Strajk Kobiet wznowił wczoraj działalność na ulicach miast, deklarując przy tym kolejne manifestacje w nadchodzących tygodniach. Czy w połączeniu z obecną już w Polsce brytyjską mutacją wirusa, masowe protesty mogą być rozsadnikiem epidemii? - Wszystkie zgromadzenia, czego by one nie dotyczyły, to okazja do transmisji wirusa - odparł niezalezna.pl minister zdrowia Adam Niedzielski.
W środę wieczorem w centrum Warszawy odbył się protest zwołany po publikacji przez Trybunał Konstytucyjny uzasadnienia pisemnego wyroku z 22 października ub.r., w którym TK orzekł o niekonstytucyjności przepisu dopuszczającego aborcję w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Protesty zwołano także w wielu innych miastach w całej Polsce.
Podczas dzisiejszej konferencji prasowej minister zdrowia przekazał, że stosunkowo niskie przyrosty nowych zakażeń wynikały m.in. z utrzymanej „dyscypliny społecznej”. Tej znów może zabraknąć, gdy setki tysięcy ludzi wróci do manifestowania.
- Czy w dłuższej perspektywie to stwarza zagrożenie pogorszenia sytuacji epidemicznej? - zwróciliśmy się z pytaniem do ministra Niedzielskiego.
- Oczywiście, że tak. Abstrahując od spraw światopoglądowych, wszystkie zgromadzenia, czego by one nie dotyczyły, to okazja do transmisji wirusa
- odparł nam szef resortu zdrowia.
Podkreślił, że „trzeba być tym bardziej wrażliwym na ten temat”, ponieważ „mamy do czynienia z mutacją brytyjską wirusa w Polsce”.
- Ta ma większą łatwość transmisji. Wszystkie wskaźniki mówiące o przekazywaniu tego wirusa są wyższe. Oczywiście to jest ryzyko epidemiczne, to jest potencjalnie większa szansa na eskalację pandemii
- zakończył Niedzielski.