Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Kolczyk świński. Tomasz Łysiak dla niezalezna.pl o postawie dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej

W czasie spotkania sejmowej komisji kultury padło wiele dobrych słów ze strony osób zaangażowanych w sprawę obrony obecności polskich bohaterów na ekspozycji w Muzeum II Wojny Światowej – znakomicie działania nowej dyrekcji podsumował prezes IPN, dr Karol Nawrocki. Sprowadzanie takich emblematów polskich postaw w czasie II wojny światowej, jak rtm. Pilecki, bł. rodzina Ulmów czy św. o. Kolbe do poziomu semantycznego w stylu „Myszka Miki i Superman” (co padło z ust dyr. prof. Rafała Wnuka) to po prostu styl dyskursu nieakceptowalny.

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku
Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku
Jroepstorff - wikimedia.commons.org; CC BY-SA 4.0 [https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/]

Tym razem, w czasie dyskusji na sejmowej komisji, padł pewien przykład artefaktu z wystawy, który wzbudził kolejną falę komentarzy – i słusznie. Oto bowiem, przykładem narracji muzealnej, która jest „bliska ludziom”, zrozumiała i dobrze odbierana przez zwiedzających, przede wszystkim pochodzących ze wsi – przekonywał dyrektor Rafał Wnuk – jest świński kolczyk. Chodzi o to, że w czasie okupacji, za hodowanie świni groziły surowe represje. I tutaj ważna uwaga. Taki kolczyk, w istocie, może być ciekawym punktem do jakiejś opowieści, może uzupełniać, może w jakiś ciekawy sposób poszerzać pole kontekstowe, ale przecież – na Boga – nie może być punktem odniesienia w poważnej dyskusji dotyczącej głównej narracji.

To nie tylko retorycznie chybiony argument w debacie, ale chyba jakiś znak, symptom tego, jak bardzo w myśleniu o wystawie w muzeum można zatracić poczucie proporcji, jak bardzo można stracić dystans do tego, co na tej wystawie jest (czy też raczej, obecnie, czego nie ma). Niestety, nowoczesny akademizm potrafi, niczym rewolucja, zjadać własne dzieci. Muzeum to nie quasi artystyczny wytwór – chociaż elementy artystyczne w nim są niezmiernie istotne. Ale również muzeum – to nie jest akademickie poletko do wyrażania własnych poglądów naukowych, czy prowadzenia „debaty” (taki argument też się pojawił – iż gorąca dyskusja na temat wystawy, która rozgorzała w Polsce, świadczy o tym, że jest „dobrze”).

Muzeum to narzędzie państwa do prowadzenia własnej polityki historycznej – edukacyjnej, wychowawczej, a nawet… propagandowej! Tak, jakkolwiek to może strasznie zabrzmieć w uszach historyków, muzea historyczne na świecie pełnią także rolę związaną z kształtowaniem wizerunku państwa i jego historii „na zewnątrz”, są wizytówkami historycznymi, a wreszcie (to też ważne), po prostu przyciągają, swoją atrakcyjnością, turystów. Ci turyści, w pobieżnym (a nie głębokim, ugruntowanym fundamentem wiedzy) odbiorze wyrabiają sobie zdanie, kształtują w sobie obraz państwa i jego historii.

Muzeum zatem powinno mówić prawdę o historii, ale jednocześnie budować wizerunek państwa i jego dziejów – dla własnych obywateli oraz dla tych, którzy Polskę poprzez takie muzeum będą poznawać. To wielka odpowiedzialność – połączenie obu postulatów w dobrą, rozsądną całość. Czy da się to zrobić metodą „świńskiego kolczyka”? Czy rzeczywiście rotmistrz Pilecki na wystawie powinien mieć jedynie mikroskopijne miejsce, czy też powinien być mocno i dobrze wyeksponowany? To są fundamentalne pytania w tej sprawie…

 



Źródło: niezalezna.pl

#Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku

Tomasz Łysiak