Dziecko poczęte w wyniku procedury in vitro w klinice Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego trafiło do kobiety, która nie jest jego biologiczną matką – wynika z doniesień „Dziennika Pomorskiego”. Podczas sztucznej inseminacji nasieniem męża kobiety przez pomyłkę zapłodniono komórkę jajową, która nie należała do niej. W klinice zaczęła się kontrola. Poszkodowanych może być więcej.
Nie wiadomo bowiem, co stało się z jajeczkami kobiety, która urodziła cudze dziecko. Komórki wyrzucono, czy zapłodniono? A jeśli zapłodniono, to co się stało z dziećmi? Trafiły do lodówki, czy do obcej kobiety? Jak mówi kierownik kliniki, wszystkie warianty są możliwe. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz stwierdził, że pomyłka, do jakiej doszło była odosobnionym przypadkiem. Skąd to wie, skoro kontrola dopiero ruszyła?
To, że do błędów dochodziło częściej jest całkiem prawdopodobne, bo wypadki tego typu od lat zdarzają się w różnych krajach. W zeszłym roku we Włoszech głośne było zdarzenie z rzymskiej kliniki Pertini. Lekarze zamienili tam probówki, bo w nazwiska dwóch par brzmiały identycznie. Jedna z kobiet krótko po ujawnieniu sprawy nie była już w ciąży (twierdziła, że poroniła samoistnie), druga urodziła cudze bliźnięta. Dzieci stały się przedmiotem sporu sądowego. Ostatecznie zostały u pary, u której przyszły na świat. W 2011 r. w Stanach Zjednoczonych pewna para pozwała klinikę do sądu. Alex Walterspiel i Melanie Walters podczas drugiej próby sztucznego zapłodnienia usłyszeli, że klinika nie ma pochodzących od nich embrionów, które według umowy powinny się znajdować w zamrażarce. Ginekolodzy twierdzili, że zarodki zostały przypadkowo zniszczone. Para uważała, że wszczepiono je komuś innemu. Pomyłki i dziwne zaginięcia zarodków zdarzały się też m.in. w Japonii i Wielkiej Brytanii. Rekordzistą w tej dziedzinie okazał się dr Roger Abdelmassih z Brazylii (jego klientką była m.in. partnerka Pelego) i jego rosyjscy współpracownicy – Alexander i Irina Kerkisowie. Jedna z pacjentek Abdelmassiha opowiadała, że lekarz zapłodnił na szkle kilkanaście jej komórek jajowych, ale wszczepił jej kilka embrionów. Kiedy zapytała, co się stało z pozostałymi, ginekolog odparł, że je wyrzucił. Inna para usłyszała od lekarza propozycję kupienia cudzych zarodków. Abdelmassih proponował też pacjentkom zabiegi skutkujące zmieszaniem DNA poczętego dziecka z genami trzeciej osoby, albo zapłodnienie nasieniem od nieznanego dawcy bez informowania męża. Pobranych, ale niewykorzystanych do zapłodnienia komórek używał, nie pytając dawczyń o zgodę.
Według prokuratury, poszkodowanych w ten sposób może być aż 20 tys. kobiet. W dodatku na niektórych embrionach przeprowadzano eksperymenty. Według jednego ze świadków, ludzkie komórki wszczepiano zwierzętom.
Błąd pracowników kliniki Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego wyszedł na jaw przypadkiem. Ilu pomyłek nie zauważono – możemy się tylko domyślać. Czy ktoś za nie odpowie? Na to się nie zanosi, bo choć zapłodnienie in vitro jest finansowane z podatniczych pieniędzy, to działalność ta jest prawnie nieuregulowana. Jak jednak widać, nawet w krajach, w których stworzono odpowiednie ustawy, sztuczna inseminacja powoduje cierpienie dzieci. Tych, które nie dostają szansy się urodzić i tych, które zamiast do biologicznych rodziców trafiają do obcych ludzi.
Źródło: niezalezna.pl
Jakub Jałowiczor