W trakcie odwrotu polskiego w lipcu 1920 r. i pochodu na Warszawę armii Tuchaczewskiego rząd litewski z Kowna zawarł w Moskwie traktat pokojowy z bolszewikami. Na mocy wzajemnych ustaleń Rosja Sowiecka „ofiarowywała” Litwinom nie tylko Wilno, w którym ludność litewska stanowiła śladowy procent, ale także Grodno, Lidę czy Smorgonie, gdzie Litwinów nie było wcale. „Hojność” bolszewików miała jednak swoją cen.
Bitwa niemeńska była ostatnim wielkim starciem wojny polsko-bolszewickiej i niejako dopełnieniem przełomu, który miał miejsce w sierpniu 1920 r. nad Wisłą. Wiktoria nad Niemnem definitywnie rozstrzygnęła losy wojny, a straty poniesione przez czerwonych w wyniku polskiej ofensywy były tak wysokie, że ich tzw. Front Zachodni przestał istnieć. W ciągu ośmiu dni walk, między 20 a 28 września 1920 r., z przeszło 70-tysięcznej armii gen. Michaiła Tuchaczewskiego pozostało niespełna 30 tys. towarzyszy ogarniętych strachem odwrotu. Dzięki polskiemu zwycięstwu udało się odzyskać znaczną część utraconych w wyniku letniej ofensywy bolszewickiej ziem Kresów północno-wschodnich. 28 września po ciężkich walkach wyzwolono prastarą Lidę, a dwa tygodnie później oddziały Wojska Polskiego dumnie wkraczały do Mińska Litewskiego. Przypomnieć wypada, iż oddalonego od Lidy o 160 km. Było to więc tempo iście zawrotne.
W końcu sierpnia 1920 r. front przebiegał na przedpolu Niemna. Po stronie polskiej znajdowały się Sokółka i Wielka Brzostowica. Bolszewicy koncentrowali swe jednostki w rejonie Grodna i Wołkowyska. Na północy znaczną część Suwalszczyzny okupowali Litwini. Zdanie to wymaga wyjaśnienia. W trakcie odwrotu polskiego w lipcu 1920 r. i pochodu na Warszawę armii Tuchaczewskiego rząd litewski z Kowna zawarł w Moskwie traktat pokojowy z bolszewikami. Na mocy wzajemnych ustaleń Rosja Sowiecka „ofiarowywała” Litwinom nie tylko Wilno, w którym ludność litewska stanowiła śladowy procent, ale także Grodno, Lidę czy Smorgonie, gdzie Litwinów nie było wcale. „Hojność” bolszewików miała jednak swoją cenę. Naciskali oni Litwinów, aby wypowiedzieli neutralność i zaangażowali się w działania przeciw Polsce. Faktycznie w dramatycznych dniach polskiego odwrotu z Wilna w lipcu Litwini uderzyli na cofające się formacje polskie w okolicach Trok i Landwarowa oraz uniemożliwili odwrót części sił polskich pod Oranami, internując przy tym jednostki z 2. dywizji litewsko-białoruskiej Wojska Polskiego. Także w lipcu wojsko litewskie zajęło Suwałki i Sejny. Postawę litewską doskonale oddał towarzysz gen. Tuchaczewski, wspominając, że: „Kiedy tylko Litwini wyczuli, że Armia Czerwona odnosi zupełnie wyraźne powodzenie, ich stanowisko neutralne zmieniło się na wrogie w stosunku do Polski”. W efekcie we wrześniu doszło do walk z Litwinami o Suwalszczyznę, w wyniku których, mimo zaangażowania na froncie sowieckim, udało się wyzwolić niemal całą Suwalszczyznę z wyjątkiem Sejn, które Litwini zaatakowali i zdobyli 13 lipca 1920 r. Na kilka godzin przed planowanym zawieszeniem działań wojennych i rozpoczęciem rokowań.
Polskie plany
Przygotowując plany bitwy z bolszewikami, w sztabie wojsk polskich zakładano silne natarcie na Grodno i Wołkowysk, które zwiąże gros sił sowieckich, z jednoczesnym mocnym uderzeniem na tyły bolszewików, które doprowadzi do oskrzydlenia i zniszczenia Armii Czerwonej. Rozważano dwa warianty. Szef Sztabu, gen. Tadeusz Rozwadowski, proponował uderzenie oskrzydlające prawym skrzydłem, od południa. Natarcie szłoby na Słonim, Lidę, a następnie łukiem na Wilno i w głąb Litwy etnicznej. Zaletą tego planu było, jak przekonywał jego autor, to, że „będzie można za pobitymi bolszewikami maszerować na Wilno i Kowno zarazem”. Druga koncepcja autorstwa Józefa Piłsudskiego opierała się na założeniu, że atak oskrzydlający pójdzie lewym skrzydłem, od północy, po osi Sejny, Druskienniki, Werenów na Lidę, gdzie w kotle miano zamknąć bolszewików. Pomysł Naczelnego Wodza zakładał, że grupa uderzeniowa rozbije broniących Sejny Litwinów (w sile około dywizji), a następnie kawalerzyści „pogalopują” 40 km na wschód, przez terytorium litewskie i uchwycą przeprawę na Niemnie – w Druskiennikach. Kluczowe okazać się miało zdobycie tamtejszego mostu. W skład grupy oskrzydlającej włączono dwie doborowe dywizje piechoty (1 legionowa i 1 litewsko-białoruska) oraz dwie brygady kawalerii.
Odrzucenie przez Józefa Piłsudskiego pomysłu szefa sztabu – okrążenia od południa bolszewików, a następnie zajęcie Wilna i pomaszerowanie w głąb Litwy – w perspektywie okazało się błędem. Po zwycięstwie operacji niemeńskiej i zajęciu Lidy można było ścigać resztki rozbitych bolszewików w kierunku wschodnim, ale Wilno pozostawało w rękach litewskich i należało „montować bunt Żeligowskiego”, aby odzyskać to – jak mawiał Piłsudski – miłe miasto. Nawiasem mówiąc, w 1920 r. nie było żadnej siły politycznej (poza, rzecz jasna, komunistami), która odważyłaby się publicznie podważyć przynależność Wilna do Macierzy. Zresztą miasto to było wówczas na wskroś polskie z odsetkiem ludności polskiej porównywalnym z Warszawą. Zapewne za motywacją Naczelnego Wodza przemawiały względy ideowo-polityczne. Piłsudski wierzył w swoją koncepcję federalistyczną i w głębi serca chciał Litwy niepodległej, jednak sprzymierzonej z Polską. Był on epigonem idei jagiellońskiej (wówczas już nierealnej) i rozumiał, że wkroczenie na terytorium Litwy właściwej wojsk polskich i zajęcie Kowna sprowadzi – jak twierdził – „wieczną nienawiść Litwy do Polski”. Żołnierze z orzełkami Kowieńszczyzny nie zalali, a jednak nienawiść do Polski wśród Litwinów pozostała, a ich państwo w okresie międzywojennym było najbardziej agresywnym sąsiadem Polski.
Uderzenie
Punktualnie o godz. 12, 22 września 1920 r. 1. Dywizja Piechoty Legionów uderzyła na pozycje litewskie w Sejnach. Po sześciu godzinach walki miasto zostało zdobyte. Klęska Litwinów była totalna. Zostali rozbici, tracąc całą artylerię, wielu zabitych i prawie 2 tys. jeńców. Droga do Druskiennik stała otworem. Do akcji wkroczyła kawaleria. Zwycięstwo sejneńskie odniesione zostało przy minimalnych stratach własnych. Po stronie polskiej poległo 20 żołnierzy, a 70 odniosło rany. Podczas gdy właściwa grupa uderzeniowa parła na wschód, 17. Dywizja Piechoty obsadziła posterunki na tymczasowej granicy polsko-litewskiej na tzw. linii marszałka Focha. Linia ta pokrywa się niemal w całości z obecną granicą polsko-litewską i jest jedynym niezmienionym fragmentem granicy wschodniej.
