Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Misjonarz Boży

Sługa Boży ojciec Bernard Łubieński w dzieciństwie za największe szczęście uważał posługiwanie do mszy świętej. Gdy miał 9 lat wyznał rodzicom, że pragnie zostać księdzem.

zdjęcie z artykułu o. Pawła Drobota CSsR
zdjęcie z artykułu o. Pawła Drobota CSsR
Sługa Boży ojciec Bernard Łubieński w dzieciństwie za największe szczęście uważał posługiwanie do mszy świętej. Gdy miał 9 lat wyznał rodzicom, że pragnie zostać księdzem. Nie mogli przypuszczać, że to dziecięce powołanie okaże się tak głębokie i trwałe.

Bernard urodził się 9 grudnia 1846 roku. w domu panowała prawdziwie religijna atmosfera. Matka z pomocą książek z domowej biblioteki uczyła dzieci prawd wiary, historii zbawienia oraz dziejów Kościoła. Po niedzielnej mszy świętej w świątyni parafialnej w Wiskitkach rodzina szła na plebanię, gdzie ich krewny, biskup Konstanty Łubieński opowiadał im o swoim powołaniu. Razem ze starszym bratem Henrykiem Bernard podejmował drobne umartwienia. Klękali gołymi kolanami na wystających z podłogi gwoździach a nawet tarli je aż do krwi. 

Pamiętaj, że jesteś Polakiem

W 1849 roku dziadek Henryk z powodu podejrzeń o działalność niepodległościową został aresztowany przez ochranę a jego dobra skonfiskowane. Tak rozpoczęła się rodzinna tułaczka. Zamieszkali w malutkim majątku w Szewnie. Dom był zrujnowany, więc miejscowy proboszcz ksiądz. Ignacy Grinfeld miłosiernie odstąpił im swoją plebanię a sam zamieszkał w wikarówce. Jednak ojciec Bernarda, Tomasz zbankrutował i jego dzieci wędrowały po rodzinie. W końcu gdy w 1858 roku nastała bardzo surowa zima, Tomasz zabrał żonę z młodszymi dziećmi do Petersburga, gdzie w końcu udało mu się objąć stanowisko dyrektora w fabryce lokomotyw. Henryka razem z Bernardem skierował na naukę do Ushaw w Anglii. Przy pożegnaniu wypowiedział słowa, które zapadły w dusze chłopca na całe życie: Gdziekolwiek się znajdziesz, pamiętaj, że jesteś katolikiem, Łubieńskim i Polakiem. Kolegium w Ushaw zajmowało się kształceniem kandydatów na kapłanów oraz nauczaniem chłopców z zamożnych rodzin katolickich. Dzień zaczynał się i kończył nabożeństwem a nauczyciele byli niezwykle wymagający. – Pierwsze lata poddałem się lenistwu – wyznawał późniejszy zakonnik – do tego stopnia, że aż w skórę dostawałem, co mi na zdrowie wyszło, bo odtąd zacząłem być pilniejszy w naukach. Jednak egzaminu dojrzałości w terminie nie zdał. Udało mu się to dopiero parę lat później.

Gdy w czasie wakacji 1864 roku przebywał u rodziny Bodenhamów w Rotherwas, ciotka zapytała go, czy nie zamierza wstąpić do zakonu, przyszły Sługa Boży bez wahania odpowiedział: Ja chcę być księdzem, ale nie na to, żeby być pasibrzuchem w klasztorze lecz żeby pracować dla Pana Boga. Krewna spokojnie odparła jego zarzut: Zakonnik w ciągu roku zrobi więcej niż ksiądz świecki w dziesięciu latach. Odtąd modlił się wiele i gorąco o światło i rozeznanie powołania. Po rekolekcjach elekcyjnych u redemptorystów pojął, że jest powołany do zakonu a 15 października 1864 roku w uroczystość św. Teresy od Dzieciątka Jezus, jako dziewiętnastolatek otrzymał habit zakonny. 

Mimo sprzeciwu ojca

Jego ojciec uznał jednak, że była to decyzja nieprzemyślana i nie szczędził mu listów z wyrzutami. Stryj biskup wypominał mu, że przyjął profesję zakonną za granicą, podczas gdy w kraju tak brakuje kapłanów i zakonników. Jednak Bernard wciąż myślał o tym, żeby ponownie sprowadzić redemptorystów do Polski. Ich zakon został wygnany z kraju już po pierwszym rozbiorze.

