W strefie euro narasta antagonizm między bogatymi a biednymi. Definitywnie skończyły się czasy, gdy Południe robiło sobie sjestę i żyło na kredyt, a Północ harowała i oszczędzała. Teraz nadszedł czas załatwiania spraw rodzinnych i wygląda na to, że ojciec chrzestny chce pozbyć się swoich niesfornych partnerów.
– Euro jest strukturalnie wadliwe, a upadek Grecji pogrąży całą Europę – twierdzi John Paulson, szef jednego z funduszy wysokiego ryzyka. W liście do inwestorów stwierdził on, że ogłoszenie bankructwa Aten może prowadzić do upadku wspólnej europejskiej waluty.
Tymczasem niemiecka prasa informuje, że część krajów strefy euro chce odłożyć realizację drugiego programu pomocy dla Grecji do kwietnia, kiedy to w państwie tym odbędą się wybory parlamentarne. Według dziennika „Die Welt” niektóre rządy rozważają udzielenie Grecji zamiast pakietu 130 mld euro pomocy, tylko kredytu pomostowego w wys. 14,5 mld euro, aby kraj ten mógł wykupić swoje marcowe zobowiązania. Opowiada się za tym ponoć m.in. szef niemieckich finansów Wolfgang Schaeuble, który ostatnio nazwał Grecję „studnią bez dna”.
Parlament w Atenach przyjął co prawda program oszczędności, ale wywołuje on w społeczeństwie potężny opór. Narasta też niechęć do krajów Północy, przede wszystkim do Niemiec. Prasa światowa zauważa, że przyjęcie euro przyniosło Grecji fatalne skutki. W ciągu trzech lat jedna czwarta greckich przedsiębiorstw zakończyła swoją działalność, a ponad połowa działających nie ma z czego płacić pensji pracownikom. Prawie co druga młoda osoba jest bez pracy. Klienci wycofali ponad jedną trzecią swoich oszczędności z banków, bo im nie wierzą.
Tymczasem premier Włoch Mario Monti w entuzjastycznie przyjętym przemówieniu w Strasburgu stwierdził, że „Grecja utworzyła doskonały katalog najgorszych praktyk”. Wymienił wśród nich nepotyzm, unikanie podatków, oszustwa w przetargach, brak konkurencyjności i fałszowanie statystyk. Chwalił za to rosnącą w UE dyscyplinę jako nowy niemiecki produkt eksportowy. Przemówienie Montiego nagrodzono owacjami na stojąco. Może to być przedwczesny aplauz, bo Rzym wcale nie wyszedł jeszcze ze swoich monstrualnych długów. Monti unikał porównań Włoch i Grecji, ale przyznał, że jest zasadnicza różnica na korzyść jego kraju: we Włoszech wybory będą dopiero za rok.
Źródło: