19 listopada 1943 r., w niemieckim obozie koncentracyjnym przy ul. Janowskiej we Lwowie wybuchł bunt jego więźniów. Obóz ten był miejscem śmierci co najmniej kilkudziesięciu tysięcy Żydów. Dziś jest on niemal zupełnie zapomniany.
W połowie lipca 1941 roku kolaboracyjne władze Lwowa nakazały Żydom noszenie opasek z gwiazdą Dawida, wprowadzono obowiązek pracy i zakazano korzystania z komunikacji miejskiej, teatrów, kin i parków.
6 listopada utworzono lwowskie getto. W granicach ubogiej dzielnicy zamieszkanej przez blisko 25 tys. osób stłoczono ok. 136 tys. Żydów. Aby wykorzystać niewolniczą siłę ludzką, rozpoczęto tam budowę zakładów zbrojeniowych na terenie byłej fabryki maszyn młyńskich Steinhausa. Początkowo kilkuset pracujących tam Żydów i Polaków mogło opuszczać teren zakładu. W listopadzie oficjalnie budowany obóz pracy podporządkowano SS oraz DAW – Deutsche Ausrüstungswerke, a komendant Fritz Gebauer poinformował robotników, że pozostaną na terenie fabryki.
Wkrótce liczba więźniów wzrosła do 8 tys. robotników zwożonych z całej Galicji, a nawet innych krajów okupowanej Europy. W szczytowym momencie w obozie janowskim znajdowało się 30 tys. kobiet i mężczyzn. Obóz składał się z kilku części. Pierwszą zajmowały budynki administracyjne, domy oficerów oraz kwatery ukraińskich strażników służących wcześniej w Armii Czerwonej. W centrum znajdowała się willa Obersturmführera Gustava Willhausa, który przejął nadzór nad obozem wiosną 1942 r. Również tu odbywało się „sortowanie więźniów”. Obóz był wybrukowany kocimi łbami oraz fragmentami żydowskich macew. Nowo przybyłych więźniów zmuszano do biegania wzdłuż nich. Ci, którzy nie byli w stanie odpowiednio wykonać tej próby, byli mordowani, czyli, jak określali więźniowie: „wysyłani na szmelc”. W drugiej części obozu znajdowały się baraki więźniów, kuchnia, plac apelowy. Za niewielkimi pagórkami znajdowało się miejsce wykonywania egzekucji oraz zakopywania zwłok. W trzeciej części umieszczono warsztaty zbrojeniowe administrowane przez Hauptsturmführera SS Fritza Gebauera.Ten ostatni oficer był otoczony najgorszą sławą. Przez tych, którzy nie zetknęli się z nim osobiście, był postrzegany jako kulturalny i spokojny.
Jak człowiek dobry i niewinny zbliżał się do robotników obozowych, rozmawiał z nimi i nie przerywając rozmowy, zaczynał obmacywać szyję swojego rozmówcy. Obmacywał i stopniowo coraz silniej zaciskał na niej palce, póki człowiek nie udusił się.
– wspominał jeden z więźniów. Jego zwierzchnik Willhaus zajmował się kolekcjonowaniem dzieł sztuki. Jego częstą rozrywką było także strzelanie do więźniów z balkonu swojej wilii. Spektakle te oglądały jego żona i kilkuletnia córka. Jeden z najgorszych dni w obozie pod jego dowództwem nastąpił w marcu 1943 r. W odpowiedzi na zamordowanie przez jednego z więźniów SS-mana Niemcy rozstrzelali dwieście osób. W lipcu 1943 r. Willhaus został przeniesiony na inne stanowisko. Jego miejsce zajął znany z okrucieństwa Hauptsturmführer Franz Warzog. Gdy jeden z więźniów chciał popełnić samobójstwo, poprosił Warzoga, aby go zabił. Ten powiedział: „To ja tutaj decyduję”. Więźniem tym był Szymon Wiesenthal, przyszły tropiciel niemieckich zbrodniarzy.
Po zmianie komendanta warunki w obozie uległy pewnej poprawie. Hauptsturmführer Warzog zdawał sobie sprawę, że w wielu gettach i obozach wybuchały bunty. Zamierzał więc ograniczyć ryzyko buntu. Mimo to wśród siedmiu tysięcy pozostałych więźniów mnożyły się informacje o likwidacji obozu. Na ich nastroje wpływała zakończona pod koniec czerwca całkowita likwidacja lwowskiego getta. Do obozu janowskiego trafiła grupa Żydów z getta. Część z nich dołączyła do już tworzących się struktur oporu.
Wstępem do likwidacji obozu miało być także rozpoczęcie akcji zacierania śladów zbrodni. W obozie utworzono tzw. Sonderkommando 1005, którego zadaniem było wydobywanie ciał zamordowanych, ich palenie i mielenie popiołów. Wśród członków tej grupy powstał plan buntu i ucieczki z obozu.
O poranku 19 listopada więźniowie zorientowali się, że obóz jest otoczony przez SS i ukraińską kolaboracyjną policję. Kilka tysięcy ostatnich więźniów obozu z niemal gołymi rękami zaatakowało strażników i SS-manów. Kilkudziesięciu więźniom udało się uciec i przetrwać po „aryjskiej stronie”. Nieliczni dotrwali do końca wojny. Po buncie, aż do lipca 1944 r. więziona była niewielka grupa Żydów, którzy zajmowali się zacieraniem śladów zbrodni. Kilka dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej zostali wywiezieni do obozu w Płaszowie.
Nieznana jest dokładna liczba ofiar obozu janowskiego. Według niezbyt wiarygodnych szacunków komisji sowieckiej w lwowskim obozie zginęło ok. 200 tys. osób. Inne szacunki mówią o co najmniej kilkudziesięciu tysiącach. W getcie zginęło ok. 100 tys. W całym niemieckim dystrykcie Galicja liczba ofiar mogła przekroczyć pół miliona. Wkroczenia wojsk sowieckich doczekało ok. 800 żydowskich mieszkańców Lwowa.