- Myśmy mieli być tylko rynkiem zbytu. Dotacje były po to, byśmy kupowali ich wyroby. Według Mateusza Morawieckiego 90 procent tych środków wypływało z Polski. A teraz co się dzieje, gdy tylko 40 procent wypływa? (...) widać, że kasa państwa, jest pełna, jest silniejszy wzrost gospodarczy, a w Polsce zlikwidowano praktycznie biedę - mówił dziś Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny \"Gazety Polskiej\", otwierając posiedzenie Rady Gospodarczej Strefy Wolnego Słowa (RGSWS).
Tematem dyskusji jest projekt „Kapitał Polonii”.
Nasze uroczyste spotkanie chcemy poświęcić kapitałowi Polonii. Ten temat można rozumieć tylko gospodarczo. Dla mnie jest on o wiele, wiele szerszy. Kapitał to nie są tylko pieniądze - to rozumienie w sensie leninowskim. Kapitał to rzecz zdecydowanie szersza i większa, a w przypadku Polonii to po prostu widać. To są ludzie, to jest doświadczenie, to wiedza o krajach, w których przebywają. To są związki zarówno z Polonią, jak i środowiskami tamtejszymi. To są struktury polityczne, w których działają i tworzą. To są media. To wreszcie jest również sam kapitał, ponieważ Polacy zaczynają się bogacić
- mówił Tomasz Sakiewicz.
Powołał się na przykłady z USA.
O ile 10 lat temu, gdy ktoś odwiedzał stan Illinois, gdzie mieszka prawdopodobnie największa liczba Polaków, myślę, że nawet więcej niż w Londynie, byli oni uważani raczej za wykwalifikowaną siłę roboczą. To był ktoś, kto potrafi zbudować dom, naprawić samochód, zadbać o dzieci, nawet trochę lepiej niż przedstawiciele innych nacji. Byli oni cenieni jako pracownicy.
Już dwa lata temu, gdy byłem w Chicago, sytuacja się zmieniła. Przeciętny Polak to szef spółki budowlanej, szef warsztatu, szef ośrodka medycznego, czy małej firmy, która zajmuje się doradztwem bądź kształceniem. Jest wciąż oczywiście sporo robotników, ale co ciekawe, spora część z nich wyjechała ze Stanów Zjednoczonych. Teraz - zdaje się - bilans netto wyjazdów do Anglii zaczyna być ujemny. Statystyki podają to różnie, ale z moich obserwacji życiowych wynika, że więcej młodych ludzi wraca do nas z Wysp niż tam wyjeżdża
- dodał redaktor naczelny "Gazety Polskiej".
Co ciekawe - mimo nieprzychylnej atmosfery w Europie i przychylniejszej w USA w dużej polityce - w lokalnych społecznościach zaczyna się to spotykać ze sporym uznaniem. Wielu polityków angielskich, duńskich, ale też i amerykańskich martwi się tym, że Polacy mogą zniknąć, wrócić do Polski, przemieścić się gdzieś, ponieważ są nerwem drobnej gospodarki. Oczywiście, nie jest tak wszędzie, ale te proporcje zaczęły się przesuwać. Po pierwsze - Polacy przez ponad 25 lat kulawego kapitalizmu doskonale zaczęli sobie radzić. Po drugie - zaczynają mieć odpowiednie wykształcenie, które sprzyja rozwojowi biznesu, aspiracjom zawodowym. Po trzecie - Polska zaczyna być bazą biznesową. Związki z krajem nie przedstawiają się tak, jak kilkadziesiąt lat temu, gdy wujek czy ciotka przysyłali parę dolarów na święta i zmieniała się już sytuacja finansowa rodziny. Teraz często są to poważne związki biznesowe, a handel zaczyna odbywać się w obydwie strony i zaczyna być korzystny. Polski rynek zaczyna być dużym rynkiem, zauważalnym przez największych tego świata. Przykład to Chiny, które walczą o dostęp do polskiego rynku. Wreszcie to wstęp do Unii Europejskiej, i to najtańszy. Ciągle koszty wejścia do UE przez Polskę są tańsze niż przez Niemcy czy Wielką Brytanię. Polska to także wstęp do Europy pozaunijnej. Nasze doświadczenia z Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, a nawet i Rosją powodują, że mamy większe możliwości handlu w tamtym kierunku i często jesteśmy pośrednikiem
- tłumaczył Tomasz Sakiewicz.
