Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

W służbie Bożego miłosierdzia

Nadzwyczajne dary i mistyczne doświadczenie Boga w życiu św.

X ziomal X; creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
X ziomal X; creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
Nadzwyczajne dary i mistyczne doświadczenie Boga w życiu św. Faustyny można porównać z duchowymi przeżyciami takich świętych jak Jan od Krzyża, Teresa Wielka czy Małgorzata Maria Alacoque.

- Życie siostry Faustyny Kowalskiej, jej rozmowy z Jezusem Miłosiernym opisane w "Dzienniczku" pozwalają stwierdzić, że jest ona jedną z najwybitniejszych mistyczek chrześcijaństwa - pisał arcybiskup Stanisław Nowak, metropolita częstochowski, w przedmowie do biografii świętej - szczególną cechą jej mistycznego doświadczenia stało się poznanie tajemnicy bożego miłosierdzia. przekazanie tego orędzia Kościołowi i światu przypomniało współczesnym prawdę o nieskończonej miłości Boga do człowieka [...]. Podobnie jak wielcy święci mistycy została szczodrze obdarowana charyzmatem kontemplacji, czyli całkowitego zatopienia się w sercu Boga, widzeniami nadprzyrodzonymi zewnętrznymi a także wewnętrznymi, nawet podczas snu. Nosiła niewidzialne stygmaty na rękach, stopach i w boku, a także znak korony cierniowej na głowie. Otrzymała dar proroctwa, zwłaszcza na temat rozwoju kultu Bożego miłosierdzia, doznała łaski mistycznych zaślubin z Chrystusem.

Głos w czasie nieszporów

Miała 7 lat, gdy w czasie wystawienia Najświętszego Sakramentu w trakcie nieszporów usłyszała głos Boży wzywający ją do życia doskonalszego. Później w "Dzienniczku" zapisała, że udzieliła się jej miłość Boga, a dziecięce serce napełniło się zrozumieniem rzeczy bożych.

25 sierpnia 1905 r. w Głogowcu przyszła na świat jako trzecia córka połączonego gorącą miłością małżeństwa Kowalskich. Proboszcz parafii św. Kazimierza w Świnicach ochrzcił ją jako Helenę. Po niej urodziła się jeszcze siódemka dzieci. - Rok 1905, w którym się urodziła Helena Kowalska, przyszła święta Faustyna, zapowiadał najbardziej burzliwe stulecie w dziejach świata - pisał jej biograf Czesław Ryszka - naznaczone dwoma systemami totalitarnymi, dwiema światowymi wojnami, które pochłonęły blisko 200 mln ofiar. Ale czy ten tragiczny okres dziejów nie był zarazem wielkim wołaniem do Boga o miłosierdzie? Wielkim wołaniem o proroków, którzy pokierowaliby drogami ludzkości.

Kowalskim trudno było utrzymać liczną rodzinę z 3 ha piaszczystej ziemi. Ojciec Heleny był cieślą, więc dość łatwo znajdował dorywcze prace. Dzień rodzina zaczynała od modlitwy przy domowym ołtarzyku. Dziewczynka często wędrowała do kościoła, gdzie pełna uwielbienia modliła się przed tabernakulum. Gdy matka zastawała ją na modlitwie przed świtem, mała odpowiadała, że to anioł stróż budzi ją i namawia do rozmowy z Bogiem. W 1917 r. Helena rozpoczęła naukę w szkole w Świnicach. Edukacja trwała jednak tylko trzy lata. Przez kolejne dwa lata Helena zajmowała się młodszym rodzeństwem. W wieku 17 alt postanowiła pójść na służbę. Nie mogła bezczynnie obserwować ciężkiej harówki rodziców. Musiała ich wesprzeć.

Sam Pan Jezus zaprowadzi

W czasie trzech lat pracy jako służąca kilkakrotnie prosiła ojca o zgodę na wstąpienie do klasztoru. Ten odpowiadał, że po prostu ich na to nie stać. Jest zadłużony, nie ma pieniędzy na posag i wyprawę - „tatusiu, odpowiadała, ja żadnych pieniędzy nie potrzebuję. Mnie sam Pan Jezus zaprowadzi do klasztoru”. Postanowiła jednak być posłuszna. Zaczęła się modnie ubierać i chodzić na potańcówki. W czasie jednej z nich doświadczyła mistycznego doznania. Ujrzała obok siebie Syna Bożego odartego z szat i pokrytego ranami. Usłyszała Jego głos: „dokąd jeszcze cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz”. Natychmiast wymknęła się z zabawy i poszła do katedry łódzkiej. Tam padła krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i błagała Pana Boga o wskazówki. Wtedy usłyszała głos: „Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru”. Tak też postąpiła. Przed nią była jednak daleka droga.

