GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Czerwoni biorą się do edukacji. Mucha dla "GPC": Aż strach się bać

„Jesienią zawsze zaczyna się szkoła” – śpiewał w znanym przeboju zespół T.Love. Co jeszcze się w piosence zaczynało, pamiętamy – picie w knajpach. Tym razem ważniejsze jest jednak, że wraz z końcem wakacji zaczynają się schody i co paradoksalne – pojawia się równia pochyła.

Europa. Nasza Historia - podręcznik
Europa. Nasza Historia - podręcznik
screenshot - TV Republika

Ta, przyznaję, dość skomplikowana metafora jest mi potrzebna, by zacząć zastanawiać się nad tym, co też kreśli najmłodszym na nowy rok szkolny koalicja 13 grudnia. Okazuje się bowiem, że w gąszczu większych i mniejszych afer, skandali, podwyżek i innych nieprzyjemności, których za rządów Donalda Tuska doświadczamy wszyscy, „plan na edukację” jawi się szczególnie intrygująco. 

Czerwoni bawią się w edukację 

Paradoksalnie nie powinno nas to dziwić. Resort edukacji z jakichś względów został oddany przez Tuska Lewicy. „Ministrą” jest więc Barbara Nowacka (Lewica), a jej zastępcami nieznana ze znajomości materii edukacji była minister sportu Joanna Mucha (obecnie Polska 2050) i Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna). Prym jednak wiodą czerwoni – nic tak nie rozgrzewa fantazji lewicy, jak wizja tego, że będą mogli dokonywać ideologicznej transformacji już wśród najmłodszych. Wszystko oczywiście przy zgodzie premiera, rozumiejącego przecież „logikę dziejów”. Tylko trzy przykłady z ostatnich dni dość dobrze pokazują, w jaką stronę ma zamiar poprowadzić polską edukację ekipa koalicji 13 grudnia. 

Oto Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało, że dopuściło do użytku podręcznik „Europa. Nasza historia”. Chodzi o jego ostatnią część, która podobnie jak poprzednie powstała pod patronatem Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej. W poprzednich latach MEN, owszem, zatwierdziło pierwsze trzy tomy, jednak ostatni tom (czwarty) budził w czasie rządów PiS uzasadnione kontrowersje. Jeden z recenzentów, prof. Grzegorz Kucharczyk, zwracał uwagę na błędną interpretację Powstania Warszawskiego czy przykładanie zbyt dużej wagi do upadku muru berlińskiego i umniejszanie roli polskich przemian. Z analizy Kucharczyka wynikało również, że na łamach podręcznika marginalizowana była rola Kościoła katolickiego w PRL. Inną kwestią było np. to, że wskazywano w nim np. na Ślązaków jako osobną narodowość, a jak ujawnił na antenie Telewizji Republika Michał Rachoń, dzieci miały na jego podstawie np. roztrząsać, czy… opłaca się współpracować z okupantem. Podobnych zastrzeżeń jest więcej.  

Polsko-niemiecki podręcznik w szkołach

Wszystko to sprawiło, że resort oświaty za czasów prof. Przemysława Czarnka nie dopuścił podręcznika. Czasy jednak się zmieniły i już po tym, jak z obiegu wycofano podręcznik prof. Wojciecha Roszkowskiego, a wraz z nim zlikwidowano przedmiot historia i teraźniejszość, w próżnię wchodzi nowa narracja. Uznano, że krytyka polsko-niemieckiego podręcznika nie jest zasadna, i go dopuszczono. 

Dzieje się tak, pomimo że wątpliwości co do jakości podręcznika nie ma IPN. Jak mówił na antenie Republiki prezes IPN dr Karol Nawrocki jest on „kolejnym wielkim sukcesem niemieckiej polityki historycznej”. 

– Niemcy mają w swoim interesie to, by Polacy uczyli się takiej właśnie wersji historii. Polacy – jednak nie. Wydaje mi się, że to jest kolosalnie kompatybilne z polityką polskiego rządu, który z jednej strony abdykuje z reparacji, a z drugiej usuwa bohaterów II wojny światowej, a z trzeciej strony polskim uczniom sufluje polsko-niemiecki podręcznik, który ma właściwie realizować niemiecką politykę historii – mówił prezes IPN. 

