Czy Jarosław Kaczyński uczynił słusznie, decydując się na wygłoszenie przemówienia na kijowskim Majdanie Niepodległości, stojąc nieopodal lidera gloryfikującej UPA partii Swoboda? Czy Polska w ogóle powinna angażować się we wspieranie protestu Ukraińców?
Odpowiedź brzmi: na pewno tak. Paradoksalnie oba pytania dotyczą przede wszystkim przyszłości Polski, a nie tylko samej Ukrainy. Rosja z podporządkowanym Kijowem to podwaliny pod odtworzenie strefy wpływów Związku Sowieckiego, a bez niego – duże, ale odgrodzone od Starego Kontynentu państwo, bardziej azjatyckie niż europejskie. Nie ma wątpliwości, który z wariantów jest dla nas korzystniejszy. Nie ma wątpliwości, który lepiej zabezpiecza naszą przyszłość. Dlatego wszyscy wyrokujący, że Kaczyński obok Tiahnyboka na Majdanie sprzeniewierzył się walce środowisk kresowych o prawdę o ludobójstwie wołyńskim, powinni zadać sobie pytanie: czy kiedykolwiek zbliżyli się do godnego upamiętnienia ofiar zbrodni, gdy Ukrainą sterował w taki lub inny sposób Kreml? Racja, że prorosyjscy politycy ukraińscy w sposób bardziej akceptowalny dla nas mówią o Wołyniu, ale czy za tymi łatwiejszymi do słuchania zdaniami idą czyny? Nie. I nigdy nie pójdą, bo tragiczne karty relacji polsko-ukraińskich mają dla Moskwy tylko jeden wymiar – dają szansę szczuć nas na siebie. Zgoda, że sami Ukraińcy nazbyt łatwo podążają za tym scenariuszem. Ale ich postawa nie rozgrzesza nas ze skutków działania pozbawionego głębszej refleksji. Kaczyński na Majdanie jest równie niewygodny dla lidera Swobody jak on dla niego.
Obrazy ukazujące wiwatujący kijowski tłum po wystąpieniu lidera PiS i okrzyki „Polsza! Polsza!” więcej zrobią dobrego w sprawie Wołynia niż potępiająca UPA rezolucja posłów partii Janukowycza, których niemal każdy na Ukrainie Zachodniej ma za nic. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla środowisk kresowych to mizerna pociecha. Jednak okazując zniecierpliwienie wobec niezwykle powolnie postępującego procesu zauważania przez Ukraińców konieczności rozliczenia okrucieństw sprzed 70 lat, nie możemy zapominać o trzecim rozgrywającym w tej grze – Rosji. Rosyjska Ukraina nigdy nie kiwnie nawet palcem w kierunku prawdziwego osądzenia Wołynia, bo wówczas pozbyłaby się paliwa, które napędza mechanizm odgradzający Kijów od Europy, czyli przede wszystkim od Polski. Niepodległa Ukraina może to zrobić. Wybór należy do nas. Albo po raz kolejny w historii zaciśniemy zęby i powściągniemy emocje, mając nadzieję, że w przyszłości będzie nam łatwiej zawalczyć o prawdę, albo wyrzucimy wszystkie – niepodważalnie słuszne – żale, mając poczucie, że nigdy nie rozliczymy ludobójstwa dokonanego na obywatelach Rzeczypospolitej.
Innej alternatywy nie ma.
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Katarzyna Gójska-Hejke