Po tym, jak w stolicy wprowadzono weekendowy rozkład jazdy, w mediach społecznościowych rozpowszechniane były zdjęcia zatłoczonych autobusów. Na prezydenta Warszawy spadła fala krytyki. Internauci, publikując kolejne zdjęcia, oskarżali Trzaskowskiego o narażanie zdrowia mieszkańców w trakcie epidemii koronawirusa.
Trzaskowski bronił się, podkreślając, że decyzja o wprowadzeniu od poniedziałku sobotniego rozkładu jazdy opierała się "na twardych danych".
- Dane pokazują, że na dziś w metrze mamy 20%, a w autobusach 26% normalnego ruchu. Zależy nam przede wszystkim na bezpieczeństwie pasażerów i na zachowaniu dystansu między nimi
- dodał.
Rzeczywistość zweryfikowała jednak te plany. Okazało się, że tłok w środkach komunikacji miejskiej jest duży, a to może być dużym zagrożeniem. Oprócz tego, wprowadzone zostały dziś dodatkowe obostrzenia, które zakładają, że w pojeździe zapełniona będzie mogła być jedynie połowa miejsc siedzących. Co drugie miejsce musi pozostać puste, by zachować dystans między pasażerami.
Tymczasem, jak dowiedział się portal Niezalezna.pl, dziś zapadła decyzja o przywróceniu normalnej wersji rozkładu jazdy. Kierowcy, którzy przebywali na urlopach, są wzywani do pracy na środę 25 marca. Niewykluczone więc, że już wtedy obowiązywać będzie standardowy rozkład.