Gdy po mszy w pierwszym napotkanym w stolicy kościele pod wezwaniem św. Jakuba przy ul. Grójeckiej spytała o radę księdza Jakuba Dąbrowskiego, ten dał jej kartkę z poleceniem do państwa Lipszyców w Ostrówku, którzy właśnie poszukiwali służącej. Otrzymała pracę i natychmiast zaczęła zbierać na posag. Gdy miała wolne, odwiedzała warszawskie klasztory. Nigdzie jednak nie chciano z nią rozmawiać. W końcu trafiła do furty Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, tam rozmawiała z przełożoną domu warszawskiego matką Michaelą Moraczewską. - Podczas rozmowy matka przełożona dowiedziała się o wizjach i kontaktach z Panem Jezusem, jakich doznaje dziewczyna - czytamy w biografii pod tytułem "Faustyna. Droga duchowa świętej". - Mądra zakonnica, chcąc zaskoczyć Helenę, a zarazem dając wiarę jej słowom, poleciła, aby sama Jezusa, Pana domu, czy ją przyjmie. Było to może dziwne polecenie, ale nie dla Heleny, która domyśliła się, że ma iść do kaplicy. Tam przejęta wielką radością zapytała Jezusa: Panie domu tego, czy mnie przyjmiesz? [...] I zaraz usłyszała głos: Przyjmuję, jesteś w sercu moim. Kiedy wróciła z kaplicy, przełożona zapytała: No, czy Pan Cię przyjął. Odpowiedziałam, że tak. - Jeżeli Pan cię przyjął, to i ja cię przyjmuję. [...] Wszystkie przeszkody zostały pokonane. W Wigilię święta Matki Bożej Anielskiej, 1 sierpnia 1929 r., Helena przestąpiła na zawsze próg klasztoru Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.

Zgromadzenie, do którego odtąd należała, wywodziło się z Laval we Francji. Założyła je w 1818 r. Teresa Rondeau. Jego głównym charyzmatem było uświęcenie własne oraz ukazywanie duszom zagubionym bogactwa miłosierdzia bożego przez modlitwę i dzieła miłosierdzia. Także w Warszawie siostry prowadziły placówkę dla zaniedbanych moralnie i pragnących przemiany dziewcząt i kobiet. Istniał ona od 1862 r. pod nazwą Dom Miłosierdzia. Tam w kuchni zaczęła pracować postulantka. Praca była ciężka, a Helena każdą wolną chwilę spędzała w kaplicy.

Misja dla cierpiących w czyśćcu

- Pewnego dnia podczas modlitwy Helena - pisze jej biograf - doznała mistycznego widzenia dusz czyśćcowych. Zobaczyła najpierw Anioła Stróża, który poprowadził ją do czyśćca. W jednej chwili znalazła się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, gdzie znajdowało się mnóstwo dusz cierpiących. Chociaż dusze modliły się gorąco, to jednak bez skutku dla siebie. Tylko żyjący mogli im przyjść z pomocą. Helena znalazła się w samym centrum ognia ale płomienie, które ją dotykały, nie parzyły. 

Postulat i nowicjat dziewczyna odbyła w klasztorze zgromadzenia w krakowskich Łagiewnikach. Dzień obłóczyn 30 kwietnia 1926 r. był dla niej najważniejszy w dotychczasowym życiu. Otrzymała habit, biały welon i nowe imię, które sama sobie wybrała - Maria Faustyna od Najświętszego Sakramentu. Eucharystia była dla niej źródłem życia i duchowego rozwoju. - Jezu, przeistocz mnie w drugą hostię - pisała w "Dzienniczku" - chcę być żywą hostią dla Ciebie. O, mój Jezu, rozumiem znaczenie ofiary. Pragnę przed majestatem Twoim być żywą hostią, to jest żywą ofiarą, która codziennie płonie na Twoją cześć.

