Tomasz Arabski był skazany na niewielki wymiar kary 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata za to, że jako szef KPRM nadzorował tragiczną wizytę polskiej delegacji udającej się do Katynia 10 kwietnia 2010 r. Wyrok zapadł najpierw w 2019 r. w sądzie okręgowym, a później potwierdził go sąd apelacyjny.
Jednak po ubiegłorocznych wyborach sędzia SN, która nie akceptuje kolegów po fachu zaprzysiężonych po grudniu 2017 r., nakazała ponownie rozpatrzyć sprawę ze względu na udział „nieuprawnionych” osób do orzekania. Co się stało? Oczywiście sąd apelacyjny kilka dni temu uniewinnił Tomasza Arabskiego skazanego prawomocnie. Przecież to granda! Czy teraz wszystkie wyroki, które zapadły z udziałem sędziów powołanych przez prezydenta po 2018 r., będą skutecznie „zawieszone” w próżni na rzecz skazanych? Bo trzymając się elementarnej logiki, tak właśnie powinno się stać. Tymczasem od kilku miesięcy minister Adam Bodnar powtarza, że czeka nas ewolucja w sądach, weryfikacja powołań, może też czynny żal, gdy tylko wygra wybory właściwy kandydat na prezydenta, ale wyroki będą w mocy. No i co? Bezczelność tej władzy nie ma granic. Katastrofa smoleńska pozostała bez nawet mikroskopijnego pociągnięcia do odpowiedzialności urzędników państwowych.