Ostatnio otwieraliśmy Klub Gazety Polskiej w Los Angeles. Byli tam też przedstawiciele z San Diego. Spotkaliśmy się z byłym już burmistrzem, gdyż skończył drugą kadencję i nie mógł startować w kolejnych wyborach. Był przedstawicielem prawicy, a jednocześnie mniejszości żydowskiej. Kiedy usłyszał, że może spotkać się z przedstawicielami Klubu Gazety Polskiej, to odłożył wszystkie inne spotkania. Dlaczego? Dlatego, że Polacy są dla niego dzisiaj jednym z najcenniejszych partnerów. Tak samo dzieje się w innych regionach Stanów - gdy bogate społeczności próbują dogadywać się z Polakami, patrząc chociażby na wyniki wyborcze w USA, ale też na możliwości polityczne i gospodarcze Polonii.
Ten potencjał rośnie wraz ze wzrostem Polski. Oczywiście zaczyna być coraz bardziej świadomie wspierany przez polski rząd
- dodał.
Wyjaśnił też, z czego brały się wściekłe ataki na nasz kraj.
W czasie, kiedy Polska wchodziła w największą fazę promocji czegoś, co nazywa się polski patriotyzm gospodarczy (który jest jednym z haseł planu gospodarczego wicepremiera Morawieckiego, a być może - jak donoszą media - wkrótce premiera), to rozpoczęła się kolejna wzmożona akcja szkalowania polskiego patriotyzmu jako takiego, doszukiwania się w każdym jego przejawie faszyzmu, czegoś niedobrego, uwłaczającego. Proszę mi wierzyć, że nie chodzi tutaj ani o politykę, a może nie przede wszystkim o politykę, ani też o spory historyczne, ani o wydumane zagrożenia, bo kiedy Niemcy szukają śladów hitleryzmu w Polsce, to jest to tragifarsa. Codziennie w Niemczech odbywa się przynajmniej jeden faszystowski incydent i Niemcy to ukrywają. W Polsce mieliśmy ekscesy - niegodne oczywiście Polaków - zupełnie poza granicami normalnych społeczności i zostały one zauważone.
Z czego to się bierze? Dosyć łatwo przeliczyć, jak postawy Polaków - zarówno w Polsce, jak i za granicą - wpływają na kondycję firm polskich. Przestawienie się Polaków na kupowanie polskich wyrobów, co jest szczególnie rozpowszechnione wśród Polonii - tę modę najpierw wprowadziła Polonia - spowodowało, że obroty firm wzrosły od kilku do kilkudziesięciu procent. Patriotyzm może wyrażać się zarówno w kupieniu polskiego keczupu, soku jabłkowego, jak i zakupieniu przez prezesa spółki polskich lokomotyw, lub zamówieniu w polskim banku konta swojej firmy, która ma kilka lub kilkadziesiąt tysięcy pracowników. Nie zawsze jest to przeliczalne na korzyści dla samej firmy, ale jest to przeliczalne na korzyści dla całej gospodarki
- stwierdził Tomasz Sakiewicz.
Ktoś zamówi w PKO BP kilkadziesiąt kont, a PKO BP będzie inaczej patrzyła na firmę tylko dlatego, że jest polska, udzielając jej kredytu. Oczywiście dostosowując się do istniejących przepisów - krajowych i unijnych
- mówił.
To jest przedmiotem tego potwornego ataku prasy, przede wszystkim europejskiej, której Polska wymyka się rąk. Myśmy mieli być tylko rynkiem zbytu. Dotacje były po to, byśmy kupowali ich wyroby. Według Mateusza Morawieckiego 90 procent tych środków wypływało z Polski. A teraz co się dzieje, gdy tylko 40 procent wypływa? Mają 50 procent mniej na swoje produkty, a 50 procent więcej jest na polskie towary i usługi. To nie jest tak, że ten zły proces został całkowicie przerwany, ale został ograniczony. I widać, że kasa państwa jest pełna, jest silniejszy wzrost gospodarczy, a w Polsce zlikwidowano praktycznie biedę. To jeden z elementów decyzji, którą podjęto nie tylko na poziomie państwa, ale i obywateli.
Przypominam, że cała historia patriotyzmu gospodarczego wzięła się z Polonii. To właśnie Polonia zaindukowała zarówno polskich polityków, jak i Polaków, żeby kupować polskie. Lata 90-te były procesem odwrotnym. Polakom mówiono: polskie jest do kitu, spróbuj czegoś innego. I to się zmieniło!
- zakończył swoją wypowiedź.
Dziś udział w panelach dyskusyjnych podczas konferencji potwierdzili, m.in. Jan Dziedziczak – sekretarz stanu MSZ, Andrzej Kensbok, wiceprezes zarządu ARP, Maks Kraczkowski – wiceprezes zarządu PKO BP, Rafał Kożuchowski – prezes zarządu Instytut Zmian, Zenon Łupina – prezes Centrum Polskiego im. Ignacego Jana Paderewskiego w Brukseli, Adam Abramowicz i Bartłomiej Wróblewski – posłowie na Sejm RP.
Patronat medialny nad konferencją objął portal Niezalezna.pl.