Pod koniec pierwszego roku nowicjatu Faustyna zaczęła przeżywać "noc duszy", czyli doświadczenie wewnętrznej ciemności. Straciła wszelką radość modlitwy. Nadchodził ją lęk z powodu własnej marności. Proste prawdy wiary wydawały się jej nie do zrozumienia. Marka Józefa Brzoza, mistrzyni nowicjatu pouczyła ją, że to doświadczenie od Boga, Jemu należy zaufać i od Niego przyjdzie pociecha. Stało to się tego samego dnia. Zakonnicę nawiedziła Matka Boża, która podtrzymała ją na duchu.

Faustynę skierowano do klasztoru przy ul. Żytniej w Warszawie. Z wielkim oddaniem i starannością pracowała w kuchni. Potem kierowano ją do innych klasztorów, wszędzie tam, gdzie brakowało rąk do pracy przy gotowaniu. W 1933 r. trafiła do klasztoru w Wilnie, gdzie spotkała ks. Michała Sopoćko (dziś błogosławiony), kapłana zapowiadanego jej w wizjach. Został on jej spowiednikiem i powiernikiem w przeżyciach mistycznych. Aby jednak upewnić się, co do równowagi psychicznej zakonnicy poprosił ją, by udała się do psychiatry. Doktor Maria Maciejewska zaświadczyła, że "nigdy nie stwierdziłam u niej objawów neuropatycznych ani odchyleń psychicznych".

Wśród wielu objawień Jezus powiedział Faustynie że "nie znajdzie ludzkość uspokojenia dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego" i nakazał jej doprowadzenie do powstania obrazu z Jego wizerunkiem z dwoma promieniami wypływającymi z serca, przy czym blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze a czerwony krew, która jest życiem dusz.

Żywy świadek miłosierdzia

Pan życzył sobie również, by pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem miłosierdzia i podyktował koronkę do miłosierdzia razem z modlitwą: „O krwi i wodo, któraś wytrysnęła naówczas jako zdrój miłosierdzia dla nas, ufamy Tobie”. Ksiądz Sopoćko zlecił namalowanie obrazu znajomemu malarzowi Eugeniuszowi Kazimirowskiemu. Faustyna razem z współsiostrą odwiedzała go w pracowni, udzielając wskazówek. W czerwcu 1934 r. dzieło zostało ukończone i na pewien czas wystawione w Ostrej Bramie. W czasie nabożeństwa, gdy jej opiekun duchowy głosił kazanie o miłosierdziu bożym, Faustyna miała wrażenia, że obraz ożył. Zobaczyła promienie przenikające serca obecnych i usłyszała w duszy głos swego Boskiego Oblubieńca: „Tyś świadkiem miłosierdzia mego, na wieki stać będziesz przed tronem moim jako żywy świadek miłosierdzia mego”.

Już wtedy ujawniła się gruźlica płuc. Stopniowo zaatakowała ona przewód pokarmowy. Mimo ogromnych cierpień zakonnica z poświęceniem wypełniała obowiązki klasztorne i zgodnie z poleceniem księdza Sopoćki zapisywała w dzienniczku przebieg każdego nawiedzenia. Zdrowie Faustyny coraz bardziej podupadało. Przeniesiono ją więc do klasztoru w Łagiewnikach, licząc na to, że w pobliskim Krakowie znajdzie lepszą opiekę medyczną. Od grudnia 1937 r. częściej przebywała w szpitalu niż w klasztorze. - Siostra Faustyna - pisze Czesław Ryszka - u schyłku swego życia, czyniąc ostatni bilans duchowy przed ojcem Andraszem (opiekun duchowy przyp. K.B), zrozumiała, że przeżyła w sobie wszystkie tajemnice życia Jezusa a ponieważ życie Boga-Człowieka osiągnęło swój kres na krzyży więc i jej ostatnie chwile to chwile na Kalwarii z Jezusem. Ufała mocno, że jeżeli Jego łaska wspierała ją w chwilach "ogrójcowych", to i teraz wspomoże ją, kiedy znalazła się na Kalwarii.

5 października 1938 r. konająca w infirmerii łagiewnickiego klasztoru zakonnica odeszła do Pana spokojnie i z ufnością.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Faustyna Kowalska

Kaja Bogomilska