
Kto chciał podciąć skrzydła LOT-owi
Na całe życie zapamiętam sobie początki mojej dziennikarskiej przygody, kiedy to na konferencje prasowe organizowane przez ówczesnego premiera Donalda Tuska złaziła się medialna brać z całej Warszawy.
Na całe życie zapamiętam sobie początki mojej dziennikarskiej przygody, kiedy to na konferencje prasowe organizowane przez ówczesnego premiera Donalda Tuska złaziła się medialna brać z całej Warszawy.
Nie cierpię, gdy dziennikarze z gorzką satysfakcją stwierdzają: „Miałem rację, kiedy pisałem…”. Muszę jednak przypomnieć, że na łamach „Gazety Polskiej” już w lipcu alarmowaliśmy o zakusach lobbystów, którzy pod płaszczykiem „obrony polskiego rolnictwa” chcą wprowadzić przepisy drastycznie pogarszające sytuację zwierząt w Polsce.
Janusz Korwin-Mikke, znany ze swojej prorosyjskości poseł i jeden z liderów Konfederacji, dał jakiś czas temu występ w ukraińskiej telewizji. Podczas telerozmowy przekonywał naszych wschodnich sąsiadów, że stracili Krym nie dlatego, że Władimir Putin prowadzi wojnę hybrydową, ale dlatego, że „postawili na USA”. Korwin-Mikke przekonywał, że Stany Zjednoczone zainwestowały w rewolucję na kijowskim Majdanie astronomiczną kwotę 5 mld dol.
W ubiegłym tygodniu stało się coś nieoczekiwanego. Awaria dotknęła największy serwis społecznościowy. Facebook, bo oni mowa, z niewiadomych przyczyn pozwolił na to, by każdy mógł poznać osoby administrujące poszczególnymi stronami.
Coś się zagotowało w głowie wiekowego kagiebisty z Kremla. Władimir Putin ni z gruchy, ni z pietruchy postanowił obsobaczyć Polskę i oczernić nasz kraj jako „antysemicki”, a ambasadora II Rzeczypospolitej Józefa Lipskiego nazwać „bydlakiem i antysemicką świnią”. W meandry myślenia współczesnej wersji Józefa Stalina nie ma co wnikać – być może szuka zaczepki albo znów coś nie sprzęga mu w polityce wewnętrznej. Powodów może być mnóstwo.
Trzeba się pochwalić, bo jest czym. Pan Marcin Mazurowski, przedstawiciel Polski w Komisji Granic Szelfu Kontynentalnego ONZ, od wczoraj pełni funkcję wiceprzewodniczącego tej komisji. Jeśli Państwo się dziwią lub nie wiedzą, co to za sukces, to spieszę wytłumaczyć.
W ubiegłym tygodniu w wypadku na przejeździe kolejowo-drogowym w miejscowości Biały Bór zginął były poseł Platformy Obywatelskiej, zwycięzca pierwszej edycji programu „Big Brother”, Janusz Dzięcioł. W jego auto uderzył pociąg. O wypadkach na przejazdach kolejowo-drogowych słyszymy od lat, ale nie jest tajemnicą, że zazwyczaj winnymi tych zdarzeń są kierowcy (ponad 90 proc.).
„Wykryto liczne nieprawidłowości w finansowaniu inwestycji i remontów realizowanych ze środków publicznych w ramach kontroli Programu »Praca dla więźniów«. Zdecydowano o skierowaniu 16 zawiadomień do prokuratury” – podała wczoraj Najwyższa Izba Kontroli. W swoim komunikacie NIK poinformowała także, że rozpoczęła ogólnopolską kontrolę, która objęła Ministerstwo Sprawiedliwości, Centralny Zarząd Służby Więziennej oraz siedem innych jednostek.
Przyznam się – nie oglądałem inauguracji kolejnej kadencji Sejmu. Wolałem sobie tego oszczędzić z kilku powodów.
Stało się. Już za niecały tydzień – to symboliczne, bo od 11 listopada – każdy chętny będzie mógł tak po prostu kupić sobie bilety i polecieć do Stanów Zjednoczonych.
Na łamach „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie” od ponad dwóch lat opisujemy metody działania lobby hodowców zwierząt futerkowych, którzy w obronie swojego krwawego biznesu przyodziali szaty radykalnych patriotów. Jak się jednak okazuje, podobne numery nie robią wrażenia na kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości.
„Pisanie nie jest moją pasją. Polska jest moją pasją” – mówił Donald Tusk przed wydaniem swojej książki „Solidarność i duma”. To było jednak w 2005 r., a owa książka zajmuje dziś miejsce w koszach na makulaturę obok takich dzieł, jak słynny „Koniec PiS u” autorstwa Michała Kamińskiego i Andrzeja Morozowskiego, którzy w 2012 r. triumfalnie wieszczyli rychły upadek partii Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego to przypominam?
„Zmień se psychiatrę” – zaapelował we wczorajszym wydaniu „Codziennej” Jerzy Lubach, sugerując, że ostatnie wypowiedzi Grzegorza Schetyny dotyczące bł. ks. Jerzego Popiełuszki wynikają z jakichś zaburzeń na tle emocjonalnym. Jurku, to nieprawda. Grzegorz Schetyna jest cynicznym politycznym zwierzęciem, a każde jego słowo jest obliczone na wywołanie efektu.
„Niekontrolowany wybuch emocji” to według najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości jedyne, co może zagrozić tej partii na ostatniej prostej i wpłynąć na wyniki wyborów. Czymże jest ten „niekontrolowany wybuch emocji”? To coś podobnego do tego, czego doświadczyliśmy w 2007 roku przy sprawie pani Sawickiej, kiedy ujawnienie korupcyjnych „lodów” w wykonaniu posłanki Platformy Obywatelskiej zostało sprytnym manewrem (szantażem emocjonalnym) obrócone przeciwko ówczesnej władzy – Prawu i Sprawiedliwości.
Pisowski spisek ujawniono! No dobra, może nie ujawniono, ale chciano. Chodzi o to, że tuż po losowaniu numerów list wyborczych, kiedy okazało się, że Prawu i Sprawiedliwości przysypiano „dwójkę” internet obiegły sensacyjne zdjęcia, na których można było zobaczyć banery kilku lokalnych działaczy, które ci zawiesili już wcześniej, a na których widniał właśnie numer listy – numer 2. Z miejsca poczęto doszukiwać się afery.
W poniedziałek Koalicja Obywatelska zainaugurowała akcję pod hasłem „Silni razem”. Według założeń ma ona pomagać integrować polityków opozycji i jej zwolenników. Tyle tylko, że szybko okazało się, że pod tym samym hasłem od kilkunastu tygodni pojawiają się w serwisach społecznościowych nienawistne i wulgarne wpisy pod adresem Prawa i Sprawiedliwości, zwolenników tej partii oraz wyborców.
Pamiętam to doskonale. Było to jakoś w czerwcu 2011 r. Mój promotor, nieoceniony prof. Andrzej Waśko, wezwał mnie, krnąbrnego studenta, do swojego gabinetu przy ul. Gołębiej w Krakowie. Liczyłem się z burą, tymczasem usłyszałem, że red. Tomasz Sakiewicz uruchamia nowy dziennik. Po kilku dniach po raz pierwszy wszedłem do warszawskiej redakcji na Filtrowej, gdzie jestem do teraz. - pisze Wojciech Mucha na łamach "Gazety Polskiej Codziennie".