10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Szczyt słabości

Co zostało po szczycie NATO w Lizbonie, który odbył się 19–20 listopada? Oprócz dobrego wrażenia, niewiele.

Co zostało po szczycie NATO w Lizbonie, który odbył się 19–20 listopada? Oprócz dobrego wrażenia, niewiele. Im bliżej przyglądać się zapadłym decyzjom, tym bardziej nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście służą sile i przyszłości Sojuszu.

Po raz pierwszy w jego dziejach koncepcja strategiczna ma charakter stricte polityczny i nie zawiera wytycznych dla procesu planowania wojskowego. Konsekwencją reformy struktur dowodzenia będzie przede wszystkim dalsze ograniczenie funkcji wojskowych NATO. Szczyt w Lizbonie utrwalił podział na „lepszych” (Zachód) i „gorszych” (kraje postkomunistyczne) członków Sojuszu. Całkowicie zapomniano o rozszerzaniu NATO na wschód i współpracy z tamtejszymi krajami. Deklarowane zbliżenie z Rosją brzmi jak trąbka do odwrotu z obszaru postsowieckiego.

4000 słów donikąd

Nowa koncepcja strategiczna – na najbliższą dekadę – liczy prawie 4 tys. słów. To dużo. I znaczy, że pozostały poważne różnice zdań, które próbowano pokryć wzajemnymi zapewnieniami. Dokument omawia niemal wszystko, od bezpieczeństwa energetycznego przez bezpieczeństwo w cybersieci po zmiany klimatu. Ale jak coś jest o wszystkim, to tak naprawdę jest o niczym. Przykładem braku precyzji jest zastosowanie w koncepcji słynnego art. 5 traktatu waszyngtońskiego. Z zapisów koncepcji nie wynika jednoznacznie, czy zasada solidarności dotyczy jedynie obrony przed atakiem zbrojnym, czy też zostały nią objęte także nowe zagrożenia, np. cyberatak czy agresja energetyczna. Mimo to Litwa i Estonia, doświadczone w ostatnich latach atakami hakerów i uzależnione od dostaw surowców energetycznych z Rosji, zapisy w nowej koncepcji strategicznej uznały za realizację ich postulatów. Na kwestię bezpieczeństwa energetycznego zwracały uwagę także Bułgaria i Węgry.

Nowa koncepcja strategiczna Sojuszu miała określić jasno cele NATO, stawiane przed nim zadania i sposoby ich realizacji do końca drugiej dekady XXI w. Faktycznie zaś otwiera dopiero pole do dyskusji nad nimi. Więcej w niej znaków zapytania i zapisów budzących wątpliwości niż precyzyjnie określonych i usystematyzowanych twierdzeń. Nadal pozostają zapisane jako trzy główne misje NATO: wspólna obrona (m.in. art. 5 traktatu waszyngtońskiego), zarządzanie kryzysowe, kooperatywne bezpieczeństwo – ale nie uporządkowano ich według ważności. W koncepcji zbrojnego sojuszu mnóstwo miejsca poświęcono kontroli zbrojeń, rozbrojeniu i współpracy z Rosją.

W mediach zachodnich, w wypowiedziach politologów i polityków ogromny nacisk kładzie się na „nowe otwarcie” w stosunkach z Rosją. W samej zaś Rosji mówi się o tym dużo mniej i w bardziej realistycznym tonie. NATO ciągle mówi o Rosji jako o kimś więcej niż tylko partnerze strategicznym, kompletnie ignorując fakt, że celem strategicznym Rosji nie jest partnerstwo, lecz osłabienie Sojuszu. Przedstawiciel Moskwy przy NATO Dmitrij Rogozin zwrócił uwagę, że Sojusz zadeklarował w swojej koncepcji strategicznej, że nie stanowi zagrożenia dla Rosji. „Nie powiedział jednak niczego na temat tego, czy NATO czuje zagrożenie ze strony Rosji” – dodaje Rogozin. Rosja tak naprawdę nigdy nie chce i nigdy nie chciała bliskiej współpracy z Sojuszem. Chce tylko – to cel minimum – jego definitywnego wycofania się z obszaru postsowieckiego i nierozwijania obecności militarnej na obszarze Europy Środkowej. Moskwa dużo mówi, przedstawia wielkie utopijne pomysły, robi dużo szumu dyplomatycznego, by osiągnąć najważniejszy cel – uznanie przez Zachód rosyjskiej strefy „specjalnych interesów”.

Szczyt lizboński jest milowym krokiem w tym kierunku, o czym najlepiej świadczy fakt posiedzenia Rady NATO–Rosja (NRC), przy równoczesnej rezygnacji Sojuszu z przeprowadzenia analogicznych posiedzeń komitetów NATO–Gruzja i NATO–Ukraina (najprawdopodobniej był to rosyjski warunek zorganizowania posiedzenia NRC).

