Współczujmy Wałęsie
W ostatnich dniach stała się rzecz niemożliwa. Moja pogarda dla Lecha Wałęsy jeszcze wzrosła. Najpierw jego plugawe odzywki w kontekście procesu z Jarosławem Kaczyńskim. Potem hucpa z pogrzebem Busha.
W ostatnich dniach stała się rzecz niemożliwa. Moja pogarda dla Lecha Wałęsy jeszcze wzrosła. Najpierw jego plugawe odzywki w kontekście procesu z Jarosławem Kaczyńskim. Potem hucpa z pogrzebem Busha.
Bartoszewski miał rację. Kto by pomyślał. Zawsze wydawało mi się, że nigdy nie zgodzę się na tak radykalne określenie ludzi działających w polskiej przestrzeni publicznej, pomyliłem się. Bo ostatnio czytam obrzydliwe wynurzenia Nurowskiej, żeby obić komuś ryj. Słucham pełnych chamstwa i jadu bredni Wałęsy o Kaczyńskim, patrzę na nagonkę PO i jej dziennikarzy na Kałużę i jego rodzinę. No i myślę – tu trzeba użyć słów Bartoszewskiego. To jest po prostu bydło. Pytanie, na ile to nowa jakość? Trochę jest.
Postawny, dobrze ubrany mężczyzna. Siedzę obok niego w hotelowym barze. Typ zamawia drogie alkohole. Jednocześnie coś w jego wyglądzie mi zgrzyta. Po chwili wiem już co. Tandetna bransoletka, wyglądająca tak, jakby wygrał ją w jakimś nadmorskim karaoke, złożona z literek, które tworzą napis „konstytucja”.
Prawdę mówiąc, nie bardzo mnie interesuje, jak i czy w ogóle Agnieszka Holland patrzy w lustro. Co najwyżej ciekawi mnie, jak można łączyć realny, wręcz bezdyskusyjny talent z takim zezwierzęceniem uczuć. Bo jedno jest pewne – po ostatnim ataku Agnieszki Holland na nielubianych przez nią polityków, gdzie „argumentem” przeciw nim miał być fakt, że ich rodzice zginęli tragicznie, nikt, kto postrzega siebie jako wychowanego w wartościach zachodniej cywilizacji, nie powinien podać jej ręki.
Jestem zmuszony stanąć w obronie Stanisława Michalkiewicza. Nie myślałem, przyznam szczerze, że kiedykolwiek to nastąpi – delikatnie rzecz ujmując, daleko mi do poglądów tego publicysty. Ale ostatnio wylano na niego kubeł pomyj opartych na chamskim fejk newsie. Wystarczyło przejrzeć nagłówki mediów i telewizji, które same siebie nazywają bądź to liberalnymi, bądź lewackimi.
Oto moje świadectwo. Ciemno było i ponuro. Wiatr jęczał. Las stawał się coraz bardziej gęsty. Ptaki umilkły, w zaroślach słychać było niepokojące trzaski, a czasem krótki, urwany pisk, jakby coś małego i niewinnego zakończyło właśnie swój żywot. Było coraz zimniej. Nie pamiętałam, co tam robię. Wieczór zaczynał się tak miło.
Wiecie, za co uwielbiam ich chamstwo? Za to, że dzięki niemu prędzej czy później zawsze pokażą swoją prawdziwą twarz. Mogą się krygować, pozować na intelektualistów i liberałów, mogą udawać Europejczyków i elitę z Brukseli, a i tak wylezie z nich ich prawdziwa natura. Dobrym przykładem jest tu niejaki Sadurski, niegdysiejszy autorytet Platformy, który wychynął ostatnio z niebytu.
„Uwaga, kolejny alert w sprawie faszystowskiego stylu myślenia! Wmawianie ludziom, że jakaś grupa społeczna nienawidzi ojczyzny, a więc nienawidzi dobra wspólnego, i przedstawianie tej grupy jako wrogów ludu, to stare motywy myślenia faszystowskiego”. Taką mądrość wydobył z siebie niejaki prof. Matczak. Kojarzycie go, Państwo? Taka trochę mądrzejsza wersja Rzeplińskiego i Gersdorf, gwiazda „GW” i innych TVN-ów tłumacząca w mediach, czemu PiS to zło, a PO – zbawienie. O co w tym wypadku konkretnie Matczakowi chodzi?
Europa Zachodnia kwitnie. Także jej wolności. Jeszcze niedawno w Hiszpanii katowali demonstrujących, a polityków opozycji aresztowali. W Niemczech biją ekologów, islamiści wyją na ulicach: „Śmierć Żydom”, imamowie nawołują do nienawiści, w mediach trwa cenzura niewygodnych dla państwa informacji.
To lewa strona potrafi nieść na swoich sztandarach postulaty, których realizacja de facto ułatwiłaby pedofilom życie.