Dlatego nie powinno dziwić, że największe zadowolenie z dopuszczenia podręcznika słychać w Niemczech: „Zielone światło dla polsko-niemieckiego podręcznika” – czytamy na portalu Deutsche Welle. To tam wyjaśnia się również kulisy tej operacji. „Aby uniknąć ostatecznej dyskwalifikacji podręcznika przez kierowane przez Przemysława Czarnka MEN, wydawnictwo wycofało w ostatniej chwili wniosek o dopuszczenie – czytamy. – "Należało poczekać na lepsze czasy” – cytuje Deutsche Welle Andrzeja Dusiewicza, który w Wydawnictwach Szkolnych i Pedagogicznych odpowiadał za cykl zwieńczony kontrowersyjną pozycją. Jak widać, „lepsze czasy” nadeszły. 

Owe „lepsze czasy” oznaczają także – poza opisywaną już i krytykowaną szeroko rezygnacją z zadań domowych – odchudzenie podstawy programowej. Oznacza to m.in. radykalne skrócenie listy lektur i pytań, które w przyszłym roku pojawią się na maturze. Zamiast 122 pytań jawnych będzie ich 68, a zamiast 53 lektur, jedynie 28, z czego część we fragmentach. 

W sumie cały program nauczania dla 18 przedmiotów ogólnokształcących ma być okrojony o jedną piątą. Co jednak zaskakujące, ministerstwo twierdzi, że pomimo cięć nowe podręczniki nie są konieczne. „Nie ma powodu, by wymieniać podręczniki lub kupować nowe ze względu na uszczuplone podstawy programowe” – napisała Nowacka na portalu X. I choć nic na razie nie wiadomo, by do szkół miał trafić wykaz stron, które należy pomijać w trakcie zajęć, wszystkiego można się spodziewać. Na ślepo poruszają się także rodzice, którzy w niektórych szkołach słyszą, że nowe podręczniki to konieczność i dodatkowy koszt nawet 600 zł. 

Wychowanie patriotyczne 

Konieczności za to na pewno nie ma, jeśli chodzi o treści patriotyczne. Nadzorowany przez Lewicę resort edukacji wpadł w szał na wieść o postulacie, by zorganizować w szkołach „wychowanie patriotyczne”. Taki projekt złożyli w Sejmie posłowie PSL. Zakłada on m.in. obowiązkowe wycieczki i poszerzony kanon lektur. W założeniu chodzi o „wzmocnienie tożsamości narodowej młodzieży i promowanie wartości patriotycznych”. – PSL zachowuje się jak PiS. Nie zważając na plany resortu edukacji i głosy ekspertów, składa projekt ustawy o wychowaniu patriotycznym – grzmiano w prorządowym serwisie Oko.press. Sama Nowacka ganiła pomysł na antenie nielegalnie przejętej TVP.

Cóż, logiki odmówić nie sposób. Nie po to odchudza się podstawy programowe i dopuszcza podręcznik polsko-niemiecki, by pozwalać na wprowadzanie bocznymi drzwiami treści patriotycznych, a zapewne za takie lewica uważa m.in. propozycję, która zakłada, by uczniowie szkół ponadpodstawowych obowiązkowo odwiedzili  m.in. zamek na Wawelu, Zamek Królewski w Warszawie, Europejskie Centrum Solidarności, Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Muzeum Wojska Polskiego, Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Auschwitz-Birkenau, Europejskie Centrum Solidarności czy Muzeum Stutthof (lista za projektem). – Koalicjant się podłożył, odradzam robienie jakiejś listy wycieczek, nie wiem, jak mielibyśmy realizować te postulaty – mówiła Joanna Mucha w Polskim Radiu. Rzeczywiście wykracza to poza wyobrażenie, nie to co podręcznik pisany z Niemcami.  

Ale ta rzucona w eter wypowiedź dość dobrze pokazuje, jaki jest rzeczywisty plan obecnej władzy. Tożsamość narodowa ma być kwestionowana, kanony zawężane, a historia i teraźniejszość rozmywana w imię rzekomej różnorodności i ubogacenia. Plany wchodzą w życie już pierwszego września, na efekty zapewne nie trzeba będzie długo czekać. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Podręcznik „Europa. Nasza historia” #podręcznik polsko-niemiecki

Wojciech Mucha