Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Rozpaczliwe łapanie powietrza

Która to już próba nowego otwarcia ze strony Platformy Obywatelskiej, trudno zliczyć.

Która to już próba nowego otwarcia ze strony Platformy Obywatelskiej, trudno zliczyć. Los zmienić miał się na początku lipca, lecz chyba nikt nie  pamięta już, o czym mówił wówczas Grzegorz Schetyna. W tę niedzielę odbył się kongres, który w założeniu miał pokazać tę partię jako kontynuatorkę Solidarności. Wybranie na miejsce konwencji Gdańska i obecność wśród zebranych Lecha Wałęsy to jednak dramatycznie mało, za mało, by taka operacja mogła się udać.

Zwłaszcza że sam bohater – co było do przewidzenia dla każdego oprócz gospodarzy – raczej nie pomógł w odbudowaniu poparcia, chociaż dał pewien sygnał wyborcom niewiedzącym, czy trwać przy słabnącym i coraz bardziej wątpliwym liderze opozycji, czy przerzucać poparcie na Nowoczesną. Do rozczarowanych poprzednimi rządami jednak nie dotarł. Co bowiem zaproponował Wałęsa? Jedyny konkretny postulat, jaki przedstawił były prezydent, poza odzyskaniem władzy, to prawo pozwalające „pomówić tylko raz”. Tak, to sprawa kluczowa dla Wałęsy, lecz czy porwie miliony obywateli? Lech Wałęsa powiedział też, co najmniej dwa razy, prawdę, choć chyba niechcący. Raz, gdy wspomniał, że PiS „zupełnie rozstroiło układy”, które trzeba przywrócić, dwa – gdy opisał polską transformację jako przekręt, czym chyba wszystkich zaskoczył – i prawdomównością, i naiwnością. Jeśli więc to wystąpienie było dla kogoś prezentem, to raczej dla Jarosława Kaczyńskiego i małżeństwa Gwiazdów niż dla Grzegorza Schetyny. Przeciętny słuchacz zapamięta z niego zapewne głównie słowa o pięciu tysiącach emerytury Wałęsy. Nieprzypadkowo w głównych mediach słowa gościa kongresu są cytowane raczej oszczędnie.

Schetyna miota Platformą

W sierpniu na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Grzegorz Schetyna ogłosił konserwatywny zwrot swojej partii. Deklaracja powrotu do korzeni („konserwatywnej kotwicy”) miała być sposobem na odzyskanie poparcia w czasach wzrostu społecznego zainteresowania partiami deklarującymi przywiązanie do tradycyjnych wartości. Deklaracja zaskoczyła nawet partyjnych kolegów lidera, jednak wierni współpracownicy z oddaniem zaczęli w mediach rozwijać i tłumaczyć tę dość karkołomną myśl. Z partii odeszła mała grupka Michała Kamińskiego, a wyborcy nie wzięli nowej propozycji PO na poważnie. Można jedynie się zastanawiać, czy miała ona wpływ na mocniejsze niż wcześniej podjęcie przez „Gazetę Wyborczą” tematu warszawskiej reprywatyzacji, które niewątpliwie uderzyło w partię Schetyny i dało sporo paliwa jego największej konkurencji, skupionej wokół Ryszarda Petru.

Wielu komentatorów zgadza się z tezą, że podjęcie przez Sejm tematu aborcji szkodzi Prawu i Sprawiedliwości. Równocześnie jednak trzeba zauważyć, że trwający w ostatnich dniach społeczny konflikt to również bardzo głośne powiedzenie „sprawdzam” w stronę Platformy Obywatelskiej. Paradoksalnie to ta partia traci dziś najwięcej, choć zdaje się to umykać analitykom, tradycyjnie skupionym na realnych i wyimaginowanych problemach partii rządzącej. Wystarczyło bowiem kilka dni, by z fikcji konserwatywnego zwrotu nie zostało nic. Oto politycy PO, w swojej większości deklarujący poparcie dla tzw. kompromisu aborcyjnego, faktycznie biorą udział w cudzym przedstawieniu – histerii rozpętanej przez środowiska feministyczne, domagające się nie tyle zachowania dzisiejszych przepisów, które od lat uważają za opresyjne, ile ich daleko idącej radykalizacji. W wielu wypadkach zmierzającej nawet do aborcji na żądanie. I tak „konserwatywni” politycy (nie mówię tu o kilku posłach Platformy, którzy, o czym trzeba pamiętać, poparli dalsze procedowanie projektu złożonego przez organizacje pro-life) znaleźli się w hałaśliwym tłumie, którego przedstawicielki epatują grafikami opartymi na symbolicznym przedstawieniu macicy, wulgarnymi transparentami, a na pytanie o życie poczętych dzieci odmawiają nawet użycia słowa „dziecko”. Jak pokazały „Wiadomości” TVP, często w wysoce obraźliwy sposób.

