Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Stypendyści Gazpromu

Dzięki umowie, podpisanej 19 maja 2010 r. z Uniwersytetem Warszawskim, Gazprom Export i EuroPol Gaz stali się fundatorami 18 stypendiów dla doktorantów.

Dzięki umowie, podpisanej 19 maja 2010 r. z Uniwersytetem Warszawskim, Gazprom Export i EuroPol Gaz stali się fundatorami 18 stypendiów dla doktorantów. W programie mają uczestniczyć młodzi naukowcy prowadzący badania na temat stosunków polsko-rosyjskich w wymiarze politycznym, gospodarczym lub kulturowym. Choć wytłumaczeniem dla tego typu działań jest poszukiwanie przez Uniwersytet środków na dalszy rozwój kadry naukowej, to trudno nie pomyśleć o konsekwencjach sponsorowania polskich naukowców przez rosyjskiego giganta gazowego.

Podpisana umowa wstępna mówi o pięcioletnim okresie przyznawania stypendiów, a ich przyszłoroczna wartość ma wynieść 100 tys. euro. Połowę tej kwoty wyłoży Gazprom, drugą zaś EuroPol Gaz. Stypendystów ma kwalifikować komisja uniwersytecka. Muszą oni mieć za sobą przynajmniej jeden rok studiów doktoranckich i zajmować się badaniem stosunków polsko-rosyjskich. Prorektor Tadeusz Tomaszewski wyrażał nadzieję na kontynuację i rozszerzanie współpracy z Gazpromem w przyszłych latach. Była mowa o programach stażowych, a nawet zatrudnianiu absolwentów uniwersytetu w Gazpromie. Nacisk na taką współpracę motywuje on troską o pozyskanie środków na rozwój uniwersytetu, zwłaszcza środków zewnętrznych. Bolączkę niedoinwestowania wiele polskich uczelni stara się rozwiązywać poprzez współpracę z zagranicznymi ośrodkami. Jak dotąd w finansowaniu polskiej nauki prym wiedli Niemcy. Polskie filie ich fundacji zatrudniają wielu profesorów i doktorów z naszego kraju.

Studenci dla Gazpromu

W tym jednak wypadku sponsorem młodych polskich naukowców ma zostać firma, której interesy strategiczne są sprzeczne z interesami Polski. Fakt ten starali się uwypuklić studenci, którzy w dniu wizyty wiceszefa Gazpromu Aleksandra Miedwiediewa i podpisania umowy między jego firmą a Uniwersytetem zorganizowali happening przed bramą uczelni. Relację z tego wydarzenia zamieściła Niezależna TV na stronie www.niezalezna.pl. W akcie „wdzięczności” za wizytę wiceprezesa Miedwiediewa uruchomili oni stronę Studencidlagazpromu.pl.

Pytani o przyczyny swojego sprzeciwu wobec współpracy ich uczelni z Gazpromem odpowiadają: – Należy pamiętać, że Gazprom to nie jest normalne przedsiębiorstwo biznesowe i tu nie chodzi o współpracę między nauką a biznesem. Jest to przedsiębiorstwo państwowe, które realizuje przede wszystkim cele polityczne Federacji Rosyjskiej.

Obok takiej rzeczowej argumentacji organizatora całej akcji, Piotra Trudnowskiego, pojawiały się wśród studentów hasła „Możecie kupić naszych polityków, możecie kupić naszych doktorantów, ale nie kupicie nas!”, „Nie wmówicie nam, że Gazprom jest miłującą wolny rynek, miłującą bezpieczeństwo firmą”.

Ta ostatnia wypowiedź odnosi się do tytułu wykładu, jaki dla studentów Uniwersytetu Warszawskiego wygłosił wiceszef Gazpromu. „Rola Gazpromu w kształtowaniu bezpieczeństwa energetycznego w Europie i na świecie” – chyba nie da się bardziej skrajnie zakwestionować opinii o Gazpromie, jaka obecna jest nie tylko w polskich mediach i wypowiedziach studentów, ale także w analizach ośrodków badawczych, np. Ośrodka Studiów Wschodnich czy Instytutu Sobieskiego. Rodzi się więc seria pytań, które częściowo zostały już wyartykułowane zarówno przez Piotra Trudnowskiego, jak i Łukasza Warzechę, wraz z gośćmi w jego programie i blogu. Czyj punkt widzenia będą reprezentowały prace doktorantów po stypendiach Gazpromu? Jakie będą tezy ich doktoratów? Wedle jakich kryteriów będą rekrutowani stypendyści? Czy może na przykład pojechać na takie stypendium ktoś, kto chce badać stan śledztw dotyczących zabójstw Anny Politkowskiej oraz Andrieja Litwinienki i konfrontować je z powszechnym w Polsce przekonaniem o olbrzymiej roli rosyjskich służb specjalnych w obu tych mordach? Czy możliwe byłoby przeprowadzenie w Rosji badań na temat prób fałszowania pamięci o zbrodni katyńskiej?