W czasie ciężkiej zimy 1870 roku ojciec Bernard zapadł na reumatyzm, była to zapowiedź przyszłego paraliżu nóg. Mimo bólu podejmował się prowadzenia misji. – Pierwszą pracą – czytamy w jego biografii pióra o. Sławomira Pawłowicza – było triduum przed wprowadzeniem obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Natomiast pierwszą misją, którą prowadził razem z kilkoma misjonarzami, była misja w parafii katedralnej w Birmingham […]. Liczba prowadzonych misji zwiększała się z każdym rokiem. Ogółem w latach 1874 – 1882 brał udział w prowadzeniu 25 misji, 6 renowacji misyjnych i 4 innych prac apostolskich. 

Niósł także pomoc duchową i materialną licznym polskim emigrantom przybywającym do Londynu i innych angielskich miast. Widząc tę gorliwą, pełną oddania pracę prowincjał redemptorystów polecił mu sprowadzenie zakonu powrotem do Polski. Nowy klasztor miał powstać w Mościskach koło Krakowa a Bernardowi udało się zdobyć dla nowej fundacji facsimile obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy. 

Corragio, riuscira

Przed wyjazdem do Polski ojciec Bernard uczestniczył w mszy św. odprawionej przez papieża Leona XIII w jego prywatnej kaplicy. Ojciec Święty pobłogosławił krzyż misyjny i skierował do zakonnika znamienne słowa: Corragio, riuscira czyli odwagi, uda się. 

Nieustającą sposobnością do pełnego zaparcia się siebie aż do śmierci stała się ciężka choroba reumatyczna, która uczyniła go kaleka do końca życia. Chodzić mógł już tylko o lasce, bardzo utykając. Punkt zwrotny w życiu misyjnym ojca Bernarda objawił się w 1889 roku. W klasztorze było już pięciu ojców, dlatego Bernard wraz z towarzyszem niemal bez przerwy jeździli na misje. Śląsk, Pomorze, Wielkopolska, małe wiejskie parafie, wielkie miasta (Lwów, Kraków, Przemyśl) wszędzie tam głosił słowo boże. Prowadził też rekolekcje dla służących, dla pań, dla panów, dla robotnic, dla guwernantek. Przez trzy lata z rzędu (1894 – 1896) prowadził w lipcu ośmiodniowe ćwiczenia duchowe dla kuracjuszy w Krynicy. Głosił też rekolekcje dla kleryków i sióstr zakonnych. – Po wybuchu wojny (I Wojna Światowa – przyp. autor) – czytamy w cytowanej już biografii – gdy Austriacy zaczęli zbliżać się do Mościsk, ojciec Łubieński został na miejscu z czterema ojcami i trzeba braćmi […]. Od początku wojny urządzono w mieście kilka szpitali dla chorych i rannych. Ojcowie z wielkim poświęceniem obchodzili te szpitale i zaopatrywali zarażanych cholerą, tyfusem i czerwonką, które szerzyły się z zatrważającą szybkością. Zachorował tez proboszcz mościcki i wyjechał na kilka tygodni do Lwowa. Rządy w parafii objął ojciec Bernard. Pobudki do wytrwania w ciężkiej sytuacji szukał w rozważaniu prawd wiecznych. W kościele głosił wiernym kazania o przygotowaniu na śmierć. Jednak w 1918 roku przełożeni zwolnili ciężko schorowanego, na nogach zakonnika pojawiły się bolesne, niegojące się rany, z ciężaru prowadzenia parafii. Piętnaście lat w bólu i modlitwie przeżył w krakowskim a później warszawskim klasztorze redemptorystów. Przez ostatni rok poruszał się tylko w fotelu na kółkach. Często tracił przytomność. Nie mógł nawet odmawiać brewiarza. Trzeba było opiekować się nim jak dzieckiem. Dziesiątego września 1933 roku tuż przed północą oddał duszę Bogu.

Kazanie podczas mszy świętej żałobnej, którą odprawił ks. kardynał Aleksander Kakowski wygłosił kanclerz Kurii Warszawskiej ks. kanonik Choromański. – Umarł jeden z najstarszych zakonników w Polsce – mówił – umarł najbardziej zasłużony misjonarz, umarł prawdziwy mąż boży, czcią Polski całej otoczony, umarł ojciec Bernard […]. Najbardziej na miarę Pawłową apostoł Chrystusowy, gorliwy łowca dusz dla Pana Jezusa. Ojciec Bernard najszczęśliwiej czuł się na ambonie w konfesjonale. Na ambonie w kazaniach swoich występował z całą powagą i majestatem prawdy Chrystusowej […]. Miał trzy miłości – a tymi był Bóg, Matka Najświętsza i Polska nasza […]. Mimo woli już chcemy modlić się do niego, bo ufamy, że już wszedł do wesela Pana swego.

Pod koniec 1998 roku kongregacja spraw kanonizacyjnych w Rzymie zatwierdziła ważność i prawomocność procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego ojca Bernarda Łubieńskiego.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

Kaja Bogomilska