Te same twarze

Jakkolwiek w czarnych protestach w dużym stopniu biorą udział te same osoby, które regularnie bywają na imprezach Komitetu Obrony Demokracji, uczestniczy w nich również duża grupa, która Platformę darzy niechęcią niewiele mniejszą od tej, którą odczuwa wobec PiS-u. Wcześniej kilkakrotnie obserwowaliśmy, jak na wiecach samozwańczych obrońców demokracji wrogo przyjmowano krytykę poczynań poprzedniego rządu lub transformacji ustrojowej jako takiej. Tę falę protestów organizują w dużym stopniu te same partie i stowarzyszenia, których przedstawicielom na wiecach KOD-u wyłączano mikrofony. Boleśnie przekonała się o tym Joanna Mucha, wielokrotnie wygwizdana podczas wiecu pod hasłem „Żarty się skończyły”. Krzyczane pod jej adresem pytanie „gdzie byliście osiem lat” to prawdopodobnie najmądrzejsze słowa, jakie padły podczas pikiety, na której mówiono o macicach jako polu męskiej walki o dominację.

Tu zaczyna się kolejny problem Platformy i wszystkich, którzy liczą na to, że protesty przeciwników zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych doprowadzą do tego, do czego nie są w stanie doprowadzić marsze KOD-u – skrzyknięcia się masowego ruchu, który obali rząd Beaty Szydło. Walka o zachowanie kompromisu, będąca dla dużej grupy obywateli (łącznie z częścią wyborców PiS-u) atrakcyjnym hasłem, szybko okazała się tylko bardzo krótkim wstępem do ogłoszenia radykalnych żądań. Jej twarzami stały się zaś nie tyle celebrytki, wspierane przez kolegów, których przekaz dawał się często sprowadzić do kilku okrągłych banałów o byciu sobą i zagrożeniu praw kobiet, ile wręcz komiksowe, stereotypowe feministki z krótkimi, kolorowymi włosami. Te same, które od kilkunastu lat nie są w stanie dorobić się własnej znaczącej reprezentacji parlamentarnej. Miotanie się Platformy od ściany do ściany, które to miotanie Adam Bielan porównał do manewrów pijanego kierowcy, najlepiej opisał w znanym wierszu Włodzimierz Majakowski – „Kto tam znowu rusza prawą? Lewa, lewa, lewa, lewa!”. Gdy już pośmiejemy się z posłanki krzyczącej „Dość dyktatury kobiet!” i ochoczo podchwytującego to absurdalne hasło tłumu, zwróćmy uwagę na opisane wyżej tło społeczno-polityczne.

Platforma oficjalnie broni kompromisu, nieoficjalnie zaś daje się wciągnąć w działania tych, którzy o wiele mocniej niż Prawo i Sprawiedliwość kwestionują dotychczasowe przepisy. Puszcza też do nich oko, wysyłając do mediów Adama Szejnfelda, który prezentując stanowisko partii, równocześnie deklaruje się jako zwolennik liberalizacji. Wprost popiera ją natomiast Nowoczesna, na czym zapewne więcej wygra, niż straci, równocześnie jednak również wyraźniej niż dotąd sytuując się na lewicy. Dyskusja o aborcji pomaga porządkować scenę polityczną i w naturalny sposób zmusza partie do sytuowania się po lewicowej lub konserwatywnej stronie.

Zlikwidować wszystko

Z konwencji PO przebił się właściwie tylko postulat likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej i Centralnego Biura Antykorupcyjnego, instytucji, które dziś przedstawia się w Platformie jako „od początku skażone walką polityczną”, a które to ta partia (wraz z PiS-em) powoływała do życia. Postulat ten jest przyznaniem się do porażki, PO miała przecież osiem lat na zreformowanie po swojemu tych instytucji i w pewnym stopniu, na szczęście tymczasowo, sobie (zwłaszcza CBA) je podporządkowała. Pamiętajmy, że wcześniej PO postulowała likwidację Senatu i postulat ten porzuciła, gdy tylko zdobyła kontrolę nad wyższą izbą parlamentu. To obietnica złożona nie elektoratowi, ale ważnym politykom, mającym kłopoty z oskarżeniami o korupcję lub współpracę z SB. Ani Lech Wałęsa, ani Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wygrają dla Platformy kolejnych wyborów. Jest również wątpliwe, by władzę oddać jej miały krzykliwe feministki.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Hanna Gronkiewicz-Waltz #IPN #CBA #Grzegorz Schetyna #Platforma Obywatelska

Krzysztof Karnkowski