I oto teraz, w latach dwudziestych XXI wieku, w skali całych kontynentów, związanych zwłaszcza z tzw. kulturą zachodnią, w jakiejś mierze niespodzianie pojawili się nowi barbarzyńcy. Działają wprawdzie zupełnie innymi narzędziami, ale z trzynastowiecznymi Mongołami, czy, sięgając jeszcze bardziej wstecz, do czasów upadku Imperium Rzymskiego, z najeżdżającymi je między innymi osławionymi Wandalami, posiadają jedną budzącą przerażenie wspólną cechę: dogłębne niszczenie kultury podbijanych przez siebie narodów i państw. Współczesny amerykański pisarz Ray Oliver Dreher Jr., znany jako Rod Dreher, opisał ich następująco:
W powszechnym mniemaniu barbarzyńca to zachłanny dzikus, pustoszący miasta, bezmyślnie niszczący budowle i instytucje cywilizacji tylko dlatego, że może to robić. Kieruje się wyłącznie żądzą władzy. Nie wie, co bezpowrotnie niszczy, wcale go to nie interesuje. Według tych kryteriów, mimo całego bogactwa i zaawansowania technologicznego, współczesny Zachód żyje już w stanie barbarzyństwa, choć jeszcze sobie tego nie uświadamia. Nasi uczeni w piśmie, sędziowie, książęta i skrybowie są zajęci niszczeniem wiary, rodziny, płci, a nawet samego pojęcia człowieczeństwa. Nasi rodzimi barbarzyńcy zamienili skóry i dzidy na garnitury od najlepszych projektantów i na smartfony.
Głównym celem ataków podejmowanych przez współczesnych barbarzyńców jest samo chrześcijaństwo i związana z nim antropologia – a zatem to, co w myśl słynnego Listu do Diogneta, napisanego przez nieznanego nam z imienia autora żyjącego w II wieku, stanowi duszę świata. Istotę zmagań, jakie przyszło nam dokonywać, dnia 13 sierpnia 1976 niezwykle precyzyjnie określił kard. Karol Wojtyła podczas swego pobytu w USA w ramach Kongresu Eucharystycznego:
Stoimy teraz w obliczu największej historycznej konfrontacji, przez jaką przejść musi ludzkość. Nie sądzę, że szerokie kręgi amerykańskiego społeczeństwa lub szerokie kręgi wspólnoty chrześcijańskiej zdają sobie z tego sprawę w pełni. Jesteśmy teraz w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelii i anty-Ewangelii. Konfrontacja ta leży w planach Bożej Opatrzności. Jest to czas próby, w który musi wejść Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysięczną kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów. Jedno jest jednak pewne: ostateczne zwycięstwo należy do Boga, a to się stanie dzięki Maryi, Niewieście z Księgi Rodzaju i Apokalipsy.
(...) Dzisiaj wnukowie pokolenia ’68 Roku w swych pragnieniach osiągnięcia „niemożliwego” posuwają się do rzeczy jeszcze do niedawna wprost niewyobrażalnych. Stali się bowiem autorami m.in. ideologii gender, według której człowiek samą swoją myślą, wbrew zdrowemu rozsądkowi i wynikom współczesnych nauk biologicznych, w tym zwłaszcza genetyki, może decydować o swojej płci: o tym, czy jest kobietą, czy mężczyzną. W efekcie rozróżniają istnienie kilkudziesięciu typów płci ludzkich – i tę pseudo-prawdę z wielką mocą, zawdzięczaną ogromnym pieniądzom, starają się wprowadzać jako jedynie słuszną i obowiązującą wszystkich zasadę życia całego świata. Jako ideowi spadkobiercy Rosji sowieckiej Lenina, Szkoły frankfurckiej i rewolucji ‘68 Roku – co dobitnie widać w bolesnej aktualności programu operacyjnego sporządzonego w latach dwudziestych XX wieku – są owymi współczesnymi barbarzyńcami, którzy, posługując się sformułowaniami Roda Drehera, „zamienili skóry i dzidy na garnitury od najlepszych projektantów i na smartfony”. Przy ich pomocy systematycznie i z pełną determinacją niszczą wspomniane już trzy filary Europy. W miejsce obiektywnej prawdy, do której dochodzi filozoficzny rozum, wprowadzono swoisty dyktat emocji i czucia. Rzymskie prawo, które stało na straży dóbr obywatela państwa, zastąpiono prawem do zabijania innych, całkowicie niewinnych i bezbronnych ludzi, co znalazło swój tragiczny wyraz w uchwalonej niedawno konstytucji.
(...) Chciejmy wierzyć, że Polacy będą wybierali takie władze państwowe, które dla autentycznego dobra Ojczyzny nie będą unikały ciężkiej pracy wspomaganej cnotą przezorności i rozwagi, oraz wiernie i z oddaniem będą służyły budowaniu jej prawdziwej wielkości. Sami zaś w swym życiu osobistym i społecznym pozostaną wierni ponad tysiącletniej chrześcijańskiej tradycji narodu, z którego wyrastają. W ten też sposób uczczą i ustrzegą Polskę przed różnymi niebezpieczeństwami, uciekając się nieustannie pod opiekuńczy płaszcz swojej Matki i Królowej, Najświętszej Maryi Panny, „co Jasnej broni Częstochowy”, a także prosząc o wstawiennictwo swych świętych Patronów, do których być może już niedługo zostanie dołączony bohaterski książę Henryk II Pobożny. W ten sposób, podążając śladami Chrystusa, będą ciągle – także oni – obywatelami Rzymu.
Marek Jędraszewski odebrał nagrodę im. Henryka II Pobożnego Abp w Centrum Spotkań im. Jana Pawła II. Udział w uroczystości wzięło blisko 200 osób, w tym także nasi biskupi Andrzej Siemieniewski, Piotr Wawrzynek, Stefan Cichy oraz bp Marek Mendyk ze Świdnicy. Przypomniano misję Bractwa, a prof. Wojciech Polak wygłosił laudację na cześć laureata. Zaproszeni goście wysłuchali – przytoczonego powyżej we fragmencie – wykładu abp. Jędraszewskiego „Polska – nie przedmurze, ale wyspa (chrześcijaństwa)”.