Przesłanie, jakie niesie ze sobą postać św. Jana z Dukli, jednego z wielkich Polaków wyniesionych na ołtarze, przetrwało do naszych czasów.
- Św. Jan z Dukli, którego przybliżył Polsce w sposób szczególny Ojciec Święty Jan Paweł II i to nie tylko przez dekret kanonizacyjny, ale przez miłość prostą i wierną, miłość wyrosłą z wiary w Chrystusa, która pogłębiała się po każdych odwiedzinach dukielskiego kościoła i pustelni, po każdej wędrówce śladami świętego. Papież wyraźnie zabrał ze sobą do Rzymu polskie góry i lasy, polskie morze i rzeki, a wpływ czasu nie zatarł tych związków, ale je wysublimował i umocnił, przeniósł na płaszczyznę świętych obcowania. To chyba dlatego tak często nawiązywał do św. Pustelnika z Dukli, aby tam go kanonizować, gdzie się urodził i gdzie wyrosły korzenie jego powołania. Jan Paweł II cierpliwie nam przypomina i uczy cenić Polskę gór i lasów, uprawnych pól i bohaterskich żołnierzy. Ojczyznę, która rodziła świętych kapłanów, a która i dzisiaj znajduje się w potrzebie – mówił arcybiskup metropolita przemyski Jan Michalik w dniu kanonizacji św. Jana jesienią 1997 r.
Korzenie powołania
Św. Franciszek z Asyżu (1181/2–1226) założył w 1209 r. zakon Braci Mniejszych, popularnie zwanych franciszkanami. Pierwsi Bracia Mniejsi przybili do Polski w dziesiątym roku po śmierci założyciela. Najpierw osiedlili się na Śląsku – we Wrocławiu, a następnie na terenie Małopolski – w Krakowie. Gdy Jan wybierał drogę swojego powołania, zakon był już mocno osadzony w polskiej rzeczywistości.
Wiadomości o pochodzeniu i pierwszych latach życia świętego są skąpe. Badaczom nie udało się ustalić dokładnej daty jego narodzin. Wiadomo, że umarł jako sędziwy starzec w 1484 r., a zatem datę jego przyjścia na świat określa się koło 1414 r. Lepiej już, jeśli chodzi o miejsce urodzin. Była to Dukla oddalona o 18 km od Krosna. Prawdopodobnie nosił nazwisko Dźwig, a jego ojciec był średniozamożnym kupcem.
Według zeznań najstarszych mieszczan z Dukli spisywanych po rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego prowadził pełne umartwień życie pustelnicze w lasach ciągnących się na zachód od Dukli nad potokiem w grocie skalnej nazywanej Zaśpit. Po pewnym czasie późniejszy święty doszedł do wniosku, że życie pustelnicze ma swoje wady, izoluje bowiem od świata i uniemożliwia działania apostolskie. A przecież Jan czuł głęboko, że jest powołany by nawracać bliźnich. Wstąpił do zakonu franciszkanów konwentualnych (o łagodniejszej regule) w Krośnie. Tam spędził 20 lat. Po czem przeszedł do krakowskich obserwantów (franciszkanów bernardynów – surowsza reguła). Z czasem zyskał sobie sławę wybitnego kaznodziei. Ze zmianą zakonu wiąże się powtarzana przez wiele ust anegdota. Mikołaj Stryczek – prowincjał zakonu franciszkanów – konwentualnych ucztował w gronie rajców, gdy św. Jan, korzystając z dobrego humoru zwierzchnika, prosił go o pozwolenie przejścia do bernardynów. Prowincjał, sądząc, że zakonnik chce ich tylko odwiedzić, chętnie się zgodził. Jakież było jego zdziwienie, gdy się dowiedział, że Jan zmienił zakon, a właściwie jego gałąź legalnie i za zgodą zwierzchnika. Gdy jeden ze współbraci narzekał, że zmienił życie eremity na zakonne, święty odpowiedział: ja nie przestaje gorąco dziękować Bogu, że uczynił mnie, niegodnego, członkiem tego zakonu. Jeśli żyjąc w zakonie nie jestem pozbawiony niedoskonałości, ileż zbrodni mógłbym popełnić w świecie, gdzie jest tyle po temu okazji.
Był pełen pokory i poświęcenia. Gdy współbracia czasie rekreacji rozmawiali czy spacerowali, on w kuchni lub ogrodzie spełniał najniższe posługi. W ogrodzie klasztornym urządził sobie rodzaj pustelni czy kaplicy i spędzał tam czas na modlitwie.
Niewidomy kaznodzieja
Niedługo przed śmiercią stracił wzrok. Nie mogąc czytać, prosił, by klerycy odczytywali mu Regułę, aż nauczył się jej na pamięć. W ten sposób uczył się też kazań, których nie przestał wygłaszać. Cierpiał dotkliwie na owrzodzenie nóg, ale się nigdy nie skarżył. Próbował żyć, jakby był zdrowy, nie zwalniając się z żadnych obowiązków klasztornych. Umarł, odmówiwszy z braćmi psalmy pokutne, 29 września 1484 r. Pochowano go w kościele przy chórze kapłańskim.