Wiadomo, że dotychczas takich badań nie można było tam prowadzić. A przynajmniej nie było szans, aby uzyskać na takie badania jakąkolwiek pomoc stypendialną czy nawet zgodę ze strony rosyjskiej. Uprzedził mnie kiedyś o tym pewien pracownik z polskiej instytucji koordynującej wymianę studentów z Rosją. Powiedział, że mogę sobie badać, co chcę, ale żebym, nie daj Boże, nie wpisywał do projektu badawczego i oficjalnych wniosków żadnych kontrowersyjnych tematów. Teraz zatem pojawia się furtka, by takie badania przeprowadzić, stypendystów ma rekrutować polska komisja. Zamiast kształcić agentów wpływu Rosji można by spróbować poszerzyć stan wiedzy w Polsce i na Zachodzie o rzeczywistych mechanizmach władzy w tym kraju, a rosyjskim organizacjom broniącym praw człowieka zapewnić szersze audytorium i uwagę polskiej opinii publicznej. Próbować wykorzystać kłopotliwą współpracę w interesie Polski. Skąd jednak pewność, że nic takiego nie będzie miało miejsca?

Prorosyjski instytut

Otóż wykład Miedwiediewa na Uniwersytecie Warszawskim organizował Instytut Stosunków Międzynarodowych. Jest bardzo prawdopodobne, że jego pracownicy stoją także za zorganizowaniem współpracy stypendialnej z Gazpromem, jak i że to właśnie doktoranci ISM będą największą grupą stypendystów. Wśród naukowców tego instytutu, zwłaszcza zajmujących się relacjami polsko-rosyjskimi, znajdują się zwolennicy ścisłych i spolegliwych relacji ze współczesną Rosją oraz zdecydowani przeciwnicy polityki USA i polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej. Ogląd współczesnej Rosji i możliwości współpracy polsko-rosyjskiej, jaki prezentują oni w swoich pracach, odbiega dość znacząco od tego, co o polityce rosyjskiej wiemy nie tylko z gazet, ale i analiz fachowych ośrodków naukowych. Tendencja do usprawiedliwiania tych działań rosyjskich elit, które Polaków odpychają (Czeczenia, wojny gazowe, wojna z Gruzją, ekspansja na Ukrainie), jest uderzająca nawet dla studentów mających do czynienia z wykładowcami ISM.

Można sobie oczywiście wyobrazić, że w takim środowisku, na stypendium sponsorowanym przez rosyjską korporację specjalnego znaczenia, uda się wykształcić komuś, kto będzie miał kompletnie odmienną wizję relacji polsko-rosyjskich. W rzeczywistości z ISM wywodzi się wielu ludzi o poglądach odmiennych od prorosyjskich profesorów.

Szkoła agentów wpływu

Krótko mówiąc, największa polska uczelnia rękoma swojego najbardziej prorosyjskiego instytutu i za pieniądze rosyjskiej korporacji gazowej kształci specjalistów od relacji polsko-rosyjskich. To chyba wymowny symbol nowych relacji między naszymi krajami. Połowa z nich ma być kształcona za pieniądze, które Polska uzyskuje m.in. z opłat za tranzyt rosyjskiego gazu. Majstersztyk marketingu politycznego: wykształć sobie nowych agentów wpływu, pod okiem ich poprzedników i za pieniądze tych, na których mają wpływać.

Kropkę nad i niech postawi informacja dotycząca dotychczasowej polityki stypendialnej Gazpromu. Otóż, jak wiele dużych korporacji, funduje on stypendia wielu studentom, jednak głównie kierunków… ekonomicznych i technicznych. Z punktu widzenia normalnej firmy wydobywającej i sprzedającej gaz, a za taką podaje się Gazprom, jest to działanie zrozumiałe i w pełni racjonalne. Jak jednak wytłumaczyć 50 tys. euro rocznie wydawanych na kształcenie specjalistów od stosunków międzynarodowych obcego państwa?

W obecnej rzeczywistości politycznej jedyną możliwą odpowiedzią na tego typu zagrożenie wydają się działania zaproponowane już przez Jana Filipa Staniłko, eksperta energetycznego fundacji Sobieskiego. Apeluje on, by obserwować działania i dalszy los „stypendystów Gazpromu”. Nie ma bowiem wątpliwości, że wydatki na ich edukację mają się rosyjskiemu państwu zwrócić.

I nie musi być tak, że agenci wpływu będą zwyczajnymi sprzedawczykami. Według definicji Normana Polmara i Thomasa Allena można ich traktować jako „osoby wykorzystywane do dyskretnego urabiania opinii polityków, dziennikarzy i grup nacisku w kierunku przychylnym zamiarom i celom obcego państwa”.

 



Źródło: