Byłbym w stanie zrozumieć pomyłkę policji, która po jej stwierdzeniu szybko wypuściła dziennikarzy na wolność. Jednak mówiąc szczerze, nie dziwi mnie nawet upór policji teraz, w końcu wielokrotnie mogliśmy się przekonać, że wciąż bliżej jej do milicji niż byśmy chcieli. W żaden sposób nie mogę jednak zrozumieć władzy, która w tak ewidentnej sprawie przyklaskuje standardom ZOMO.
Nagrania
(LINK) z momentu zatrzymania nie pozostawiają złudzeń. Zeznania tym bardziej. Dziennikarze zatrzymani w PKW nie brali udziału w manifestacji, wykonywali swoje obowiązki i może się o tym przekonać każdy.
Przypomnijmy podstawowe fakty. 21 listopada Hania Dobrowolska, naczelna portalu Solidarni 2010, Witek Zieliński z NiepoprawneRadio.pl oraz Janek Pawlicki z Telewizji Republika razem z dziesiątkiem innych dziennikarzy, reporterów, operatorów kamery i fotoreporterów
obserwowali i relacjonowali legalną manifestację przed PKW. Razem z grupą manifestantów weszli do środka, na wyraźne zaproszenie członków PKW. Ten fakt potwierdza zresztą sama policja. Nikt nigdzie się nie „włamał”.
Wykonywali oni w PKW swoje obowiązki, ani na moment nie pomylili roli dziennikarza z rolą manifestanta. Są i byli na równi pozostałych przedstawicieli mediów, którzy byli na miejscu: ludzi z TVN, TVP, czy „Gazety Wyborczej”. Tak, był tam również fotoreporter GW. „
Co dzieje się za zamkniętymi drzwiami okupowanej PKW? Reporter „Wyborczej” jest na miejscu [ZDJĘCIA]” – to tytuł tekstu Wyborczej z 20 listopada. Na zdjęciach widać wyraźnie, że fotoreporter Agencji Gazeta był w samym „jądrze” zdarzeń.
Czy wobec tego red. Stasiński z „Gazety Wyborczej” mówiąc: „
Nie wiem jaką rolę pełnili Jan Pawlicki i Tomasz Gzell w siedzibie PAP. Powinni odpowiedzieć za włamanie się do środka” de facto donosi na reportera swojej gazety? Przecież według tej wykładni też powinien zostać skazany na rok więzienia. Żeby było jasne – sam tego nie życzę. Stasiński twierdzi jednak, że „
kwalifikacja, jaką zastosowano (naruszenie miru domowego, za co grozi do roku więzienia – przyp. SP) jest niezwykle łagodna”.
Pal sześć Stasińskiego. Pal sześć media takie jak TVN, które nie poświęciły tej sprawie choćby cząstkę tego, ile poświęcili radnej PiS i osiołkom w ZOO. Jakim prawem władza, w tym wiceprzewodnicząca PO, prezydent Warszawy i minister w rządzie Ewy Kopacz w tam ewidentnej sprawie stają po stronie policji. Hanna Gronkiewicz-Waltz na pytanie „
jak pani ocenia zatrzymanie dziennikarzy w PKW?” stwierdziła: „
Nie można naruszać miru. Przecież to jest zamach na demokrację i mam nadzieję, że będzie odpowiedzialność karna”. Tą samą linią poszedł dziś minister sportu Andrzej Biernat. „
Dajmy szansę sądowi, żeby mógł ich rozliczyć, nie wiemy, co tam robili” powiedział minister. Do tej pory głosu nie zabrała ani szefowa MSW, Teresa Piotrowska, ani premier rządu Ewa Kopacz. Trudno to milczenie, przy jednoczesnym ostrym stanowisku prominentnych polityków partii, określić inaczej jak milcząca akceptacja dla budowania Białorusi w Polsce.
Tomasz Gzell z PAP-u to jeszcze ciekawsza historia. W budynku PKW był już o godzinie 14, zresztą nie on sam. Był tam w związku ze swoją pracą, bo od 16 listopada, praktycznie od rana do wieczora dziennikarze i fotoreporterzy „koczowali” w PKW czekając na kolejne komunikaty i konferencje prasowe. Tłum przedstawicieli różnych mediów. Jednym słowem fotoreporter PAP był tam trzy godziny przed manifestacją, z przepustką oficjalną PKW, plakietkę miał cały czas na piersi. Był w pracy. Gdy go zatrzymali, obok było kilku innych fotoreporterów. Dlaczego on? Tego nie wiemy. Wiemy jednak na pewno, że policja, nawet jeśli się pomyliła przy zatrzymaniu, całe zdarzenie rejestrowała.
Weryfikacja tego czy ktoś był na miejscu w roli dziennikarza, czy aktywisty to kwestia kilkunastu minut spojrzenia na kamerkę. Wiemy jeszcze na pewno, że policja ma na te milicyjne standardy pełne przyzwolenie władzy.
Cytując klasyka, Platforma na czele z Matką Ewą z Szydłowca stanęła dziś tam gdzie stało ZOMO. Na to nie ma zgody!
Źródło: niezalezna.pl
Samuel Pereira