Jego celem i ideałem było upodobnienie się do biedaczyny z Asyżu a przez niego do Zbawiciela. Stale był nastawiony na zdobywanie świętości. Stawiał sobie coraz większe wymagania. –
Naśladowca ubogiego Franciszka – czytamy w książce dwóch ojców bernardynów H.E. Wyczawskiego i W.T. Murawca pt. „Święty Jan z Dukli ” –
tak bardzo przejął się duchem na nowo odczytanej Reguły i Testamentu założyciela zakonu, że zapragnął niemal każdy zawarty w nich szczegół wprowadzić w życie, by w ten sposób jak najwierniej naśladować św. ojca. Było to szczególnie widoczne w jego wielkim uwrażliwieniu na pracę, którą Franciszek nakazywał w rozdziale V Reguły, wysuwając na pierwszy plan prace fizyczne. Kaznodziejstwo i spowiedź traktował jako swoje główne zajęcia. Był także bibliotekarzem zabiegającym o powiększenie księgozbioru, głównie przez darowizny.
Ikonografia przedstawia świętego najczęściej w stanie zachwytu, kontemplacji zakonnika niekiedy towarzyszyły łzy, czasem był rozpromieniony przeżywając trudną do opisania wewnętrzną radość – wygląda tak, jakby Bóg uchylił przed nim niego – mawiali współbracia. Zdarzało się to najczęściej w czasie eucharystii. Św. Jan z Dukli podobnie jak św. Franciszek szczególnie umiłował Najświętszy Sakrament. – […] Jan modlił się o zbawienie grzeszników i schizmatyków – czytamy w cytowanym już źródle –
ofiarując Bogu swoje umartwiające posty. Zapewne również w tych intencjach odbywał pokorne wyznania uchybień w codziennym życiu klasztornym, klęcząc ze złożonymi rękami przed społecznością braci. To tradycyjne capitulum culparum (publiczne kajanie się) było dla niego czymś ogromnie ważnym. Przy tej okazji, chcąc uzyskać zasługę czynu pokutnego zapewne wyolbrzymiał swoje mniemane i prawdziwe wykroczenia, oskarżając się np. że mógł jeszcze doskonalej pracować, modlić się i pomagać ubogim.
W każdym razie to jego kajanie się musiał wzruszać i budować współbraci, skoro już za życia uważali go za świętego. Jeśli chodzi o miłość bliźniego Jan był wierny przykładowi ojca Franciszka. Przekazywał połowę swojego skromnego dziennego pożywienia bratu przy furcie klasztornej, który oddawał je ubogim. Osobiście odwiedzał chorych przy spowiedzi i nakłaniał tych zamożniejszych, a stojący w obliczu śmierci do wspierania biedaków.
Między Jezusem a Maryją
Powstały na początku XVII wieku najsłynniejszy obraz przedstawiający zakonnika został nazwany apoteozą św. Jana z Dukli. Na środku stoi święty, a u jego stóp leżą nędzarze. Po obu stronach Jana stoją na podwyższeniu Syn Boży i Jego Matka. Wygląda to tak, jakby Oni wprowadzali swego podopiecznego w świat biedy tak duchowej, jak i cielesnej. Przez całe życie kapłańskie i zakonne był temu wskazaniu wierny.
Beatyfikacji Jana z Dukli dokonał 21 stycznia 1733 r. papież Klemens XII. Po złożeniu do grobu ciał zakonnika liczne cuda zadecydowały o wyniesieniu Polaka na ołtarze. Jeszcze za jego życia z apopleksji została uleczona greko-=katoliczka Agnieszka Orłowa. Ławnik Maciej Butrym ciężko chory na puchlinę wodną odzyskał zdrowie, gdy tylko wezwał pomocy świętego. W cudowny sposób ze ślepoty uleczona została Katarzyna – żona cyrulika Fryderyka. Zofia, córka Franciszka Reka, straciła mowę, ale natychmiast ją odzyskała, kiedy rodzina zaczęła modlić się do swego orędownika. Agnieszkę Szymberkową opuściła epilepsja, gdy zaczęła błagać o wstawiennictwo świętego. Zapisano też kilka przypadków, że urodzone martwo dzieci wracały do życia za przyczyną Jana z Dukli. Tak było z córką Jana Kowala w 1492 r. Zdarzało się, że dla wyjednania opieki św. Jana chore dzieci chodziły na jego cześć w bernardyńskim habicie. Kult św. z Dukli szerzył się wśród mieszczan i żołnierzy. Od najdawniejszych bowiem czasów bernardyni byli kapelanami w wojsku, zwłaszcza podczas wypraw wojennych. W dzisiejszej Warszawie nowy kościół parafii bernardyńskiej na Sadybie nosi wezwanie św. Jana z Dukli.
Źródło: niezalezna.pl
Kaja Bogomilska