W międzyczasie europoseł KO Borys Budka postanowił włączyć się do debaty. Zagroził, że obóz władzy de facto planuje… zdelegalizować opozycję. „Ostatnie wypowiedzi posłów PiS to doskonały materiał dowodowy w postępowaniu o delegalizację tej antypaństwowej partii. Sprzedaliby Polskę każdemu, byleby ugrać swój polityczny interes” – napisał niegdyś szef PO, uważany przez środowisko dziennikarskie – nie wiadomo z jakich powodów – za jednego z bardziej bystrych w otoczeniu Donalda Tuska. A teraz zróbmy krótki eksperyment i zamiast słowa „PiS” z wpisu Budki użyjmy „PO”. I wyobraźmy sobie, że nadawcą wiadomości o delegalizacji partii, którą popiera ponad 30 proc. Polaków, nie jest Borys Budka, a Mateusz Morawiecki albo Przemysław Czarnek. I mamy nie 2025, a 2022 r. Co by się działo? Mam ten obraz przed oczami: Donald Tusk zwołuje marsz, TVN24 alarmuje żółtymi paskami, a KE wzywa polski rząd do respektowania demokracji i praworządności. Na tym właśnie polega niebywała hipokryzja, w której funkcjonujemy.