„Delicyje ziemi włoskiej” przyciągały do siebie I Rzeczpospolita, która jeździła do Włoch namiętnie i z różnych powodów przez stulecia. Studenci ruszali po wiedzę na słynnym uniwersytecie padewskim, pielgrzymi odwiedzali Rzym, dyplomaci spędzali czas na dworze Sforzy w Mediolanie czy u weneckich dożów. W XVII wieku to właśnie Wenecja szczególnie spodobała się naszym przodkom, którzy zauroczeni byli nie tylko malowniczością położenia, ale i niezależnością oraz ustrojem Serenissimy.
Bracia Radolińscy, którzy przybyli do miasta w 1663 roku spisali swe pierwsze wrażenia z karnawału:
kędy mięsopustom cały tydzień przypatrowaliśmy się, które widzieć wiele się okolicznych zjeżdża. Dziwnie mają w maszkaradach voluptates, których i ludzie stateczni po ten czas zażywają; damy wielką tu po ten czas wolność mają, konwersacye wolne, najwięcej się w te dni po kawalersku noszą. Komedye piękne widzieliśmy w kilku teatrach, gdzie w muzyce wielka rozkosz. Prezentują tu drewniane także komedye z wielką uciechą […]. Najwięcej tu mięsopusty trawią w muzykach różnych a la piazza a S. Marco.
14 lat później Teodor Billewicz, towarzyszący orszakowi podkanclerzego litewskiego, księcia Michała Kazimierza Radziwiłła i Katarzyny z Sobieskich, specjalnie przedłużył swój pobyt, by zobaczyć wenecki karnawał „ponieważ się pod ten czas jest czemu przypatrzyć”. Ale jednocześnie opisał niezbyt fortunnie Wenecję „na wodzie morskiej pływającej jako kaczkę”.
Z kolei synowie hetmana Jabłonowskiego zanotowali w dzienniku, iż miasto jest niezwykłe, zbudowane na morzu i poprzecinane kanałami. Ich opiekun młodzieńców dodał poetycko, że Wenecja „na słonym Neptuna grzbiecie swoje ugruntowała fundamenta”.