11 lipca 1943 o świcie oddziały UPA – zbrojne ramię Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów frakcji Stepana Bandery (OUN-B) – przeprowadziły skoordynowane i brutalne uderzenie. Zaatakowały jednocześnie 99 polskich wsi w pow. kowelskim, włodzimierskim, horochowskim i częściowo łuckim. Doszło tam do nieludzkich rzezi ludności cywilnej i zniszczeń. Wsie były palone, a dobytek grabiony. Badacze obliczają, iż tylko tego jednego dnia mogło zginąć ok. 8000 Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców. W latach 1943–1945 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ukraińscy nacjonaliści wymordowali od 80 do 120 tys. Polaków. Precyzyjna liczba ofiar nie jest możliwa do ustalenia.
Od 1942 roku na Wołyniu działała Ukraińska Powstańcza Armia – powiązana z petlurowcami partyzantka dowodzona przez Tarasa Bulbę-Borowcia. „Bulbowcy” zabijali i rabowali Polaków, chcąc postrachem zmusić ich do wyjazdu. Jednak szef OUN-B na Wołyniu Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur”, uznał, że są to działania zbyt delikatne. Przejął UPA i rozpoczął przygotowania do realizacji planu Kołodzinśkiego: wzniecenia antypolskiej rebelii chłopskiej – kontrolowanej przez zorganizowane sotnie UPA. To Klaczkiwski wydał rozkaz „oczyszczenia Ukrainy”. Akcja zaczęła się 9 lutego 1943 roku od wymordowania przez sotnię Hrihorija Perehijniaka mieszkańców polskiej wsi Parośle. Zginęły 173 osoby – Polaków powiązano i zarąbano siekierami. To właśnie narzędzia rolnicze – kosy, sierpy, cepy, noże do buraków – w rękach rezunów stawały się narzędziami okrutnej śmierci. W marcu Sabina Czapiga uciekała z wyrzynanej przez UPA wsi Lipniki: „Marzyłam, żeby umrzeć od kuli, a nie od siekiery”.
W marcu UPA została zasilona kilkoma tysiącami ukraińskich policjantów służących dotychczas Niemcom. Wyszkoleni, uzbrojeni, zaprawieni w mordowaniu, wyzuci z ludzkich uczuć. Zgodnie z planem „Kłyma Sawura” dowódcy UPA do akcji organizowali wspomagające ataki bandy chłopskie: Polacy mieli myśleć, że organizowane przez OUN ludobójstwo jest spontanicznym powstaniem, mieli bać się każdego Ukraińca, nie ufać sąsiadom i krewnym. Zastraszać miały przepowiednie krążące w odpisach po Wołyniu: ta o „jajach wielkanocnych malowanych krwią Polaków” i ta mówiąca, że „w kwietniu będzie niebo z ognistą łuną, w maju słońce zachodzić będzie czerwono, a w czerwcu i lipcu woda w rzekach spłynie krwią”.
„Nie idź do kościoła, bo będzie źle!”
Terror narastał: do czerwca UPA i czerń chłopska wymordowała około 10 tys. Polaków. „Kłym Sawur” uznał tę liczbę za wysoce niezadawalającą i zaplanował na lipiec potężne uderzeni wszystkimi siłami, nie ograniczające się do terenu jednego czy kilku sąsiednich powiatów, lecz obejmujące zasięgiem cały Wołyń. Najpierw jednak postanowił obarczyć winą ofiary: w czerwcowej odezwie ogłosił, że pacyfikacji wsi Dermań-Załuże dokonała „polska policja”, i że Polacy wespół z Niemcami dokonują rzezi i okrutnie katują Ukraińców. Groził odwetem, za który odpowiedzialność spadnie „…tylko i wyłącznie na te kręgi, które zaprowadziły polską politykę wyzwoleńczą do antyukraińskiego obozu imperializmu moskiewskiego i niemieckiego”. Na niedzielę 11 lipca zarządził Klaczkiwski początek „oczyszczuwalnoji akcji wid rasowych worohiw”
„Nie idź do kościoła, bo będzie źle!” – tak 11 lipca rano ostrzegł jakiś Ukrainiec Wróblewskiego idącego na mszę w Chrynowie. Lecz Polacy wierzyli, że w świątyni nic im nie grozi, że Ukraińcy to katolicy i chrześcijanie, że uszanują domy Boże. Nie wiedzieli, że niektórzy z popów święcili noże, siekiery i karabiny mające służyć mordowaniu. Przed kościołem w Chrynowie upowcy ustawili karabin maszynowy i zabili 160 osób. Tego i następnego dnia banderowcy zaatakowali 125 polskich wsi, 99 z nich przestało istnieć. W następne dni ginęły kolejne wioski: broniły się dzielnie dwa polskie ośrodki w Przebrażu i Hucie Stepańskiej. W lipcowych rzeziach Ukraińcy zamordowali co najmniej 10 527 osób. Byli wśród nich i Ukraińcy: ci, którzy odmawiali upowcom zabicia własnych współmałżonków, rodziców i dzieci w celu „oczyszczenia krwi”.
Liczby
Mordy trwały w następnych miesiącach: w sierpniu Ukraińcy zamordowali co najmniej 8298 osób. W samej Woli Ostrowieckiej zginęło sześciuset Polaków. We wrześniu banderowcy zabili co najmniej 1167 osób. Jesienią na Wołyniu nie było już polskich wsi do wymordowania. Rzeź rozszerzała się na Małopolskę Wschodnią i Lubelszczyznę.
Władysław i Ewa Siemaszkowie obliczają, że w ludobójstwie prowadzonym przez Ukraińców ze szczególnym okrucieństwem, do 1945 r. zginęło do 60 tysięcy Polaków. Setki wiosek zniszczono doszczętnie, spalono co najmniej 81 kościołów i kaplic oraz 163 dwory. Z rąk banderowców zginęło minimum 313 – na pewno o wiele więcej – Ukraińców niosącym pomoc mordowanym Polakom.
Cały artykuł prof. Tomasza Panfila można przeczytać w tygodniku GP