Chodzi o obsadzanie swoimi ludźmi stanowisk w mediach publicznych - gorączkowały się dzisiaj na konferencji prasowej dwie posłanki Platformy Obywatelskiej. Chodziło im o zmianę ustawy medialnej przygotowaną przez Prawo i Sprawiedliwość. Jedną z nich był Iwona Śledzińska-Katarasińska. Szybko jej przypomniano wypowiedź dla "Gazety Wyborczej". Sprzed ośmiu lat. I w całej krasie demaskującej obłudę obecnych wrzasków polityków PO.
- Jawne, przejrzyste konkursy, jawny wybór władz mediów publicznych, gwarantował przynajmniej dostęp do informacji. W tej chwili zniesione są kompetencje, zniesiona kadencyjność, zarządy spółek mediów publicznych są całkowicie w ręku jednego człowieka – ministra skarbu - oburzała się Śledzińska-Katarasińska, a jej partyjka koleżanka grzmiała:
"Chodzi o to, żeby tylko ludzie związani z PiS mogli pełnić funkcje w mediach i zajmować kierownicze stanowiska".
Politycy Platformy dla zasady krytykują wszelkie pomysły PiS, ale momentami ich obłuda jest porażająca. Niektóre argumenty są naznaczone obrzydliwą hipokryzją.
Tym właśnie nacechowane było dzisiejszej wystąpienie poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej. Dziennikarze szybko bowiem przypomnieli jej wypowiedzi z 2007 roku.
To była wypowiedź dla "Gazety Wyborczej", a autorka tekstu "Platforma: Wyzwolimy publiczne media od polityków" Agnieszka Kublik.
"W radach nadzorczych publicznych mediów są wyłącznie przedstawiciele PiS, LPR i Samoobrony. Nieusuwalni przed końcem swoich kadencji, czyli do lata 2009" - czytamy we wstępie publikacji.
W niej właśnie znalazła się wypowiedź tak "oburzonej" dziś posłanki Śledzińskiej-Katarasińskiej.
Wtedy Platformie zmiana kadencyjności władz mediów publicznych nie przeszkadzała.
Źródło: Twitter,niezalezna.pl,300polityka.pl
Grzegorz Broński