Jak zwykle na przełomie sierpnia i września powraca spór o Wałęsę a wraz nim o Bolka. Bywa, że doprowadza to do zabawnych sytuacji. Na przykład młody dziennikarz Onetu w odezwie pełnej egzaltacji poprosił bliżej nieokreśloną (zapewne prawicową) grupę ludzi, by „zanim krzykniecie Bolek, zróbcie chociaż promil tego, co Wałęsa zrobił dla Polski”. Całkiem zabawna za tym stoi logika, prawdziwie Michnikowa (a miałem już nadzieję, że to obciach wśród młodzieży).
Żakowski prawdę nam powie. Oczywiście przypadkiem, niechcący, ot – „błąd w sztuce”. Ale też jest to zjawisko tak niesłychanie rzadkie, że warto je odnotować dla potomności. Otóż w przypływie szczerości i ewidentnego wzmożenia emocjonalnego Żakowski w rozmowie z Rafałem Trzaskowskim wyrzucił niespodziewanie swoje zdanie o aferze reprywatyzacyjnej, w którą „wpieprzył nas PiS”.
Jadąc autobusem komunikacji miejskiej w Warszawie, zostałem uraczony przez znajdujące się w nim ekrany sielskim obrazkiem. Hanna Gronkiewicz-Waltz z troskliwym uśmiechem kochającej córki tuliła się do starszej kobiety – jednej z bohaterek Powstania Warszawskiego.
Wojna o Sąd Najwyższy staje się coraz ostrzejsza. Już nawet sam SN przyznaje, że w walce o zachowanie dotychczasowego składu osobowego posunął się tak daleko w interpretacji prawa, iż de facto stworzył je na nowo. Tym samym łamiąc stare prawo. Oczywiście zaraz może paść zarzut – przecież to wszystko zaczął PiS, łamiąc zasadę trójpodziału władzy i usiłując zmienić zasady funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Faktycznie, trójpodział władzy jest bardzo ważnym elementem każdej demokracji.
Zmarła Kora. O jej poglądach i afiliacjach środowiskowych czy politycznych można wiele mówić, ale niezależnie od naszych sympatii czy antypatii, była to wspaniała artystka, która głęboko naznaczyła polską scenę muzyczną. I dla wielu z nas jej piosenki były towarzyszami dzieciństwa, młodości. Za to należy się Korze szacunek.
Niby wszystko to zabawne. Bo jak ich traktować poważnie? Klauny przemycające bojówkarzy w bagażnikach. Idioci bazgrolący sprejem po elewacji Sejmu, akty wandalizmu na jego terenie. Wyliczać dalej? Groteskowe posłanki czy (wybaczcie szczerość) ewidentnie pijani bądź naćpani posłowie odmieniający przez wszystkie przypadki słowa: „nazizm”, „faszyzm”, „konstytucja”.
Platon uczył mnie elfickiego języka. Był surowy i brodaty, ale z jego słów przebijała szorstka czułość. Pamiętam, gdy jedliśmy ostrygi (z Bretanii – N12) i wpadła Arendt z kawiorem z żółwia. To była kawiarnia w Wiedniu. Wiecie. Tam, gdzie Roth. Ten Roth. Pisał swoje opowiadanie o karle. Nie o Kaczyńskim. Hi, hi. No i Hanka (tak ją nazwaliśmy)... O co chodzi?
Politycy opozycji i usłużni dziennikarze prześcigają się w próbie udowodnienia, że wspólne wystąpienie Morawieckiego i Netanjahu to jednocześnie zupełnie nieistotny gest polityczny oraz ostateczny upadek nie tylko polskiej dyplomacji, lecz także Polski w ogóle. Obserwujemy też zaskakujące sojusze – na przykład okazuje się, jak to ładnie zauważył Piotr Gursztyn, że wspólnym językiem o zmianach w ustawie o IPN mówi izraelski instytut Jad Waszem oraz... polska skrajna prawica.
Wdałem się ostatnio w publiczną (na Twitterze) dyskusję z dziennikarzami „GW”. Ci zaczęli mnie przekonywać, że aktualnie w Polsce rządzi nazizm. Nie że PiS jest zły, szkodliwy czy nieskuteczny. Tu jeszcze jest możliwa polemika. Nie – oni de facto twierdzili, że Adolf Hitler dzierży władzę. Psychiatryk? Tak. Niewarte dyskusji? Tak. Ale jednocześnie zdałem sobie wtedy sprawę – jak większość moich znajomych, i lewicowych, i prawicowych – jak reaguję, gdy słyszę określenie „nazizm”.
Z „Gazetą Wyborczą” jest jak z neonazistami czy neostalinistami. Niemniej nadal to, co sobą reprezentują, jest tak obrzydliwe i podłe, że nie powinniśmy tego bagatelizować. Co więcej, zaistniała pewna zbieżność między „GW” a wielbicielami Adolfa – i o tym będzie ten felieton. Neonaziole w większości zmądrzały. Minęły czasy ostentacyjnego wielbienia nazizmu. Zamiast tego zaczęło się niuansowanie. Że ten nazizm może nie był zbyt fajny, ale bez przesady.