Śledczy pokazali rzeczywisty cel swojego występu: nie wyjaśnianie, lecz rozgrywanie sprawy katastrofy smoleńskiej jest istotą ich działalności.
Warto zapamiętać atmosferę, w jakiej zapowiadana i przeprowadzona była konferencja prasowa wojskowych prokuratorów w sprawie ustaleń dotyczących katastrofy smoleńskiej. Przypomnijmy, że śledczy wyznaczyli jej datę na trzy dni przed 10 kwietnia.
Nie dali szansy ani rodzinom ofiar, ani ich pełnomocnikom na wcześniejsze zapoznanie się z ekspertyzami biegłych, a już tym bardziej na złożenie wobec nich zapytań lub choćby próśb o doprecyzowanie. By poznać rzekome ustalenia okoliczności śmierci swoich bliskich przynajmniej na takich samych prawach, jakie prokuratura przyznała dziennikarzom, musieli oni sposobem przedostawać się na konferencję śledczych. A i opinia publiczna nie może czuć się potraktowana poważnie. Każdy przedstawiciel mediów otrzymał przydział na jedno pytanie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ograniczając rodzinom prawo do pierwszeństwa w zapoznaniu się z nowym materiałem dowodowym, a Polakom do wysłuchania odpowiedzi na krytyczne pytania dziennikarzy, śledczy pokazali rzeczywisty cel swojego występu: nie wyjaśnianie, lecz rozgrywanie sprawy katastrofy smoleńskiej jest istotą ich działalności. Z tego punktu widzenia rodziny czy dociekliwi żurnaliści to w istocie przeszkoda, którą trzeba ominąć. Prokurator Szeląg od niemal czterech lat z zacięciem godnym szlachetniejszej sprawy ślepo ćwiczy ten element gry. Donald Tusk i jego przyboczni potrzebowali argumentów do zakrzykiwania debaty o przyczynach katastrofy smoleńskiej przed jej czwartą rocznicą. Zatem śledczy usłużnie ruszyli z pomocą. I tylko w takich kategoriach można oceniać ich wynurzenia podczas ostatniej konferencji. A opowieści o nieskrępowanym dostępie biegłych do kluczowych dowodów śledztwa to wyłącznie argument za tym, że w relacjach Polska–Rosja nawet po Krymie nic się nie zmieniło.
Wojskowi śledczy, tak jak i rząd Tuska, nawet na milimetr nie zbaczają bowiem z kursu wytyczonego przez generał Anodinę. Premier na potrzeby kampanii może straszyć Polaków wojną i nieprzewidywalnością Putina, ale w najmniejszym stopniu nie zakwestionuje wiarygodności Rosjan w sprawie Smoleńska. Doskonałą ilustracją tej zależności jest cytowany przed chwilą Ireneusz Szeląg i jego „nieskrępowany dostęp” – przetłumaczony na język konkretów oznacza dwa tygodnie możliwości chodzenia koło wraku po kilkudziesięciu miesiącach po katastrofie, ale tylko w taki sposób, na jaki zgodzi się rosyjski opiekun.
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Katarzyna Gójska-Hejke