Oddziały polskie posuwały się w stronę Druskiennik, znosząc po drodze nieliczne oddziały litewskie. Wśród jednostek prących na wschód był też 211. pułk kawalerii. Była to formacja ochotnicza sformowana w ciągu zaledwie kilku dni w Warszawie w lipcu 1920 r. W skład pułku noszącego oficjalnie nazwę 211. Ochotniczy Pułk Ułanów Nadwiślańskich wchodzili żołnierze zarówno zaprawieni w bojach, jak i kompletnie niedoświadczeni ochotnicy, którzy dopiero od kilku tygodni wąchali proch. Wśród nich był też późniejszy polski pisarz – Józef Mackiewicz, który po latach opisał okoliczności formowania pułku i jego walk w powieści „Lewa Wolna”. Wojsko to stanowiło barwną menażerię byłych oficerów armii carskiej, studentów i ziemian. Równie barwni byli też dowódcy pułku – bracia Władysław i Jerzy Dąbrowscy. Zwłaszcza drugi z nich, ps. „Łupaszka” (z ros. osoba z wyłupiastymi oczami) i „Żorż”, był osobą nietuzinkową. Oficer byłej armii rosyjskiej, który na przełomie 1918 i 1919 r. zorganizował w Wilnie konny oddział ochotników, na czele których przebił się przez tereny opanowane przez bolszewików na Polesie i dołączył do armii polskiej. Uprzednio, jeszcze w Wilnie, zlikwidował tworzące się jaczejki bolszewików, próbujących opanować miasto. Wśród nich najważniejszą przy ul. Wroniej, zwaną przez wilnian „Wronim gniazdem”.
Jerzy Dąbrowski był doskonałym, charyzmatycznym dowódcą. Tak charakteryzował go jeden z jego podwładnych, a późniejszy wybitny oficer AK, Tomasz Zan: „Rotmistrz Dąbrowski był urodzonym zagończykiem z kapitalną umiejętnością podejmowania natychmiastowej decyzji. Atakował poszczególne zgrupowania bolszewickie i natychmiast wycofywał szwadrony, gdy nieprzyjaciel organizował obronę”.
Dwieście jedenasty był w lipcu 1920 r. już trzecim pułkiem sformowanym przez Dąbrowskiego. Wspomniana ochotnicza kawaleria z Wilna z 1919 r. dała początek 13. pułkowi ułanów. Kolejna jednostka również została sformowana w Wilnie.
Szarża w Druskiennikach
Ochotniczy pułk 211. po zaledwie dwóch tygodniach szkolenia z Pól Mokotowskich wyruszył w bój z bolszewikami. Po zwycięstwie nad Wisłą jednostka ta ścigała bolszewików z III konnego korpusu Gaja aż do granicy z Prusami, a następnie została włączona w skład grupy uderzeniowej mającej oskrzydlić bolszewików w ramach operacji niemeńskiej. Pułkowi powierzono kluczowe zadanie opanowania mostu na Niemnie w Druskiennikach. Zadanie miał wykonać drugi dywizjon pułku pod dowództwem rotm. Wąsowskiego. Zamierzano tego dokonać przez zaskoczenie. Jednak nie udało się podejść do mostu niezauważonym. Litwini okazali się czujni i otworzyli ogień ze swoich cekaemów. Rozpoczęła się szarża. Dość plastycznie zapamiętał ją cytowany już Tomasz Zan. Oddajmy mu więc głos. „3. Pułk Ułanów, którego dwa szwadrony w szyku pieszym biegły rozwalić hiszpańskie kozły z drutów kolczastych, które uniemożliwiały wjazd na most. My mijaliśmy ich już w pełnym galopie. Z wysokiego brzegu rzeki widok był jedyny i wspaniały, ale ja byłem wśród szarżujących. Pierwszy pluton II szwadronu miał zaszczyt być na czele szarży. Całą szarżę prowadził rotmistrz Dąbrowski, doktor Aleksandrowicz i kapelan, ale bez szabli, z krzyżem w dłoni. W drugiej trójce był Olek Żeligowski, kapral Józef Czapski i ja. Wielka siwa kobyła Czapskiego przebiła nogą deskę w moście i runęła na łeb. Zrobiło się zamieszanie, trzeba było przeskakiwać leżącego konia. Czapski szczęśliwie przeczołgał się za balustradę mostu i nic mu się nie stało. […] szliśmy na karabiny maszynowe, które stały po drugiej stronie mostu. Jeden szczęśliwie się zaciął, a w drugim celowniczy dostał kulą w sam środek czoła. Szarża szła jak huragan, pękały deski na moście, padali ludzie, konie z pierwszych szeregów, następni przeskakiwali i most zdobyli ułani”. Dwieście jedenasty zdobył most, ci z Litwinów, którzy nie padli zarąbani pod uderzeniami ułańskich szabel, przerażeni rzucali broń i poddawali się Polakom.