Tarcza, ale przed kim?

W Lizbonie dużo mówiono o tarczy antyrakietowej, ale nie powiedziano oficjalnie, przed kim ma ona chronić. Już wcześniej ogłoszono, że nie chodzi o Rosję. W przyjętej koncepcji nie wymieniono nawet Iranu ani takich regionów jak Bliski Wschód jako źródeł potencjalnych zagrożeń. Choć oficjalnie zaproszenie Rosji do dialogu na temat systemu obrony przeciwrakietowej Sojuszu poparły wszystkie kraje, różnią się one co do stopnia zaangażowania Moskwy w projekt.

Sprowadzenie Rosji do roli konsultanta obserwatora postulują kraje bałtyckie i Rumunia (Bukareszt uznał za niedopuszczalne jakiekolwiek instalacje rosyjskie na swoim terytorium). Sceptyczne wobec ściślejszej współpracy z Rosją są też Czechy, Słowacja i Węgry. Z kolei Bułgaria jest za pełnoprawnym zaangażowaniem Moskwy w budowę systemu. Za dużym udziałem rosyjskim w tarczy są też pozostali bałkańscy członkowie Sojuszu.

Mało prawdopodobne, że Rosja w ogóle przyjmie zaproszenie do udziału w ogólnoeuropejskiej tarczy antyrakietowej. Sceptycznie wypowiada się o pomysłach zachodnich i przedstawia kontrpropozycję: „sektorową obronę przeciwrakietową”, gdzie Rosja miałaby swój sektor, strefę odpowiedzialności, w której miałaby pełne prawo samodzielnego podejmowania decyzji.

Rosja obrońcą Europy

Koncepcja przedstawiona w Lizbonie przez Miedwiediewa zakłada de facto roztoczenie parasola antyrakietowego Rosji nad Europą. Szef rosyjskiego Sztabu Generalnego gen. Nikołaj Makarow uważa, że „hipotetycznie mogą powstać sytuacje, w których obcą rakietę nad Polską łatwiej będzie zestrzelić za pomocą rosyjskiej antyrakiety, a pocisk rakietowy nad strefą przygraniczną Rosji – natowskiej”.

„Logiczne by było, gdyby to natowcy zostali wyznaczeni na odpowiedzialnych za północno-zachodni sektor bezpieczeństwa kontynent (europejskiego), w tym za nasze terytorium” – oznajmił Makarow – „Południowy sektor europejskiego systemu obrony przeciwrakietowej mógłby przypaść Rosji”. W systemie tym promienie działania rosyjskich i natowskich rakiet przechwytujących mogłyby się przecinać i wychodzić za ramy granic państwowych. „Inna sprawa, jeśli czujniki, radary i antyrakiety będą zorientowane na przestrzeń zewnętrzną, nie będą znajdować się na linii rozgraniczającej Rosję i Sojusz. Jeśli to się dokona, uzyskamy pewność, iż europejski system obrony przeciwrakietowej nie zagraża sektorowi działania rosyjskich strategicznych sił jądrowych” – wskazał dyplomata cytowany przez rosyjski „Kommiersant”.

Wydaje się, że szczyt lizboński przypieczętował losy NATO. Proces jego erozji ulegnie przyspieszeniu. Widząc, że Sojusz nie jest już realnym zabezpieczeniem przed rosyjskimi zakusami, kraje Europy Środkowo-Wschodniej będą szukać bezpieczeństwa w dwustronnych sojuszach z USA (już to widać w kwestii tarczy antyrakietowej – chyba tylko Polska postępuje tu odwrotnie niż pozostali, np. Rumunia). Kraje Skandynawii zacieśniają współpracę wojskową z krajami bałtyckimi – tak jak na początku lat 90. Estonia czy Łotwa są postrzegane w Sztokholmie czy Helsinkach jako tradycyjna strefa wpływów. Francja dogaduje się z Brytyjczykami i krajami śródziemnomorskimi. Porozumienie obronne z Londynem równoważy w pewnym sensie bliskie relacje z Niemcami, wciąż jednak naturalnym konkurentem o dominację na kontynencie.

Ale chyba najbardziej jaskrawym przykładem rozkładu wspólnoty Sojuszu jest sprawa sprzedaży Rosji przez członka NATO broni, która może być użyta przeciwko innym członkom NATO. Widać to na przykładzie okrętów klasy Mistral, które Paryż sprzedaje Moskwie mimo krytyki i zastrzeżeń Bałtów.

 



Źródło: