Koalicja 276 to deska ratunkowa w związku z kiepskimi wynikami sondażowymi Koalicji Obywatelskiej. Borys Budka nie zamierza rezygnować z funkcji przewodniczącego i szuka wyjścia z kryzysu. Zapowiadana jako game changer konwencja PO nikogo jednak nie zaskoczyła, łącznie z krytykami rządu Zjednoczonej Prawicy.
Cały ubiegły tydzień politycy KO zapewniali opinię publiczną, że mają szczegółowy, gotowy program i plan naprawy Polski po rządach PiS. Obietnicom nie było końca, aż sobotnia konwencja zweryfikowała wszystkie donośne hasła na czele z popularnym „czas na zmiany”.
Borys Budka przekonywał, że zjednoczona opozycja wygra w cuglach przedterminowe wybory. Z badań sondażowych, zamówionych przez Koalicję Obywatelską, formacja od PO, przez Polskę 2050, Lewicę po PSL mogłaby liczyć nawet na 59 proc. głosów. W rezultacie − przekonywał przewodniczący największej partii opozycyjnej − antypisowski obóz uzyskałby 27mandatów niezbędnych do odrzucania prezydenckiego weta.
A jakie były najważniejsze postulaty „nowego otwarcia” KO? Likwidacja TVP Info i zniesienie abonamentu RTV, zbudowanie od nowa Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa, nakłady na służbę zdrowia na poziomie 6−7 proc. PKB, zakaz importu śmieci, laptop i tablet dla każdego ucznia − czyli nic nowego, brakuje jeszcze ogranych jak stara płyta pomysłów z likwidacją CBA i IPN. Jeśli na coś warto zwrócić uwagę, to jedynie na pojawiający się co jakiś czas Centralny Rejestr Korzyści, który wskaże konkretne kwoty przeznaczone na cele publiczne. Z kolei propozycja ustanowienia specjalnego prokuratora śledczego to nie wzór przeniesiony ze Stanów Zjednoczonych, jak przekonywano podczas konwencji Koalicji Obywatelskiej, ale zwyczajna „pałka” na PiS, w dodatku kompletnie niepotrzebna, każdy rząd bowiem kontroluje politycznie organy ścigania. Istnieją też poważne przesłanki, które każą sądzić, że takim oberprokuratorem zostałby nie kto inny, tylko Roman Giertych. Mecenas najważniejszych polityków PO ma liczne zasługi w konfrontacji z PiS i może odczuwać niedosyt. Gdy CBA na zlecenie prokuratury zatrzymało go w związku z nieprawidłowościami w spółce Polnord, były wiceszef MSZ Marcin Bosacki napisał wprost: „Mecenas właśnie zdobywa ostatnie kwalifikacje na prokuratora generalnego, gdy po PiS przywrócimy rządy prawa”. Z pewnością Giertych byłby zdeterminowany i poprowadziłby widowiskową wendetę. Pytanie, czy o to właśnie jakiejkolwiek racjonalnie działającej opozycji powinno chodzić?
Podczas konwencji PO nie podjęto jakiegokolwiek tematu związanego z kryzysem zdrowotnym i gospodarczym. Borys Budka i Rafał Trzaskowski sprawiali wrażenie zupełnie obojętnych na los pozamykanych w domach przedsiębiorców, co stanowi szansę dla oszalałej ostatnio w antypisowskim obł?dzie Konfederacji. Nie usłyszeliśmy nic o planach podatkowych, o jakichkolwiek ulgach w składkach ZUS po pandemii, o dotacjach. Koalicja Obywatelska myli się w sprawach absolutnie podstawowych. Kiedy politycy na scenie jak mantra powtarzali frazę „276 mandatów”, jednocześnie podsuwali pomysły wymagające większości konstytucyjnej. Bez większości 307 posłów nie można przecież „odtworzyć” Trybunału Konstytucyjnego ani nawet wprowadzić referendum w sprawie odwołania posła lub senatora, co jest z kolei wyraźnie puszczonym oczkiem w kierunku elektoratów Konfederacji i Kukiz’15.
− Koalicja 276 to porozumienie partii opozycyjnych, które uzgodnią między sobą fundamentalne sprawy do rozwiązania w przyszłym parlamencie. Jeśli będziemy mieć wspólnie 276 miejsc w parlamencie, wprowadzimy wcześniej uzgodnione zmiany − zapewniał Budka i chyba sam nie wierzył w to, co mówił. Nikt nie wyraził dotąd zainteresowania przedstawioną formą współpracy, a główni aktorzy na scenie politycznej zostali postawieni niejako przed faktem dokonanym. Szymon Hołownia ubolewał nad tym, że o wszystkim dowiaduje się z internetu, Lewica protestowała ws. użycia logotypu ugrupowania podczas konwencji KO, PSL jest − jak zwykle − „za, a nawet przeciw”.
W skrócie: nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek chciał teraz dołączyć do zjednoczonej opozycji. Hołownia, rosnący w sondażach, nie ma w tym żadnego interesu. Lewica wyraźnie liczy na profity z protestów związanych ze zmianą prawa aborcyjnego, choć liderkom Ogólnopolskiego Strajku Kobiet bliżej jest poglądowo do PO. Partia Włodzimierza Czarzastego od miesięcy, dzień w dzień, opowiada się za liberalizacją prawa aborcyjnego i wydaje się naturalnym sojusznikiem Marty Lempart. Koalicja Obywatelska w sobotę nie sprecyzowała zaś stanowiska wokół tego zagadnienia. Wiadomo, że Budka czy Trzaskowski nie mieliby oporów w głosowaniu ręka w rękę z Lewicą, ale istnieje też konserwatywne skrzydło − Ireneusz Raś, Bogusław Sonik − które nie zaakceptowałoby postulatu aborcji na życzenie. Lider KO zdaje sobie z tego sprawę i aby uniknąć rozpalania wewnętrznego konfliktu, postanowił nie odkrywać światopoglądowych kart podczas konwencji. Tym samym potencjalny wyborca partii nie ma pojęcia, jaki jest pogląd PO na temat aborcji, poza chóralną krytyką orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który z założenia należy do grupy „pisowskich” instytucji. Zawiedzione takim obrotem spraw muszą być szczególnie inicjatorki strajków, nie usłyszały bowiem ani jednego dobrego słowa z ust Budki i Trzaskowskiego, tak jakby stanowiły obciążenie wizerunkowe dla przekazu Koalicji Obywatelskiej.
Przedterminowe wybory parlamentarne byłyby w obecnych warunkach nieprzewidywalną loterią. Aby marzenie Budki i Trzaskowskiego się spełniło, KO potrzebuje minimum pięciu uciekinierów z obozu władzy. Nawet przy kuriozalnym zamieszaniu z dwuwładzą w Porozumieniu z jednej strony i coraz częstszej krytyce decyzji rządu przez Solidarną Polskę z drugiej, taki wariant jest nieprawdopodobny. Partia Budki musiałaby być zdecydowanym liderem w sondażach, by sądzić, że którykolwiek poseł Zjednoczonej Prawicy zaryzykuje przyszłość w ławach sejmowych, przechodząc na stronę opozycji.
Skoro tak, to cała szopka wokół konwencji 276 nie miała sensu. Zupełnie inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby Budka przeciągnął buntowników do antypisowskiego frontu i zaprezentował konkretne nazwiska podczas konferencji. Taktyka gdybania na trzy lata przed terminem wyborów wygląda całkiem niepoważnie. Wyborcy nadal nie doczekali się też czytelnego i obszernego programu, co w obliczu sześciu lat kolejnych klęsk środowiska skupionego wokół Platformy Obywatelskiej jest zwyczajnie kompromitujące dla kierownictwa ugrupowania.