Po nieuszkodzonym moście przeszły kolejne pułki kawalerii, a za nimi piechota. Był to kluczowy moment całej operacji niemeńskiej. Dzięki szybkiemu zdobyciu nieuszkodzonej przeprawy Wojsko Polskie wlało się na tyły zaskoczonych bolszewików. Rozpoczął się kolejny etap bitwy. Zdobyto Lidę. Odwrót sowiecki był paniczny, cofali się wszyscy. Gdy 18 października 1920 r. strony podpisały zawieszenie broni, rotm. „Łupaszka” ze swymi żołnierzami znajdowali się na przedpolach Mińska w Samochwałowiczach. Stamtąd zostali oni przerzuceni na północ, by wziąć udział w ostatnim zadaniu tej wojny, czyli zajęciu Wilna. Do późnej jesieni część z nich brała udział w walkach na linii demarkacyjnej z Litwą. Po zakończeniu działań wojennych szwadrony 211. pułku zostały dyslokowane do miejscowości Postawy i Głębokie i przemianowane w 1921 r. na 23. Pułk Ułanów Nadniemeńskich, a następnie Grodzieńskich.
„Łupaszka” w hołdzie „Łupaszce”
Za zasługi bojowe w walkach o granice i niepodległość rotm. Jerzy Dąbrowski został odznaczony Krzyżem Walecznych i Orderem Virtuti Militari V Klasy oraz Krzyżem Zasługi Wojsk Litwy Środkowej. W pierwszych latach niepodległej Polski rotmistrz, awansowany najpierw do stopnia majora, a następnie podpułkownika, służył w KOP-ie, 3. Pułku Strzelców Konnych w Wołkowysku i 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie. W latach 30. jako oficer w stanie spoczynku osiadł „Łupaszka” w majątku Mazuryszki pod Wilnem i prowadził żywot „emerycko-ziemiański”. Jego kolejne wielkie dni w roli, którą kochał najbardziej, czyli partyzanta i zagończyka, nadeszły wraz z wybuchem wojny. Dąmbrowski (taka była właściwa pisownia nazwiska, do której rodzina powróciła w latach 30.) został dowódcą 110. Rezerwowego Pułku Ułanów w Wołkowysku, formowanego, nieco podobnie jak 19 lat wcześniej, z rezerwistów i ochotników. Po ataku sowieckim „Łupaszka” na czele swej jednostki podjął działania bojowe, najpierw przeciw rewolcie komunistycznej, likwidując bezlitośnie czerwoną piątą kolumnę, a następnie wobec atakującej Armii Czerwonej. 110. Pułk brał udział w walkach na przedpolach Grodna, a następnie w Puszczy Augustowskiej i nad Biebrzą. W bojach tych jednostka poniosła bardzo poważne straty i stopniała do liczby około 100 ułanów.
W końcu września „Łupaszka” podjął decyzję o rozwiązaniu resztek pułku, jednak nie o zaprzestaniu walki. Część z żołnierzy z zastępcą dowódcy, którym był mjr Henryk Dobrzański, znany jako „Hubal”, postanowiła przebijać się na południowy zachód – do niemieckiej strefy okupacyjnej. W grupie tej był też Maciej Kalenkiewicz używający potem pseudonimu „Kotwicz”, jeden z najsłynniejszych oficerów ZWZ–AK. Sam Dąmbrowski postanowił tworzyć partyzantkę przeciw Sowietom. Początkowo z grupą oddanych sobie żołnierzy zaszył się na Białostocczyźnie. Skąd, poważnie chory, zmuszony został do przedostania się na formalnie jeszcze niepodległą Litwę. Tam został aresztowany przez Litwinów i umieszczony w więzieniu w Kownie. Po zajęciu Litwy przez Sowietów, aresztowany przez nich, został stracony w Mińsku.
Na jego cześć obrał swój pseudonim mjr Zygmunt Szendzielarz, zwany przez to częstokroć „drugim Łupaszką”. I w tym wypadku historia w jakiś sposób się powtórzyła. Drugi Łupaszka, również wielki zagończyk, bezgranicznie uwielbiany przez podkomendnych – i także ochotników, rozpoczął swój szlak chwały na Wilnie, walczył z Litwinami i bolszewikami. I także, jak Jerzy Dąmbrowski, został przez czerwonych zamordowany.
Źródło: