Ukrainie pomagać - mówił.
Przemysław Miśkiewicz przyznał, że starania wspólnoty międzynarodowej w kwestii pomocy walczącej Ukrainie ignorują Niemcy, które przeciwstawiają się pełnowymiarowym sankcjom skierowanym przeciwko kremlowskiej dyktaturze. - My pomagamy Ukrainie, a Niemcy pomagają Rosji. A jeżeli dalej będą pomagać, to Rosja tej wojny nie przegra, bo będzie do niej płynął strumień pieniędzy, za które można kupić sprzęt wojskowy i choćby płacić najemnikom - zauważył.
- Myślę więc, że możemy tę akcję powtórzyć, by dać kolejny mocny sygnał, że my takiego zachowania nie chcemy. Niemcy wiecznie nas strofują w ramach UE w kwestii tzw. praworządności, no to bardzo proszę drogie Niemcy: zastosujcie się do europejskich wartości i solidarności!
- apelował.
Miśkiewicz podkreślił wagę codziennej pomocy dla Ukrainy, którą organizują tysiące Polaków, w tym także stowarzyszenie „Pokolenie”, któremu przewodniczy. - Teraz dwie osoby wracają z Kijowa, cały czas coś się dzieje, codziennie ludzie są zaangażowani bardzo mocno - tłumaczy.
- Robimy mniejsze, większe, czasami niewidoczne akcje, ale mamy przewagę nad innymi strukturami, bo u nas nie ma przetargów. Jak przychodzi do nas rano informacja, że coś trzeba kupić i zawieźć (np. namioty do Sambora), to auto z Warszawy przyjeżdża do Katowic, tam się ładuję towar, który jedzie następnie do Krościenka, a stamtąd wiezie to do Sambora i o 22 towar już jest na miejscu
- relacjonuje, dodając, że sprawność i szybkość działania w tym wypadku uwarunkowana jest kwestiami organizacyjnymi. - Tego nie zrobi żadna duża struktura, nie ma na to szans. U nas to się załatwia jednym telefonem - zaznacza Przemysław Miśkiewicz.